Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 33 из 87

– Poniekąd tak, istotnie. Ale jako osoba przezorna zachowała swoje mieszkanie w Paryżu i tam była zameldowana. Nie zdziwiło pani, że, mieszkając w Montilly, ślub załatwiała w Paryżu, w siedemnastej dzielnicy?

Wcale mnie nie zdziwiło i nic mi w ogóle w tej kwestii do głowy nie przyszło. Teraz dopiero przypomniało mi się niejasno, że zwyczaj nakazuje brać ślub w parafii pa

– Małe mieszkanko, gdzie jeszcze z matką przed laty mieszkała, matka umarła, pa

Wydało mi się to wielce prawdopodobne.

– I co? – spytałam. – Policja też tam grzebała?

– Z całą pewnością. Szczególnie że, o ile wiem, klucze tu przy niej znaleźli.

Pożałowałam gorzko, że to policja, a nie my, Roman chociażby albo nawet i ja sama, przeprowadziła tutejsze poszukiwania. Miałabym te klucze… Nic, poza ciekawością rzeczy nowej i krew w żyłach mrożącej, nie przymuszało mnie do tego, ale skoro już takiej kryminalnej sensacji stałam się prawie uczestniczką, niechbym już wszystkie korzyści odniosła. Zrozumiałabym lepiej ową współczesną rzeczywistość, na ekranie telewizora oglądaną.

– A teraz? – spytałam trochę niecierpliwie. – Co teraz?

– Nadal mają te klucze i nie można tam wejść?

– Przeciwnie. Domagają się nawet, żeby przyszedł tam ktoś, kto znał pa

– I kto to ma być?

Pan Desplain skrzywił się z wielką urazą i niesmakiem.

– Mnie zaproponowano rolę znawcy, ale nie czuję się na siłach wnikać w prywatne sprawy pa

– Musiałby to być ktoś bardzo wścibski, kto jej nie cierpiał, albo odwrotnie, ktoś, kto jej chętnie służył – zaopiniowałam w zadumie.

– Bardzo trafna uwaga.

– A co to było, te znaleziska? Wie pan coś o tym?

– Nie dokładnie. No, biżuteria oczywiście. Ponadto zdjęcia, korespondencja, jakieś przedmioty…

– A ktoś z rodziny…? Miała jakąś? Kto w ogóle po niej dziedziczy? Jeśli coś po niej zostało, do kogo teraz należy?

– Tu zdziwi się pani niezmiernie – odparł pan Desplain tonem nieco jadowitym. – Do pani.

Osłupiałam. – Do mnie…?!





– Tak jest. Do pani.

– Ależ… Jakim cudem…?!

– No cóż, pewne sprawy, długo utajnione, notariusz po śmierci klienta musi ujawnić spadkobiercy. Z niechęcią to czynię, bo nie najpiękniej rzutują na charakter pani świętej pamięci pradziada. Testament na pani korzyść istniał od lat. Pan hrabia zrobił sobie coś w rodzaju dowcipu, miał… powiedzmy… dość osobliwe poczucie humoru. Obiecał pa

Milczałam przez chwilę, przychodząc do siebie. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie dziedzictwa po pa

To jedno kazało mi nie zrzec się tego spadku bezzwłocznie, co pewnie bym zaraz uczyniła, bo wcale nie chciałam po niej dziedziczyć. Odrzucała mnie i jej osoba, i jej całe życie przy boku pradziada, i ten widok straszny, który w kredensowym gabinecie ujrzałam, i ta woń, nieco się jeszcze wokół mnie snująca. Pomyślałam, że cokolwiek po niej zostało, na dobroczy

– Skoro tak – rzekłam wreszcie – może wpuszczono by mnie do owego mieszkania? Razem z Romanem, moim… kierowcą?

– Widzi pani w tym jakiś pożytek? – zdziwił się pan Desplain trochę podejrzliwie, mniemając zapewne, i słusznie, iż kieruje mną tylko naga

– Owszem – odparłam stanowczo. – Tak się jakoś składa, że Roman więcej wie niż ktokolwiek i

Pan Desplain zastanowił się, kiwnął głową kilkakrotnie, jakby samemu sobie przyświadczając, po czym przyznał mi rację. Obiecał zaraz porozumieć się z właściwym pracownikiem policji i już bez oporu żadnego podał mi adres paryskiego mieszkania pa

– Nie zamierzam się wtrącać zbyt natrętnie, ale zobowiązany jestem dbać o pani sprawy. Czy pani sama napisała już testament?

Wcale mi nie było przyjemnie przyznać mu się, że nie. Faktem było, iż po śmierci mojego małżonka zamierzałam napisać, ale jakoś zbyt szybko czas mi przeleciał i do tej pory nie zdążyłam. Ponadto aż prawie do ostatniej chwili, porządkując interesy, sama nie wiedziałam, czym rozporządzam, teraz zaś nowe mienie na mnie spadło i tym bardziej kwestie majątkowe pozostawały dla mnie niezupełnie ustalone. Co gorsza, w grę zaczynały wchodzić sprawy dodatkowe, któż bowiem miałby w tej chwili po mnie dziedziczyć?

Dzieci nie miałam. Jedynaczką będąc, nie miałam też żadnego rodzeństwa. Jedyny brat ojca zmarł bezpotomnie, a dwie starsze siostry mojej matki, osoby bardzo leciwe, również potomstwa się nie doczekały i nadziei na nie już nie było. Jakieś dalekie pokrewieństwa jeszcze się wokół mnie plątały, ale nikogo sobie nie wybrałam na dziedzica albo dziedziczkę. Nie wyrzekałam się drugiego męża i dzieci, nie mogłam jednakże czynić ich spadkobiercami, skoro jeszcze nie istnieli. Gdybym zaś napisała testament teraz, i tak straciłby ważność w chwili zawarcia związku małżeńskiego.

I czy miałby to być testament obecny czy też ten sprzed stu lat…? Kto był moim krewnym dziś, na dobrą sprawę nie miałam najmniejszego pojęcia…

Nie kryjąc skruchy i zakłopotania, obiecałam panu Desplain przemyśleć wszystko i do niego po radę się zwrócić we właściwej chwili. Nie wydawał się w pełni usatysfakcjonowany, ale zostawił mnie w końcu samą w tym kredensowym gabinecie i poszedł załatwiać interesy.

Nie zaniechałam poszukiwań nie wiadomo czego. Korciło mnie to sanktuarium pa

Wśród biżuterii, stara