Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 29 из 87

Pan Desplain potwierdził moje przypuszczenia. Znając wszystkie tutejsze osoby i ich tryb życia, był podobnego zdania. Tym bardziej nabrałam wielkiej ochoty na dokładne zrewidowanie gabinetu pa

Ciekawiła mnie, tyle że już na spokojnie, dodatkowa sprawa. Czy też pa

Co to za szczęście, że fałszerstwo przez policję zostało wykryte!

Skończyłam z panem Desplain i z dokumentami, po czym zajęły mnie sprawy praktyczne. Służba mi była w pałacu potrzebna. Obie niewiasty, do sprzątania przychodzące, chętnie zgodziły się zostać na stałe, zaś Martin Beck, jak się okazało, miał już kucharkę. Ludzie w stajniach musieli coś jeść, ktoś im musiał gotować, restauracja zresztą niewielka przy torach prosperowała, razem wziąwszy, niewiele kłopotu mi to sprawiło. Dla siebie kazałam przygotować sypialnię i łazienkę, by w razie potrzeby móc tu zostawać nawet przez kilka dni, a do remontu pałacu ugodziłam człowieka, który cnym gronem fachowców dysponował. Też mi go Martin Beck naraił. Zacząć mieli, jak tylko policja się wyniesie, by na żadne przeszkody się już nie natykać.

Roman i Gaston równocześnie mi się odnaleźli i wspólnie usiedliśmy na tarasie, pijąc kawę i wino. Po długiej dopiero chwili połapałam się, że Roman do reszty przestał wydawać mi się sługą i jakby w doradcę, przyjaciela i opiekuna się przemienił. Wprost dziwne byłoby, gdyby nie siadał z nami razem przy jednym stole i relację, na przykład, zdawał mi, stojąc, tak jak w dawnych czasach…

Dawnych…! Toż te dawne czasy przed dwoma tygodniami jeszcze były teraźniejszością…!

– Przy odrobinie uporu wszystkiego się można dokopać – rzekł na wstępie, śmiejąc się. – Z jednym gliniarzem tutaj wspólnych przodków znalazłem i kuzynostwo już mamy zagwarantowane. Mnóstwo wiem.

– Rzeczywiście ma Roman z kimś tutaj wspólnych przodków? – zdumiałam się podejrzliwie.

– A kto to może wiedzieć na pewno, proszę jaśnie pani? Ale rodziny się koligaciły, francuska i polska, a z nimi razem służba. Czemuż by jakaś moja prababka nie miała z Francji pochodzić? Nazwisko odpowiednie wykombinować i po krzyku, zawsze się to może przydać, jak widać na załączonym obrazku.

Językiem też do mnie mówił i

– Ludzie zawsze wszystko wiedzą – zauważył Gaston. – Ciekawe, co pan zyskał na tym pokrewieństwie?

– Interesujące wiadomości. Otóż przed miesiącem… ściśle mówiąc, przed sześcioma tygodniami… policja miała głupią sprawę. Wypadek samochodowy, zabiła się facetka, pracownica urzędu stanu cywilnego, podobno słynąca z dobrego serca i głupoty, młoda, trzydziestu lat nie miała. Istniało podejrzenie, że ktoś jej w tym pomógł, obce odciski palców

W tym samochodzie znaleźli, nie pasowały im. Teraz się okazało, a sprawdzili to komputerowo natychmiast, że były to odciski palców pa

– O Boże! – wykrzyknęłam z przejęciem, bo właściwe skojarzenie pojawiło mi się od razu. – Więc stąd ta szybkość! – Jaśnie pani, widzę, już o tym słyszała?

– Troszeczkę. Niech Roman mówi dalej! I co?

– I oczywiście już wcześniej wiedzieli, że ta urzędniczka załatwiała sprawy rozmaitych ludzi, a wśród nich, ostatnio, pa





Przerwałam mu niecierpliwie.

– Jak to, kradzionym? Nic Roman nie mówił, że kradzionym! – Przepraszam, przeoczyłem. Urzędniczka zabiła się w samochodzie nie własnym, cudzym, który okazał się dopiero co ukradziony. Z tej przyczyny poszukiwano raczej jakiegoś faceta, może nowego amanta, który chciał szyku zadawać Co mogła mieć z tym wspólnego pa

– A metryki?

– Metryki państwa młodych owszem, też prawdziwe, i prawdziwy akt zgonu pierwszej żony pana hrabiego.

– Prababki…

– Tak jest, prababki jaśnie pani. Gdyby pa

Zrozumiałam, skąd się wzięła ta błyskawiczna wiedza policji, ale reszta wydała mi się wstrząsająca.

– Czy Roman chce powiedzieć, że pa

– Ja nic nie chcę, policja uważa, że tak. Owszem, zabiła ją, bardzo zmyślnie, żeby się pozbyć świadka wszystkich fałszerstw. Jakoś musiała ją przedtem skołować i namówić do tych rzeczy, z zeznań wynika, że dziewczyna naprawdę była strasznie głupia i miała dobre serce. Wzięła ją pod włos, może ją przekupiła. No a później ta doskonała głupota mogła się okazać niebezpieczna…

– Boże jedyny – powiedziałam ze zgrozą. – Ależ ona mogła potem zabić także pradziada! Dziedziczyłaby, jako żona!

– Mogła, czemu nie – zgodził się Roman. – Ale że nie zabiła, to pewne, bardzo źle jej śmierć pana hrabiego wypadła i pewnie zgłupiała trochę, zastawszy go w trumnie. Akt ślubu był na nic. A nie mogła z tego Paryża wrócić od razu, bo musiała przede wszystkim pozbyć się dziewczyny, co miałoby swój sens, gdyby pan hrabia pożył dłużej.

– Nie miałoby sensu – zaprzeczył Gaston. – Wywoływać sensację i zamieszanie zaraz po fałszerstwie? Zupełna bzdura. Powi

– Na rozum owszem – znów zgodził się Roman. – Ale tam wchodziła w grę jej głupota i gadatliwość. Diabli ją wiedzą, mogła mieć wyrzuty sumienia i zaraz następnego dnia chcieć się kogoś poradzić. Możliwy był szantaż. A możliwe, że po prostu pa