Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 87

Ugryzłam się w język, uświadamiając sobie, że stosuję obłudę, za moich czasów powszechnie przyjętą, a obecnie raczej nie stosowaną. Wstrząs jednakże przeżyłam i on mnie nieco skołował. Zmieszałam się bardzo głupio i wyraźnie poczułam, że przestaję panować nad sobą i nad całym położeniem. Nie znalazłam i

Gaston już był przy mnie, trzymając mnie w objęciach, ja zaś spokojnie mogłam symulować nieopanowane wapory. Czyniłam to z wielką przyjemnością, niestety krótko, ponieważ nagle pojawił się Roman, którego przy całej operacji wcale nie było. Sama kazałam mu jechać do Paryża, do Ritza, i zażądać od pokojówki spakowania kilku moich rzeczy, jakich mi w Trouville brakowało. Udawałam się tam wszak tylko na dwa dni…

– Jaśnie pani musi zachować spokój – rzekł surowo już od progu. – Ta cała historia wcale nas nie dotyczy. Wszystko wskazuje na to, że zbrodnia została popełniona jeszcze przed wyjazdem jaśnie pani z Sękocina.

Z niechęcią oderwałam się od piersi Gastona. – Zbrodnia…?

– Osoba płci żeńskiej została najprawdopodobniej zabita, takie jest mniemanie policji. Jeśli ktoś ma rozbitą głowę i skręcony kark, trudno przypuszczać, że popełnił samobójstwo albo umarł na serce. Szczegóły będą po sekcji. Ponadto zdaje się, że ofiarą jest pa

Jak zawsze, Roman wiedział więcej ode mnie i miał wszystkie nowiny. Poderwałam się, zemocjonowana. Luiza Lerat to była towarzyszka… i nie tylko… mojego pradziada. Ta, o którą wolałam nie pytać pana Desplain…

– Jezus Mario – zdołałam tylko powiedzieć ze zgrozą.

– Trafiliśmy jak śliwka w kompot. Nic na razie jeszcze nie wiadomo, ale pan Desplain przypuszcza, że w grę wchodziły te zabytkowe pistolety. Z jednego wystrzelono. Zbadają odciski palców i stwierdzą, kto strzelał, ale upływ czasu skomplikuje sprawę. Szkoda, że nie potraktowano poważnie tego ciecia, który słyszał huk, pan Beck pluje sobie w brodę…

– Skąd Roman to wszystko wie?!

– Już się zdążyłem zaprzyjaźnić z policją. Przed półgodziną przyjechałem i w pierwszej chwili nawet nie chcieli mnie wpuścić. Ale teraz już szafa gra. Jaśnie pani może zrobić, co zechce, nas przy tej całej imprezie w ogóle nie było, a stara korespondencja z jaśnie panem starszym znajduje się u pana Desplain. Więc jaśnie pani może spokojnie jechać do Paryża albo wracać do Trouville.

Zawahałam się. Gaston, znów wypuściwszy mnie z objęć, słuchał wszystkiego z uwagą, ale spokojnie. Teraz wziął mnie delikatnie za ramiona i obrócił ku sobie.

– Kochanie, jeden dzień powi

Ostatnie pytanie skierował do Romana, który myślał przez chwilę i ponownie skinął głową.

– Bardzo dobrze. Poza tym, tu wszędzie trochę śmierdzi, uczciwszy uszy. Jutro przestanie. Do Trouville skoczymy, bez tego się nie obejdzie, ale potem trzeba się zająć odnawianiem pałacu, co smród zabije. Jaśnie pani przyjdzie do siebie w parę godzin, znam jaśnie panią od urodzenia.

Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i gdybym nie znała Romana, sądziłabym, że to jakiś spisek przeciwko mnie. Jednakże nawet spisek z udziałem Gastona podobałby mi się ogromnie. Poddałam się ich poglądom w pewnym stopniu

– Tak, ale ja jestem ciekawa, co tu będzie. Chcę się dowiedzieć, co policja wykryje i co się w ogóle w takich wypadkach robi. Nigdy tego nie widziałam.

Roman zrozumiał mnie lepiej niż Gaston. Doskonale wiedział, że świadkiem ni uczestnikiem podobnie sensacyjnego; wydarzenia nigdy w życiu nie byłam i z pewnością zapragnę tę nowość gruntownie zbadać. Nie widział w tym żadne szkody dla mnie, uległ zatem od razu.





– W takim razie jaśnie pani trochę się tu poprzygląda, a do Paryża pojedziemy później. Ja zresztą też się postaram tyli wieści złapać, ile zdołam. A do Trouvllle zawiozę państw: jutro.

Tym sposobem połączył mnie z Gastonem, na którego odrazu skierowałam niespokojne spojrzenie. On z kolei kiwnął głową.

– Całkowicie jestem na twoje usługi, moja miła. Zrobimy, jak zechcesz. Jeśli masz ochotę i czujesz się na siłach, możemy iść tam bliżej i podglądać. Jako osoby postro

Odzyskałam zwykły wigor od razu i poniechałam udawania słabości. Ciekawość wielka przepełniała mnie rzeczywiście. Jak też takie śledztwo w obecnych czasach się odbywa…?

Okropne zwłoki Luizy Lerat zostały już wyniesione, z okna widziałam, jak nosze, wielkim worem obciążone, wpychają do specjalnego samochodu. Odór straszny jeszcze się trzymał, ale środki jakieś medyczne powoli go zabijały i z uperfumowaną chusteczką przy nosie można to było wytrzymać. Pomyślałam, że i odzież mi tą wonią przejdzie, to jednakże stanowiło drobnostkę, zmienić ją mogłam w hotelu, a przy tym miałam jej na sobie nader skąpą ilość. Uciechę nawet sprawiła mi myśl, o ileż więcej materii okrywałoby mnie niegdyś i jak trudno byłoby uprać te zwoje i wywietrzyć. Musiałabym zapewne wszystko wyrzucić.

Roman wmieszał się między ludzi, fachową pracą zajętych, z policją wydawał się być w doskonałej komitywie, my z Gastonem zaś patrzyliśmy z pewnego oddalenia. Widziałam, że proszek jakiś rozpylają z pulweryzatora, pędzlem jego warstwy wyrównują, fotografują to wśród licznych i jaskrawych błysków oraz i

Z całej siły starałam się zbyt wielu pytań Gastonowi nie zadawać, żeby mnie za skończoną idiotkę nie wziął, bo bez wątpienia osoby współczesne świetnie znały rzeczy, dla mnie nowe i obce. Sam z siebie jednakże udzielał mi

– Może przyjechała później, żeby go podrzucić w jakimś i

– Nie jest to wykluczone… No proszę, oryginału metryki pana hrabiego jednak nie ma… Akt zgonu pani hrabiny… Wyłącznie kopia! Pamiętam doskonale, że niegdyś oryginał też się tu znajdował.

W trakcie rozmowy przeglądaliśmy pliki papierów i sama mogłam poświadczyć, że pan Desplain ma rację. Więc jednak ta cała Luiza wykradła dokumenty potrzebne jej do załatwienia ślubu! Najgorsze obawy rodziny omal się nie spełniły! Cóż za cudowne jakieś sposoby stosuje ta obecna policja, że tak szybko, od razu, stwierdziła fałszerstwo, zanim pojawiły się okropne i nieprzyjemne komplikacje!

– Należy jeszcze sprawdzić dokładnie to jej ulubione pomieszczenie, w którym poniosła śmierć – rzekł pan Desplain w zadumie.

– Ulubione pomieszczenie? – zdziwiłam się.

– Tak, ten zamknięty pokój kredensowy. Dawna służba, z którą już się skontaktowano, twierdzi, że to był jej… jak by tu powiedzieć… osobisty gabinet gospodarczy.

– Przecież miała gabinet… – zaczęłam i zatrzymałam się. Chciałam powiedzieć, że gabinet pa

Chyba odgadłam przyczynę bez długich rozważań. Z całą pewnością pradziad w rejonach kuche