Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 60 из 69

Wojtuś jednakże nie lubił być wystawiany rufą do wiatru, miał w sobie ducha przekory. Już w chwili kiedy facet wyjmował słuchawkę, sam też pogrzebał w kieszeni. Od roku już posiadał urządzenie, którego technicznej strony wprawdzie nie rozumiał, ale użyteczność zdołał wielokrotnie stwierdzić. Jeden malutki kawałek czegoś należało wetknąć sobie do ucha, a drugi ustawić właściwym końcem w pożądanym kierunku i już człowiek słyszał najcichszy nawet szept. Tyle że ten szept trzeba było zapamiętać, bo nic się nigdzie nie nagrywało.

Całą usłyszaną rozmowę zapamiętał bez najmniejszego trudu i pogratulował sobie nosa. Słusznie poszedł za tym palantem, ktoś tu powinien wybulić niezłą premię…

Palant nie wrócił do kasyna. Usiadł przy kawiarnianym stoliku tuż obok balustrady po drugiej stronie holu, skąd miał doskonały widok na schody i windy, zamówił kawę i siedział spokojnie. Wyglądał, jakby czekał na kogoś, ale po tej rozmowie telefonicznej Wojtuś już wiedział, że jego czekanie ma oblicze jakby odwrotne.

No i doczekał się, Elunia wyszła.

Jej rozczarowanie było tak potężne, że po pierwszym wybuchu nie sklęsło, tylko rozlało się po niej niczym pożar lasu. Zniechęciło ją do gry, do tego miejsca i w ogóle do życia. Chciała zamknąć się w domu i spokojnie podenerwować tylko jednym tematem bez żadnych dystrakcji i bez żadnych świadków. Jeśli będzie miała na to ochotę, może sobie nawet trochę popłacze. Była święcie przekonana, że Stefan poszedł już całkowicie, dziś nie wróci, co gorsza, zakwitła w niej niepewność jutra i nic nie dostarczało jej pociechy.

Wojtuś poczuł wielkie niezadowolenie, bo obiekty mu się rozpraszały. Miał nadzieję, że Kazio pojawi się wcześniej, przejmie dziewczynę, a on sam zajmie się tym szalenie interesującym facetem, ale nic z tego nie wyszło. Musiał lecieć za nią, teraz już dokładnie wiedząc, co jej grozi, w dodatku, w myśl intencji zleceniodawcy, powinien temu zapobiec. Narażać się nie miał chęci, nie mógł jednakże zostawić sprawy na łasce boskiej. Utraciłby dobrą opinię, a z nią razem wysokie zarobki, czego bał się jak ognia.

Jedyne co zdołał uczynić, to zatrzymać się na króciutką chwilę, widząc, że gość przy stoliku znów wyjmuje słuchawkę. Zareagował błyskawicznie i zdążył usłyszeć rozmowę. Zawierała w sobie jedno słowo: „Już”. Wojtuś wiedział, co już.

Elunia wyszła z hotelu, odszukała samochód, stwierdziła, że jest zastawiony od tyłu, wsiadła i spokojnie poczekała. Nie śpieszyło się jej, była sama, mogła nawet od razu zacząć płakać. Nie zaczęła właściwie tylko dlatego, że ten za nią przyleciał, przeprosił i plątał się dookoła, wykazując zamiar odjazdu. Trwało to tyle czasu, że Wojtuś zdążył ustawić się do startu za nią.

Na dobrą sprawę mógłby jechać i przed nią, znał jej adres, a po drodze nie powi

Elunia ruszyła prosto do domu.

Jechała powoli, bo zajęta była rozpatrywaniem swojej sytuacji uczuciowej, na ostatnim odcinku zatem Wojtuś zaryzykował. Żywiąc nadzieję, że już nie zmieni kierunku, wyprzedził ją i na jej parkingu zajął ostatnie miejsce przed wejściem do budynku. Nadjeżdżająca niemrawo Elunia musiała stanąć dalej i miała dłuższą drogę do przejścia.

Zbrojny w swoją dodatkową wiedzę, Wojtuś nie gapił się na nią, tylko wyskoczył i jak szaleniec pognał do windy. Wjechał na piąte piętro. Nic więcej nie musiał robić, bo ujrzał drzwi mieszkania Eluni otwarte, w nich zaś Kazia, z papierosem i wielką marmurową popielniczką w dłoni.

Doznał ulgi, ale czasu nie miał. Zanim zapaliły się światełka drugiej windy, co oznaczało zapewne, że Elunia także wjeżdża, zdążył przekazać Kaziowi wszystkie wieści, szepcząc mu do ucha. W chwili kiedy Elunia istotnie wjechała, Kazio nadal stał w drzwiach, a Wojtuś czekał na windę w charakterze obcego człowieka. Wsiadł i zjechał.

Elunia na widok Kazia pomyślała, że jednak należało popłakać w samochodzie. Błysnęła w niej jakaś odrobina gniewu za jego natręctwo, akurat w tej chwili Kazio był jej potrzebny jak dziura w moście, chciała być sama. Na zasadniczą rozmowę również nie miała najmniejszej ochoty, szczególnie że sens takiej rozmowy na nowo zrobił się bardzo wątpliwy. Z drugiej znów strony, wbrew wszystkiemu, obecność Kazia stanowiła coś w rodzaju pociechy i razem wziąwszy, Elunia poczuła się beznadziejnie skołowana. Weszła do mieszkania w milczeniu, a Kazio zamknął za nią drzwi, również nic nie mówiąc.

Nic zaś nie mówił, ponieważ po otwarciu ust zacząłby wydawać triumfalne okrzyki radości i szczęścia, nie zdołałby się powstrzymać. Wieści od Wojtusia wprawiły go w euforię prawie absolutną, przygłuszała ją nieco tylko zgroza i współczucie dla Eluni. Wrąbała się okropnie, sama jeszcze o tym nie wie, a jak się dowie, przeżyje to ciężko, on zaś za skarby świata nie powie jej prawdy, bo w grę wchodzi ten rywal cholerny. Niech ją uświadamia kto i





– Masz doskok do tego swojego gliniarza? – spytał wreszcie, opanowawszy uczucia.

Elunia zdziwiła się trochę, ale doznała ulgi. Kazio był rzeczowy i stanowczy, jakby przyszedł tu dla załatwiania interesów, wydawał się wyzuty z sentymentów, co odpowiadało jej najbardziej. O aferach przestępczych mogła rozmawiać, aby tylko nie próbować zwierzeń osobistych!

– Mam – odparła żywo – ale i tak jestem z nim umówiona, ma tu przyjść jutro o drugiej…

– I obejrzeć sobie twoje zwłoki – wpadł jej w słowa Kazio, bardzo spokojnie i życzliwie. – Mnie pewno wyrzucisz, otworzysz inkasentowi, inkasentów będzie tym razem dwóch, potem pan śledczy wejdzie bez przeszkód, bo drzwi nie zostaną zamknięte. Zobaczy efekty, mieszkanie wybebeszone i ciebie w pełni rigor mortis. Jest jeszcze możliwe, że jak tylko stąd pójdę, spróbują się włamać, o ile uda im się załatwić to bez hałasu. Łańcuch przetną.

Elunia słuchała podejrzliwie, zdumiona i zaskoczona.

– Dlaczego tak ma być? Skąd to wiesz?

– Od samego decydenta. Nie będę ukrywał, wydelegowałem chłopaka, żeby cię pilnował na mieście, udało mu się podsłuchać, jak gość wydawał dyspozycje przez telefon. Masz zostać zabita w sposób brutalny i mało wyszukany, żeby mogło paść na jakiś prymityw, prymityw jest, zdaje się, upatrzony i zakontraktowany, to ten twój, z dzieciństwa. I, rzecz jasna, obrabowana. Jeśli nie dziś wieczorem, to jutro rano, koniecznie przed twoją rozmową z gliniarzem. Z łatwością domyślam się przyczyn, a ty chyba też?

– Myślisz, że to dlatego… Że ich widziałam…?

– Przypuszczam, że tak. Gliny chyba więcej wiedzą i jutro, przy twojej pomocy, coś tam ważnego pewnie odkryją. Wszystko na to wskazuje, a ten upór, żeby cię rąbnąć, też o czymś świadczy.

Elunia, wciąż stojąca na środku swojego salonu, poruszyła się wreszcie, odłożyła torebkę na stół, sięgnęła po papierosy i usiadła w fotelu.

– Możliwe, że wpadnę z tego wszystkiego w alkoholizm, ale bądź tak dobry i daj mi koniaku. Sobie też. Chociaż nie, nie wpadnę, znienawidzę koniak. I niech oni teraz nie przychodzą, bo nie czuję w sobie siły do walki.

– Toteż dlatego wolałbym kontakt z władzą – rzekł z westchnieniem Kazio, spełniając jej życzenie i siadając obok. – Nawet jeśli tu będę warował, nawet jeśli ten gaz podziała… a propos, zasobniczek masz na półeczce w przedpokoju… nawet jeśli nie zdołają nas rąbnąć… a strzelać w ostateczności mogą, spluwę teraz byle gnój posiada, tyle że tłumik może obudzić podejrzenia, bo to już wyższa szkoła jazdy… więc nawet, mówię, jeśli nas nie załatwią, to i tak na telefon do glin będzie za późno. Chłopaczki uciekną i cześć. Po czym spróbują jutro, pojutrze… Aż do skutku.

Roztaczana przez Kazia wizja była dostatecznie sensacyjna, żeby Elunia się nią zainteresowała. Zranione uczucia zeszły na dalszy plan. Gestem poprosiła o drugi kieliszek, bo tym razem Kazio nalewał jakoś skąpo, zapaliła papierosa i zmobilizowała się umysłowo.