Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 51 из 69

– Proszę…? A przedtem byłem niewyraźnie…?

– Jeszcze jak! Boże jedyny, co ja przeżyłam…!

Ugryzła się nagle w język, bo jednak szczerość ma swoje granice, no, może nie tyle szczerość, ile elementarna przyzwoitość i poczucie taktu. Lada moment powiedziałaby mu o Stefanie, coś istniało w Kaziu takiego, co skłaniało do nieopanowanych zwierzeń, ale to już byłaby chyba przesada. Nieprzyzwoita przesada. Wszystko, tylko nie Stefan!

Kazio zdążył już skoczyć do kuchni, gdzie włączył czajnik elektryczny. Wrócił i szarpnął zamek swojej torby turystycznej.

– Mały prezencik ci przywiozłem, remulada do rybek. Carlsberg i whisky z samolotu. I z wolnego taxa na lotnisku twój ulubiony zapaszek, Miss Dior, to już egoistycznie, bo też to uwielbiam. Koniaczek jeszcze tu mamy, gdzie popadło korzystałem ze sklepów wolnocłowych, tyle naszego. A jeśli nie masz nic przeciwko temu, do wspólnego użytku i rozdrażnienia zawistnych gości, termometr do alkoholu…

Eluni nagle zrobiło się tak upiornie głupio, jak nigdy w życiu do tej pory. Kazio wracał jakby do domu, a ona przecież zamierzała z nim zerwać. Rozczarować go potwornie, wystawić rufą do wiatru, usunąć go z życiorysu… Miło go było zobaczyć, ale nic więcej, w przyjaźni pozostać… Jezus Mario, a on jak u siebie, bez najmniejszych podejrzeń, szczęśliwy, kochający i jakiś taki… bliski. Domowy. Czy to w ogóle można tak znienacka toporem walić, dobijać człowieka, ależ przenigdy…! Nie zdobyłaby się na to pod karą śmierci! Jakoś delikatnie, stopniowo…

Najgłębiej przekonana, iż postępuje delikatnie i taktownie wyłącznie dla dobra Kazia, zarazem spragniona zwierzeń i wyjaśnień, Elunia zachowała się dokładnie tak, jak kochająca żona w obliczu wracającego z podróży męża. Ku jej własnemu zdumieniu i zaskoczeniu nie sprawiło jej to najmniejszych trudności, wręcz przeciwnie, poczuła się jakoś błogo i swojsko. Na króciutki moment dziabnęły ją wyrzuty sumienia i niepokój, czy nie zalęgły się w niej przypadkiem cechy kurtyzany, ale doznania znacznie przyjemniejsze przywróciły jej spokój. Wyrzuty sumienia odłożyła na kiedy indziej.

– Pierwsza sprawa – rzekła z energią, siedząc z Kaziem przy skromnej przekąsce i wolnocłowym piwie. – Kaziu, co to może znaczyć, że pół miasta widziało cię tutaj, chociaż byłeś w Skandynawii? Że byłeś, nie wątpię, sama remulada świadczy, u nas jej dostać nie można. Tylko stamtąd.

– Co? – zdziwił się Kazio. – Jakie pół miasta? Elunia uczciwie uściśliła.

– Jola i ja. Ona raz, a ja dwa razy. Ona na Marymoncie, a ja na Dolnej i w Billi. Sama dzwoniłam do ciebie i byłeś w Kopenhadze, więc co to może znaczyć? Brata nie masz, więc może sobowtóra? Wiesz coś o tym?

Kazio na razie trwał w beztrosce.

– Ani jedno, ani drugie. Może to nie byłem ja?

– Już słyszałam takie głupie słowa – powiedziała Elunia surowo, z lekkim rozgoryczeniem. – Powiem ci szczerze, gdyby nie Jola, myślałabym, że zwyczajnie zwariowałam, ale nie możemy zwariować obie równocześnie…

– Nie ma zakazu…

– Nie wygłupiaj się. Przez dwadzieścia pięć lat nie miałam zwidów, a teraz nagle urodzaj. Co to może znaczyć? Kazio zastanawiał się przez chwilę.

– Nie wiem. Ktoś tam trochę do mnie podobny…

– Nic z tych rzeczy. Widziałam twarz.

– Moją?

– Twoją.

– Poważnie mówisz? Wyraźnie i z bliska?

– Trochę z daleka i przez chwilę, ale wyraźnie. Kazio pozastanawiał się nieco dłużej.

– A gdybym ja miał w biografii jakąś tajemnicę – zaczął ostrożnie. – Gdybym coś tam musiał chwilowo ukrywać… Co byś na to powiedziała?

Zaskoczona Elunia przez chwilę milczała, chcąc odpowiedzieć uczciwie.

– Zależy jaką…





– Parszywą.

– To nie wiem… Chyba wolałabym ją poznać. Rozumiesz, ustosunkować się, trzeba wiedzieć, do czego. Na pewno zachować przy sobie. Masz jakąś?

Kazio odsunął się od stołu, rozparł w fotelu i przyjrzał jej się zarazem w zamyśleniu i z zachwytem.

– Powiedzmy. Może i coś tam mam. Załóżmy, że ukrywam to, żeby nie stracić w twoich oczach. Na egzystencję w zasadzie nie rzutuje. Co ty na to?

Elunia znów się zawahała.

– Z dwojga złego… wolałabym to wiedzieć. Zaczęłam myśleć… nie, nie tak. Zaczęłam dopuszczać możliwość, że mnie oszukujesz, a jeśli tak… Jak ja mogę z tobą cokolwiek, jeśli nie mogę ci wierzyć?

– O, cholera – zaniepokoił się Kazio. – Czekaj, to nie tak. A jeśli cała prawda o mnie okaże się dla ciebie niestrawna? Nie, jeszcze inaczej, żadne oszukuję, po prostu nie mówię wszystkiego. Ale co to właściwie ma do rzeczy? Skąd ci się w ogóle wzięły te zgryzoty?

– Jak to skąd, z tego spotkania cię tu, kiedy miałeś być tam…

Kazio rozmyślał przez dość długą chwilę. Otworzył następną butelkę piwa, były to małe butelki, więc szybko się opróżniały, dolał Eluni i sobie. Wypił trochę i podjął męską decyzję.

– Dobra, odkapsluję ci się, ryzyk-fizyk. Owszem, byłem tu. Fakt.

Elunia czekała cierpliwie dalszego ciągu. Kazio milczał.

– I co? – spytała wreszcie, czując w głębi duszy lekką urazę. Chyba zrobił z niej idiotkę…

– I nie chciałem się do tego przyznać, szczególnie tobie. Ściśle biorąc, faktycznie siedziałem w tej Skandynawii, plątałem się po Szwecji, Danii i Norwegii, ale wpadłem do Warszawy parę razy na krótką chwilę. Ślepy niefart, że akurat się nadziałem na Jolę, no i na ciebie. A zależało mi, żebyś mogła uczciwie twierdzić, że mnie nie ma w tym kraju, żeby mnie przypadkiem gliny nie dopadły, żebym nie musiał za świadka robić. W pierwszej kolejności ciebie musiałem oszukać, bo zełgać porządnie nie potrafisz i w razie czego byś mnie wrobiła bezwiednie. No i tyle. Mam swoją zadrę.

Uraza Eluni od razu zdechła, przyduszona oszołomieniem. Z wypowiedzi Kazia wyskoczyło tyle problemów, że wręcz skojarzyły jej się ze stadem pcheł. Doznała wrażenia, że rozumie znacznie mniej niż przedtem.

– Zaraz. Czekaj. Dlaczego…?! Dlaczego akurat miały cię gliny dopadać?!

– Przez tę aferę finansową, która się o ciebie obiła. W pierwszym rzucie mogłem iść pod nóż, ale rozumiem, że masz już alibi ugruntowane beze mnie.

– Alibi chyba mam, ale przecież… Boże drogi, to się o mnie obija cały czas! Pojęcia nie mam dlaczego! I wcale się nie skończyło! I w ogóle zrobiło się jeszcze gorzej! I przecież nie mogłeś zaplanować, że zostaniesz w tej Szwecji czy gdzieś tam przez resztę życia! Musiałeś w końcu wrócić, więc i tak…

– Moment, przystopuj – przerwał jej Kazio. – Po kolei. Primo, jasne, że musiałem wrócić, chociażby dla interesów, pozałatwiałem wszystko, więcej nawet, niż się ktokolwiek spodziewał, a owoce do zebrania są tu. Secundo, nie będę ukrywał, już miałem dosyć tego życia z daleka od ciebie. Stęskniłem się za tobą jak cholera, głupie to może, ale prawdziwe. A tertio, to zrób mi grzeczność i nawet jeśli jestem złoczyńcą i łgarzem, powiedz, co się tu działo. Co się o ciebie obija i jakim sposobem?

Bez namysłu, wbrew wszystkiemu czując do Kazia pełne zaufanie, Elunia opisała kryminalne wydarzenia, jakie spadły na nią w czasie jego nieobecności. Nieco je tylko streściła, a Kazio słuchał w skupieniu.

– Jedno ci mogę wyjaśnić i dziwię się trochę, że sami na to nie wpadliście, ty i ten gliniarz. Jasne, że jesteś blisko afery, zastanów się, z kim ty się kontaktujesz? Dla kogo odwalasz robotę? Dla przedsiębiorców, producentów, handlarzy i tak dalej. Sami bogaci ludzie, którzy jadą na przelewach i muszą mieć dobrze zaopatrzone konta. Prawie dziwne, że tak mało tego twojego uczestnictwa, ale może było więcej, przeleciało ci koło nosa i sama o tym nie wiesz. Poza tym widzę tu drugie, może pan śledczy też zauważył, tylko ci nie powiedział.

– Co mianowicie?

– Szajka rozszerzyła działalność. Przedtem, to było wyraźne, brali się tylko za hochsztaplerów, którzy woleli siedzieć cicho i nie przyznawać się do brudnej forsy, teraz ruszyli tych nieco uczciwszych. Z czego wnioskuję, że nie tyle się rozbestwili, ile naszarpali dosyć i zamierzają skończyć aferę, zanim wpadną. A jak skończą, gliny mogą sobie pogwizdać i cześć. Niegłupie oni.