Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 50 из 69

Barnicz zamierzał zmyć się po angielsku, w ogóle do niej nie podchodząc, ale postępowanie jawnie brutalne nie leżało w jego zamiarach.

– Jak ci idzie? – spytał przyjaźnie. – Widzę, że nieszczególnie?

– Okropnie – odparła Elunia tonem, zadziwiająco jak na taką informację radosnym. – Dopiero od twojego przyjścia zaczęłam przegrywać wolniej, przedtem leciało ze świstem. Przynosisz mi fart.

– Cieszę się… – zaczął Barnicz, ale pełna uczuć Elunia z rozpędu ciągnęła dalej.

– Musiałam nawet jechać do banku po pieniądze, dobrze, że to blisko. A, właśnie! Widziałam cię tam, ale nie zdążyłam podejść…

Rzęgot przesypywanych mechanicznie monet zagłuszył jej dalsze słowa. Równocześnie Włoch się odczepił i kasjer sięgnął po żetony następnego klienta, Barnicz musiał zająć się własną wygraną. To, co usłyszał, sprawiło, że błyskawicznie zrezygnował ze zmycia się po angielsku.

Jego wypłata trochę potrwała, Elunia z pełnym garnkiem nie miała już powodu sterczeć obok. Kiwnęła mu głową i poszła do swojego automatu.

Barnicz znalazł się przy niej po kilkunastu stara

– No, wreszcie! – rzekł, zręcznie symulując westchnienie ulgi. – Udało mi się wykorzystać passę, ale już się skończyła. O… Pomogłem…?

Na kredycie Eluni widniało przeszło czterysta punktów, odrobinę była odbita. Znów spłynęła na nią błogość, bo i wygrana, i niejako przez niego, i on już tu jest:…

– Powi

– Nie – odparł Stefan bez namysłu. – Z różnych przyczyn. Przede wszystkim dlatego, że sam nie wiem, kiedy będę…

– Po pierwsze, nie mamy armat – wyrwało się Eluni.

– Słusznie. Zatem dalszy ciąg nie ma znaczenia. Ale, jak widać, spotykamy się często. Ciekaw jestem, gdzie mnie widziałaś. Dlaczego nie podeszłaś?

– Nie zdążyłam – powtórzyła stanowczo Elunia, zdecydowana nie przyznawać się do swoich głupich cech jak długo zdoła. – Odjechałeś. Pod bankiem przy rondzie Nowego Światu. Właśnie tam parkowałam.

Barnicz przez chwilę prezentował sobą wcielenie zdumienia, obróciwszy Elunię ku sobie, żeby to zdumienie dokładnie zobaczyła.

– Mnie widziałaś? Niemożliwe. Od wieków mnie tam nie było, mogłem przejeżdżać, ale to akurat nie dziś. Przykro mi, ale to nie byłem ja, może i lepiej, że nie podeszłaś, zaczepiłabyś obcego faceta. Wysyp to może, bo będę musiał iść, pożegnam cię z żalem.





Elunia już miała otwarte usta dla wygłoszenia mnóstwa dalszych uwag, protestu, że nie był to nikt i

Jakieś tajemnicze, okropne przeczucie powiedziało jej, że prędzej ona się utopi, niż on poszuka jej numeru telefonu, ale i tak nie zdołała się już do niego odezwać. Pożegnał się i poszedł. Poszedł. Poszedł i przepadł…

Po długiej dopiero chwili oprzytomniała o tyle, że zaczęła rozważać treść rozmowy. Powiedział, że to nie był on, bzdura, nonsens, wykluczone, nie mogła się tak pomylić, patrzyła na niego dostatecznie długo, serce się odezwało… A z Kaziem chyba się jednak pomyliła…? A otóż właśnie nie wiadomo, może tak, może nie, czy to jakieś maniactwo widywać osoby, które znajdują się gdzie indziej…? Niemożliwe przecież, żeby nagle przestała rozpoznawać ludzi na ulicy, i to ludzi bliskich i dobrze znanych, niemożliwe, żeby po mieście zaczęło latać tyle świeżo wylęgłych sobowtórów, ale chyba niemożliwe także, żeby wszyscy uparli sieją oszukiwać…? Po co im to? Co to w ogóle ma znaczyć i co się dzieje?

Gdyby dziwaczne zjawisko dotyczyło kogoś w zasadzie obcego, dalekiego znajomego, na przykład, albo rzadko widywanego sąsiada, Elunia nie przejęłaby się wcale i wyrzuciła z umysłu nawet wspomnienie o nim. Teraz jednakże oba widoki szarpnęły nią, tu nieobecny Kazio, tam Stefan… Boże drogi, ale Stefan… był sobą, z pewnością, ale czy nie wyglądał jakoś inaczej…? Jezus Mario! Ależ on miał brodę…!!!

Elunia posiadała znakomitą pamięć wzrokową. Grzęzły w niej spostrzeżenia optyczne, nawet nie uświadomione, niedostrzegalne od razu. Nie miała pojęcia, co leżało na zagraconym stole, nie obchodziło jej to, ale po pewnym czasie, kiedy owe przedmioty należało sobie przypomnieć, jawiły się przed jej oczami jeden po drugim i umiała je odtworzyć z zadziwiającą dokładnością. Szczególnie widoki oglądane w stanie znieruchomienia pozostawały jej na zawsze.

Teraz też ujrzała brodę Stefana Barnicza niczym na jawie. Jakby ją miała przed sobą na fotografii.

Automat przestał dźwięczeć, ponieważ jego użytkowniczka zastygła. Jej dłoń skamieniała na przycisku „start”, jej myśl na brodzie idola i na razie nie była zdolna do niczego i

Nie doznając żadnych bodźców zewnętrznych, Elunia odzyskała ludzkie właściwości dopiero po dwóch minutach i sześciu sekundach. W ciągu takiego czasu sprinterzy mogą przebiec sto metrów przez płotki, dostać oklaski i otrzeć pot z twarzy. Niczego nie ocierała, ale wróciła do życia, spróbowała opanować jakoś straszliwe wrażenie i zacząć myśleć konstruktywnie.

Sytuacja jej nie sprzyjała, bo automat, jak każdy normalny automat, po paru godzinach niepłacenia, ruszył wreszcie do przodu. Dostateczną ilość pieniędzy Elunia miała przy sobie i dostatecznie długo czekała na Barnicza, żeby przetrzymać swoją złą passę. Wpadła na całą serię układów wygrywających, zdublowała je nawet kilkakrotnie i ten nagły sukces nadzwyczajnie podniósł ją na duchu. Okropne i zdumiewające przeżycie straciło część swojego gniotącego ciężaru i pozwoliło się przynajmniej rozważyć.

Wracając do domu grubo po północy, lekko zaledwie przegrana Elunia nie doszła do żadnych sensownych wniosków. Zarówno broda Stefana, jak i jego zaprzeczenie, jakoby pętał się pod bankiem, wciąż wydawały się jej niepojęte. Jeszcze gorzej przedstawiało się jego dzisiejsze zachowanie, obce, obojętne, pozbawione wyrosłej już między nimi intymnej atmosfery, pchające ją w koszmarne szpony niepewności i w ogóle niezrozumiałe. Z tym już całkowicie nie umiała sobie dać rady i postanowiła nazajutrz poradzić się Joli.

Zaledwie Elunia zdążyła rozbudzić się porządnie, umyć, wypić kawę, zjeść delikatne śniadanie, obejrzeć swój stół do pracy i zastanowić się, od czego zacząć, od roboty czy od telefonów, w zamku zazgrzytał klucz i w mieszkaniu objawił się Kazio. Dopiero wtedy uważniej spojrzała na zegarek, dochodziła jedenasta.

Sama się zdziwiła, że widok Kazia sprawił jej tak wielką przyjemność. Powi

– Nie miałem cierpliwości dzwonić, wolałem przyjechać od razu – oznajmił radośnie Kazio, wypuszczając ją z objęć. – Bardzo masz pilne to wszystko? Możesz stracić godzinkę? Napijemy się byle czego i mów, co się tu działo!

Elunia natychmiast pomyślała, że zamiast dzwonić do Joli, wyjaśni te osobliwe halucynacje z Kaziem i żywo przyjęła propozycję.

– A otóż to! – wykrzyknęła z zapałem. – Nareszcie jesteś wyraźnie!