Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 42 из 69

– To gdzie ten łobuz się plącze? – rozzłościła się pani Biernacka, od razu mniej zdenerwowana, a bardziej rozwścieczona. – Ja przez niego rozstroju dostanę! No dobrze, dziękuję bardzo, to czego pan chce?

Bieżan poprosił o widoki z okna od tej godziny szesnastej piętnaście.

– Mam mówić, jak leci? – zaniepokoiła się pani Biernacka. – Nie wszystko pamiętam i kolejność mogę pomylić. Tu o takiej porze jest duży ruch.

– Nie szkodzi. Kolejność, w razie potrzeby, ustalimy potem.

– No dobrze. Wszyscy wracali z pracy, ale jeszcze miejsca były…

– Jakie miejsca?

– Na parkingu. Ja na parking patrzyłam, czy on nie wjeżdża. Ludzie z psami wyszli, jamnik cholerny jazgotał na takiego wielkiego, kudłatego, nie wiem, jaka to rasa, ale łagodny jak dziecko, czego ten jamnik od niego chce, pojęcia nie mam, ale ciągle się czepia. Szczeka tak piskliwie, że w uszach wierci…

Bieżan grzecznie poprosił, żeby raczej skoncentrowała się na ludziach.

– No dobrze. Większość to się zna z twarzy. Zaraz. Patrzyłam na nich chwilami, żeby chociaż czymś oko zająć, bo mnie rozpacz ogarniała. Ale jeden obcy tu spacerował, jakoś tak zaraz po tym jamniku. I na zegarek patrzyłam, więc to było… Moment. Jeszcze miałam nadzieję, że on przyjedzie i zdążymy, a to była ostatnia chwila, wpół do piątej, pięć po… A może za pięć… Tak, tyle pamiętam, nawet nic nie zjadłam, wodę nastawiłam i w okno… No i ten jamnik. Zaraz go sąsiad zabrał, a tego, co spacerował, zauważyłam od razu, bo nawet przez moment myślałam, że to mój mąż, kurtkę miał taką samą i z figury podobny, czego się tam pęta, oszalał czy co, pomyślałam, ale on się odwrócił i zobaczyłam, że obcy człowiek. Koło tej czerwonej skody stał, woda mi się zagotowała, poleciałam zrobić sobie herbatę i z tą herbatą wróciłam, akurat czerwona skoda wyjeżdżała z parkingu. Tego obcego już więcej nie było, nic nie pomyślałam, bo co mnie obchodzi, zaraz ten biały polonez jej miejsce zajął, to sąsiad z drugiego, akurat nad nami mieszka, sąsiadka wyszła, ona ma dwa pudelki, stali koło poloneza i rozmawiali, a ja sobie pomyślałam, że gdyby teraz nadjechał, to miejsce złapie, ale na co nam to, skoro do znajomych jedziemy…

– Chwileczkę – przerwał Bieżan, myśląc równocześnie, że ostatnio ma osobliwe szczęście do gadatliwych świadków. – Jak on wyglądał?

Panią Biernacką zastopowało.

– Kto?

– Ten obcy, co spacerował.

– A, ten. Całkiem jak mój mąż, tylko na twarzy i

– No tak. A jak wygląda pani mąż? „Odpowiedzi na to pytanie udzielił pan Biernacki we własnej osobie, wkraczając w tym momencie do mieszkania. Bieżan pomyślał, że ów spacerowicz musiał jednak wyglądać nieco inaczej. Pan Biernacki miał błoto na twarzy, we włosach i na całej odzieży, jedna poła kurtki, oderwana, majtała mu się poniżej kolan, nogawkę spodni miał rozdartą, a w rękach trzymał duży wiklinowy koszyk. Stanowił widok, który nie mógłby umknąć niczyjej uwadze.

Pani Biernacka zareagowała bezzwłocznie, rzuciła się ku niemu z wyraźnym zamiarem chwycenia zguby w objęcia i w ostatniej chwili stanęła jak wryta.

– Jezus Mario, jak ty wyglądasz?! Co się stało?!

Pan Biernacki otworzył usta, zamknął, otworzył je ponownie i wykonał machnięcie koszykiem w kierunku Bieżana.

– Co to ma znaczyć? – spytał surowo. – Północ dochodzi.

Dopiero teraz Bieżan zdał sobie sprawę, że pani Biernacka jest młoda i ładna i być może tylko krępującemu ruchy koszykowi zawdzięcza fakt, że nie dostał po pysku od razu. Pośpiesznie wyrwał z kieszeni legitymację.

– Policja. Nic sienie stało. Pańska żona jest świadkiem, skorzystałem, że jeszcze nie spała…





– A jakże ja mogłam spać, skoro tu czekam na ciebie, mało wariactwa nie dostanę, gdzieś ty się podziewał, co to ma znaczyć, dlaczego tak wyglądasz, ten pan mówi, że w katastrofie cię nie było…

– Byłem, byłem – przerwał żonie pan Biernacki. Odstawił koszyk na krzesło, równocześnie oglądając dokument. – Rozumiem, bardzo pana przepraszam, myślałem, że tego… No, wie pan. Nie szarp mnie, zaraz wszystko powiem, tu są jajka od ciotki. O co w ogóle chodzi?

Pani Biernacka, pełna uczuć mieszanych, zdenerwowania i ulgi, usiłowała zrobić wszystko naraz. Zedrzeć z męża zdewastowaną odzież, paść mu na szyję, wyjaśnić własne świadkowanie i poznać przyczyny spóźnienia, oraz obejrzeć jajka. Niczego nie udawało jej się dokonać w pełni. Bieżan uznał za słuszne przejąć prowadzenie.

– Zaraz, chwileczkę. Rzeczywiście, dziwnie pan wygląda. Niech się pan rozbierze, chociaż z kurtki. Wplątał się pan w tę kraksę?

– No wplątałem, na swoje nieszczęście. Rzuć to, Krysiu, do wa

– I przy tym pomaganiu tak się w błocie tarzałeś?

– E tam, żeby…! Już się zdawało, że prawie dadzą radę, odjechali z jednymi, ktoś tam zabrał tych lżej ra

– Kto?!

– Ta rodzina, której szukałem. Ale psy nie ich, tylko sąsiada. Nawet o niego nie spytałem.

Bieżan zrozumiał z tego, że pan Biernacki odszkodowania za poszarpaną garderobę domagać się nie zamierza. Przyjrzał mu się porządnie, widząc w tym swoją podstawową korzyść, pani Biernacka dopomogła.

– O, widzi pan, taki on był, ten obcy facet, jak mój mąż, dokładnie, tylko brody nie miał. Ani wąsów, ogolony, z pierwszego piętra dobrze widać, a jeszcze całkiem ciemno nie było. I kurtkę miał taką samą…

Obcy facet mógł być jednostką najdoskonalej niewi

– Bardzo przepraszam – rzekła z zakłopotaniem – ale słyszę, że państwo jeszcze nie śpią, a wiedziałam, że pan tu idzie, wiec pozwoliłam sobie… Chciałam pana złapać, bo mnie gryzą wyrzuty sumienia. Nie powiedziałam panu…

– Ale może zostawmy już państwa w spokoju – przerwał Bieżan. – Porozmawiajmy gdzie indziej, państwo mieli dzisiaj dosyć rozrywek. Może u pani… – urwał, przypomniawszy sobie ogród zoologiczny pani Kapadowskiej. – Albo może w holu – dokończył pośpiesznie.

Pani Biernacka gości nie zatrzymywała, pan Biernacki drobnym kroczkiem przesuwał się ku łazience. Bieżan z panią Kapadowska wyszli i zatrzymali się w holu przy windach.

– Powi

Zabrzmiało to jakoś dziwnie.

– Jaki cham?

– Jakiś. Obcy. Stał i gapił się jak wół na stodołę. Chciałam go poprosić, żeby mi pomógł, nawet coś zawołałam do niego, a on na to odwrócił się tyłem. Na szczęście akurat przechodził ten chłopak i pomógł mi…