Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 35 из 69

Przeciwko wpadnięciu mu w ręce Elunia nie zaprotestowała najmniejszym drgnięciem. Dawno chciała wpaść mu w ręce. Barnicz nie stosował głupawych metod, polegających na zamykaniu się w którejś sypialni gości

Mimo małżeństwa, rozwodu i sukcesów w pracy, konserwatywnie wychowana Elunia wciąż jeszcze była zbyt młoda i niedoświadczona, żeby wiedzieć, iż decydowania o życiu przenigdy nie należy składać w ręce mężczyzny.

Rozsądne jest raczej udawać, że się składa…

Od rozsądku Elunia była bardzo daleka. O poranku nie czuła się rozczarowana, wręcz przeciwnie, superman spełnił wszystkie jej nadzieje i oczekiwania, nawet może nieco przesadnie. Przeżyła chwile doznań seksualnych, jakie dotychczas znała tylko z lektur i, aczkolwiek nie wszystkie ją zachwyciły, a niektóre nawet rozczarowały, w upojeniu myślała sobie, że taka jedna noc na upartego mogłaby wystarczyć na całe życie. Zakłopotał ją natomiast fakt, iż w biały dzień znajduje się w dość dużej odległości od własnego domu, w wieczorowej sukni i balowych sandałkach, w zimie, pozbawiona podstawowych kosmetyków i właściwie bez pieniędzy, bo wydawało jej się, że na weselu Andrzejka nie będą jej potrzebne. Pociechę stanowiła niedziela, w niedzielę z nikim nie była umówiona i żaden zleceniodawca się jej nie czepiał. Zleceniodawcy to też ludzie, czasem odpoczywają.

Stefan Barnicz zrobił, co tylko zdołał, żeby tę cholerną dziewczynę wykorzystać i mieć z głowy. Okazała się urocza i wdzięczna, ale stanowczo zbyt naturalna. Nie tyle może niedoświadczona, ile nieskło

– Jakoś bym wróciła do domu – powiedziała Elunia, owinięta w wielki ręcznik kąpielowy, przy czymś w rodzaju śniadania. – Nie wiem jak. Co najmniej powi

– Odwiozę cię oczywiście i mam nadzieję, że nie spotkasz w windzie wszystkich sąsiadów. Zresztą, dlaczego nie miałabyś wracać z balu? Normalna sprawa, piękne kobiety mają prawo wracać do domu rano z rozmaitych rozrywek i mogą wyglądać, jak im się podoba. Nikt się nie zdziwi.

– No dobrze, to jedźmy. Wolałabym od razu. Nie mam w tej dziedzinie doświadczenia.

W swoim niebiańskim upojeniu nie pomyślała nawet, że teraz już on się powinien jakoś z nią umówić, powiedzieć coś o sobie, dać jej bodaj numer telefonu. Spytać o jej numer. Zadeklarować chęć utrzymania świeżo nawiązanego kontaktu, o ile miłosne szały jednej nocy można tym mianem określić. Sprecyzować swój stosunek do niej i wyjawić plany na przyszłość.

Niczego takiego nie uczynił. Z wielką galanterią i wśród objawów czułości odwiózł ją do domu, w windzie Elunia spotkała tylko dziewczynkę z piątego piętra z psem, dziewczynka przyglądała się jej z wyraźną zazdrością, ale nic nie mówiła, Elunia dotarła do siebie i nareszcie mogła nieco ochłonąć.

Na dobrą sprawę oprzytomniała porządnie dopiero w poniedziałek i pojawił się przed nią problem.





Zdradziła Kazia. Nie było siły, fakt stał się faktem. Najpierw go oszukała, a potem zdradziła, rzetelnie, dobrowolnie i z całego serca. Nie dając mu wcześniej nic do zrozumienia, utrzymując go w przekonaniu, że ją ma, zdradzając niejako z zaskoczenia. Na takie świństwo Kazio nie zasługiwał.

Musi teraz Kazia porzucić, chociażby z samej przyzwoitości i uczynić to jakoś delikatnie, taktownie, w miarę możności bezboleśnie. Jak to zrobić? Nie przez telefon przecież, nie należy udeptywać człowieka na obczyźnie, Kazio mógłby się zdenerwować przesadnie. W kontakcie osobistym łatwiej okazać chłód i rezerwę, łatwiej nie łatwiej, ale można zachować się tak, żeby to wyszło samo, dzięki czemu wydarzenie straci cechy gromu z jasnego nieba i Kazio będzie na nie przygotowany.

Czuła się wi

Nagle uświadomiła sobie, że nie zna również jego adresu. Pojęcia nie ma, gdzie się znalazła ubiegłej nocy, na Żoliborzu chyba, tak, oczywiście, ale gdzie na Żoliborzu…? Jakoś daleko, może to był już Marymont…? Nie zwracała żadnej uwagi na drogę, miała tylko wrażenie, że do siebie jest wieziona przez całe miasto, no dobrze, ale o numer telefonu można spytać także i bez adresu, niechby nawet istniało trzech Stefanów Barniczów, nie wszyscy chyba muszą mieszkać na Żoliborzu…?

Pogawędka służbowa oderwała ją nieco od tematu, który po dwóch godzinach wrócił z całą siłą. Nawet jakby nabrał rozpędu. Jej niepokój wzrósł, jakże to, miałaby sama starać się o jego numer telefonu…?! A nawet gdyby go zdobyła, to co? Zadzwonić…? Ona do niego…?! Ależ ręka by jej uschła i palec odpadł, natręctwo skandaliczne, narzucanie się, kamień u szyi i kula u nogi dla faceta, a może on się zraził do niej i wcale jej nie chce, może potraktował ją jak wesołą panienkę, korzystającą z każdej okazji, rozwiedzioną, a zatem spragnioną chłopa, o mój Boże, a cóż by to była za klęska! W oczy sobie nie spojrzeć i ręki nie podać! Nie, za nic…!

We wzburzeniu Elunia omal nie wjechała w Nowy Świat w miejscu zakazanym prywatnym samochodom, zdołała jakoś opanować się i zakręcić, ale objechała rondo dwa razy, zanim zdecydowała się na Aleje Jerozolimskie. Przed sobą miała kasyno, do kasyna wolno jej pójść, chodziła tam już wtedy, kiedy go nie znała, a może on je w ogóle uważa za ich punkt kontaktowy i czeka na nią niecierpliwie…

Nie ma na świecie kobiety, której nadzieja nie byłaby nieśmiertelna. Na rozszalałe fale zdenerwowania spłynął balsam ukojenia. Kiedy wjeżdżała ruchomymi schodami na drugie piętro, kwitła w niej już pewność, że za chwilę go zobaczy i wszystkie głupie obawy i wątpliwości padną trupem na miejscu.

Stefan siedział przy automacie. Na jej widok podniósł się, przywitał odrobinę czulej niż poprzednio i wskazał przechylone krzesło obok.

– Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział cicho i radośnie. – Byłem tak pewien, że zająłem ci miejsce.

W Eluni rozpromieniła się jasność świetlista i w mgnieniu oka niepokojom wystawiła elegancki nagrobek. Stefan Barnicz umiał postępować z kobietami, nie miała zatem najmniejszych podejrzeń, że łże koncertowo. Z całej jego wypowiedzi prawdziwe były tylko słowa „zająłem” i „miejsce”. Istotnie zajął, bo zamierzał tam grać, co do Eluni natomiast, miał nadzieję, że właśnie nie przyjdzie. Chciał się uwolnić ostatecznie od tego głupiego upodobania do niej, powinien był właściwie sam nie przyjść, żeby ją łagodnie obrazić, ale lubił grać na automatach, umiał na nich wygrywać, poza tym miał tu dodatkowe interesy i nie przywykł do rezygnacji z przyjemności i lekceważenia potrzeb przez jakiekolwiek kobiety.

Mężczyźni jednakże też niekiedy popadają w rozterki, nawet ci najbardziej samolubni i bezwzględni. Na Elunię sobie zwyczajnie pozwolił, wybryk taki, podobała mu się, stanowiła odmianę i kusiła. Żadnych związków uczuciowych nie miał w planach i nawet nie miał na nie ochoty, przy swoich zajęciach musiał swobodnie dysponować czasem i nie zawracać sobie głowy kobietami, bo nie kobiety stanowiły jego najdzikszą namiętność. Poza wszystkim, były wścibskie i nachalne, za dużo chciały wiedzieć, na dłuższą metę szkodziły nieopisanie i należało używać ich po prostu, ogólnie trzymając na daleki dystans.