Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 31 из 69

– Okropnie późno się zrobiło – stwierdziła z westchnieniem żalu. – A ja mam obowiązki od rana i muszę się trochę przespać. Ale przyjdę jutro.

– A ja, niestety, nie. Dopiero w przyszłym tygodniu.

Niewiele brakowało, a Elunia jednak by zawróciła. Zdołała się opanować, ale przyglądający się jej z uwagą Barnicz znów nabrał nadziei, że rychło uda mu się pozbyć głupich ciągot.

Tych nadziei nabierał w kratkę. Elunia pojęcia nie miała, że ów staroświecki umiar, wpojony przez babcię, obdarzał ją wielkim zewnętrznym opanowaniem. Wybuchające w jej sercu dzikie emocje ujawniały się tylko chwilami blaskiem w oczach i rumieńcem na twarzy, później zaś, stara

Na żadne trwałe związki Stefan Barnicz nie zamierzał sobie pozwalać, natomiast sporadyczny eksces z Elunią pociągał go coraz bardziej. Długie i czasochło

O tym, że Elunią popędziłaby z nim do łóżka z okrzykami radości i nieprzystojnym pośpiechem, ponieważ pierwszy raz w życiu opętała ją dzika namiętność, nie miał najmniejszego pojęcia, tak samo jak Elunią o jego wrażeniach i poglądach. Nieporozumienie było obopólne.

Zła na siebie, zgnębiona kilkoma najbliższymi dniami, które zapowiadały się uciążliwie, pocieszona odrobinę tym pożegnalnym spotkaniem, z obrazem supermana przed oczami, pojechała do domu. Wszystko to razem jednakże było tak denerwujące i absorbujące, że w windzie pomyliła się i przycisnęła niewłaściwy guzik.

Wysiadła i podeszła do swoich drzwi, które znajdowały się blisko. Nie patrząc na nie, wygrzebała z torebki klucze. Uczyniła ruch zmierzający do otwarcia zamka i zamarła na amen.

Drzwi były uchylone.

W jednej chwili uczuciowe turbulencje wyleciały jej z głowy. Jak to, Jezus Mario, nie zamknęła mieszkania…?! Jak krowa, ten jakiś facet miał rację, istna krowa… Czy to może ktoś się włamał…?! Włamywacz jest w środku i, nie daj Boże, zaskoczony jej powrotem, rąbnie ją… Co ona tam w ogóle ma, pierścionek na palcu, ale przecież zostawiła pieniądze… Komputera chyba nie ukradł, ciężar potworny, futro…? Bzdura, futro ma na sobie, mebli złodzieje nie wynoszą, telewizor może, aparat fotograficzny, a, prawda, koniak i whisky, jedno i drugie napoczęte, opłacało mu się włamywać po te dwie butelki…? A może, zdenerwowany brakiem solidnego łupu, zdewastował mieszkanie…?

Wszystko to Elunia swobodnie zdążyła pomyśleć, bo tkwiła pod drzwiami, niezdolna do ruchu. Mózg pracował poniekąd stabilnie, nie musiał biegać, żeby odwalać robotę. Po pierwszych sekundach nerwowych drgawek zmobilizował się, wysłał sygnał racjonalny, szpara w drzwiach jest ciemna, światło się w środku nie pali, zatem włamywacza już chyba nie ma…?

Być może Elunia do świtu ozdabiałaby owe uchylone drzwi, prezentując cechy rzeźby, gdyby nie to, że winda zjechała na parter, po czym wróciła i wysiadł z niej sąsiad. Znali się z twarzy. Sąsiad ukłonił się grzecznie i coś go tknęło. Straszliwa nieruchomość Eluni biła w oczy.

– Czy coś się stało? – spytał z lekkim niepokojem. – Pani się źle czuje?

Elunia uczyniła potężny wysiłek, odetchnęła głęboko i zdołała wydobyć z siebie głos.

– Nie. To znaczy tak. To znaczy nie, dobrze się czuję, ale nie wiem, co się stało. Drzwi zastałam otwarte. Nie wiem, co się dzieje w środku.

– Jak to… Ależ to trzeba sprawdzić! Boi się pani wejść? Może ja wejdę…?

W pierwszej chwili Elunia chętnie przyjęła propozycję, ale zaraz w następnej ruszyła ją przyzwoitość.





– O Boże, ale jeśli panu się coś stanie, zadręczą mnie wyrzuty sumienia! Jeśli on tam jeszcze jest…

Sąsiad posiadał normalne męskie cechy. W obliczu młodej i pięknej kobiety musiał wykazać się odwagą, bodaj nawet bezrozumną. Delikatnie odsunął Elunię na bok, wkroczył do przedpokoju, wymacał kontakt i zapalił światło. Elunia zajrzała mu przez ramię.

W przedpokoju nie działo się nic, było pusto, żaden podstępny bandzior nie czaił się w kącie. Mimo to Elunia znieruchomiała ponownie.

– Tu chyba wszystko w porządku? – powiedział sąsiad, przechodząc dalej. – Pozwoli pani, że rzucę okiem, a pani sprawdzi, czy nic nie zginęło.

Do żadnego sprawdzania Elunia nie była zdolna. Trwała w osłupieniu na progu przedpokoju, nie pojmując, co widzi. Skąd się wziął na wieszaku płaszcz w jaskrawą kratę i skąd się w ogóle wziął wieszak, jakiego nigdy nie miała? Gdzie się podziało lustro i stoliczek pod nim? I to coś brezentowe… wiszący pojemnik na buty, w życiu czegoś takiego nie posiadała! Na litość boską, co się stało z jej przedpokojem?!

– O, cholera…! – krzyknął nagle zdławionym głosem sąsiad, zaglądający do sypialni.

Elunia pojęła, że taryfy ulgowej nie będzie. Coś tu się przytrafiło przerażającego i nie do pojęcia, musi się ruszyć, nie może sobie pozwalać na długotrwałą skamieniałość, mijającą łagodnie. Później się zastanowi nad osobliwą metamorfozą przedpokoju, teraz trzeba koniecznie zajrzeć do sypialni, gdzie zapewne objawił się jakiś kataklizm. Zmobilizowała się z całej siły i uczyniła kilka kroków.

W sypialni sąsiad klęczał nad czymś zupełnie potwornym. Elunia doznała wrażenia, że na podłodze leży strzęp człowieka, jednostka ludzka poszarpana na drobne kawałki i zakrwawiona straszliwie. Kobieta, widać było jasne włosy…

– Ona żyje – powiedział sąsiad, podnosząc się pośpiesznie. – Rany boskie, co tu się działo…?! Pogotowie, gdzie pani ma telefon?!

Tym razem Elunia musiała dodatkowo przemóc omdlałość wewnętrzną. Zrobiło jej się trochę niedobrze.

– Nie wiem – odparła niewyraźnie i z szalonym wysiłkiem. – Ja w ogóle nic nie rozumiem, to nie jest moje mieszkanie. Ktoś tu wszystko przemeblował.

– To się później sprawdzi. Telefon! Jeśli u pani nie ma, zadzwonię od siebie! Tę dziewczynę trzeba ratować, może jeszcze się uda! To jest pani Gulster, ona tu mieszka…

Nagle umilkł i wpatrzył się w Elunię. Dość gwałtownie dotarło do niego, że coś tu jest okropnie nie w porządku, skąd tu Elunia, znajdują się wszak w mieszkaniu pani Gulster, którą z widzenia zna doskonale, trochę nawet osobiście, mieszkają na tym samym piętrze i często spotykają się przelotnie, Elunia zaś, też mu znana… Rany boskie, przecież ona mieszka piętro niżej!

Od tego odkrycia nieco zbaraniał i miał trudności z zamknięciem ust po ostatnich słowach. Na szczęście jednak w tym samym momencie Elunia odzyskała ludzkie właściwości.

– To nie jest moje mieszkanie – oznajmiła z rozpaczliwą determinacją. – Nie rozumiem, jak tu trafiłam, ale to już wszystko jedno. Chyba jestem na szóstym piętrze. Telefon… zaraz, gdzie ona może… W salonie…?

Z dzikim przypływem energii zostawiła oniemiałego sąsiada w sypialni i runęła do oświetlonego już salonu. Telefon z miejsca wpadł jej w oko. Wypukując numer pogotowia, wezwała chwilowego sprzymierzeńca.

– Panie sąsiedzie, niech pan im powie, bo ja nie wiem, co jej jest…

– Policję trzeba… – zawyrokował niemrawo sąsiad i wziął od niej słuchawkę. – Tak, ciężko pobita, ale żyje, wyczułem puls. Bardzo krwawi, twarz uszkodzona. Podaję adres…