Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 29 из 69

Wielce usatysfakcjonowany flakami Bieżan poczuł się trochę na luzie.

– Nie, cóż znowu! Takich się nie zamyka, oni są tą nitką, prowadzącą do kłębka. Owszem, chcę go zobaczyć i zamierzam się z panią umówić, bo zdaje się, że nikt i

Ugryzł się w język, bo omal nie zaczął wprowadzać osoby postro

– Jaki pośrednik? Od czego? Bieżan się trochę zakłopotał.

– Najpierw niech ja się dowiem, z kim pani na ten temat rozmawia. I bardzo liczę na to, że mi pani powie prawdę.

Elunia też się nieco zakłopotała i zaczęła sobie uczciwie przypominać.

– A wie pan, że z nikim – rzekła z niejakim zdziwieniem. – Ale to nie moja zasługa, bo chociaż wiem, że gadać o tym nie należy, to jednak zawsze człowiekowi coś tam się wyrwie. Tyle że ja akurat nie miałam okazji, dopiero teraz widzę szalone zaniedbania towarzyskie. Z nikim się nie widuję i nie spotykam, nawet przez telefon nie ględzę. Śmieszna sytuacja… Nie mam czasu. Albo siedzę przy robocie, albo w kasynie, dopiero w następną sobotę spotkam się z ludźmi. Więc dotychczas słowa o tym nikomu nie powiedziałam.

– I tak trzymać – pochwalił Bieżan. – No dobrze, powiem pani. Istnieje pośrednik, skupujący te dowody, i nikt go nie zna, nawet złodzieje. Wtyczki, tajniacy… No nie jest pani przecież niedorozwinięta i rozumie pani, że wtyczki trzeba mieć wszędzie, mam na myśli środowiska przestępcze. Kapusie, donosiciele… to się zawsze znajdzie. I nikt nic nie wie. Rzadka rzecz. Osobiście jestem przekonany, że nawet złapanie pośrednika też by nic nie dało, bo on nie zna grupy zasadniczej, ale próbować trzeba. Ktoś wściekle bystry to sobie zorganizował. W dodatku muszę się śpieszyć, bo gdyby nagle zakończyli proceder, żadna siła już za nimi nie trafi, ale bardzo liczę na ludzką chciwość…

– A ta metoda… Ja czytuję kryminały… Sprawdzania, kto się nagle wzbogacił…

– W tej chwili to jest cholernie mylące, bo ludzie bogacą się nagle na rozmaitych szwindlach, niekoniecznie na tym. W ogóle w różny sposób, chociażby pani…

Elunię zatchnęło.

– …mieszkanie, meble, samochód – ciągnął Bieżan przyjaźnie i beztrosko. – No dobrze, teraz już wiem, że pani mi odpada, ale z i

– Ja bym sobie wytypowała najbogatszych hochsztaplerów – powiedziała Elunia z nagłą energią, pozbywszy się oburzenia. – I pilnowałabym ich, jak oka w głowie.

– A pani myśli, że ja co? Półgłówek? Już ich mam całą listę, tylko mi tej obstawy brakuje. Ludzi nie ma. Całe glinowo mam zaangażować do ochrony szwindlarzy…? Powiem pani szczerze, że się ograniczam z konieczności i próbuję popilnować chociaż tych uczciwych, bo i tacy istnieją. Pani sama jest potencjalną ofiarą, ale mam nadzieję, że o swoje karty kredytowe potrafi pani zadbać, skoro zna pani sytuację. O tym to już naprawdę niech pani nikomu nie mówi, zwierzyłem się pani prywatnie…

Niemal do północy przejęta niezmiernie Elunia usiłowała prowadzić swoje osobiste śledztwo, podsuwając Bieżanowi najprzedziwniejsze pomysły. Niektóre z nich rozweseliły go zgoła do wypęku i odjechał wreszcie do domu, podniesiony na duchu chwilą pożytecznego relaksu. I odprężył się, i wiedzę uzyskał, i nawet przyszło mu coś nowego do głowy…

Kiedy nazajutrz przed południem zadzwonił Kazio, Elunia była akurat w doskonałym nastroju. Kolejny projekt jej wyszedł, opakowanie rodzimych czekoladek, tak smakowite, że sama nabrała chęci, żeby lecieć je kupować. Równocześnie obmyśliła do końca strój na wesele Andrzejka i wyrobiła sobie czas na wizytę w kasynie. Razem wziąwszy, poczuła się zadowolona z życia.

– W Kopenhadze jestem – oznajmił Kazio – ale jeszcze będę musiał podskoczyć do Szwecji. Co u ciebie?

– Mnóstwo – odparła Elunia radośnie. – Nie mam chwili czasu, a w kasynie, zapomniałam ci przedtem powiedzieć, wygrałam. I nadal wygrywam, tyle że trochę mniej. To piękne miejsce!

– O rany boskie, nie rozpędzaj się. Kłopotów nie masz?

– Jakich kłopotów?





– Głupawych. Tych, wiesz, telefonicznych…

W tym momencie Elunia przypomniała sobie, że Kazio jest jedynym człowiekiem, mającym jakieś pojęcie o wplątaniu jej w tajemniczą aferę. Wyjeżdżając, obawiał się o nią, a sedno rzeczy odgadł doskonale.

– Nie – odparła uspokajająco. – Nikt się mnie nie czepia, zostało wyjaśnione. I ty już nic nie musisz, żadni świadkowie niepotrzebni, to znaczy owszem, bardzo potrzebni, ale inaczej.

– Żebym ja rozumiał, co ty mówisz, byłoby pierwszorzędnie. No nic, wrócę, to się dowiem. Co w ogóle robisz?

Elunia z detalami opisała mu swój aktualny tryb życia, omijając tylko stara

Na wieść o weselu Andrzejka Kazio skrzywił się tak, że widać to było przez słuchawkę.

– Cholera. Jeszcze cię tam kto poderwie. Nie daj się, ja cię proszę!

Przeciwko nowym podrywkom Elunia czuła się opancerzona podwójnie.

– W ogóle mowy nie ma. Ale chociaż parę osób zobaczę, bo tak na co dzień ostatnio żyję na pustyni i wiem dlaczego. Jola mi powiedziała…

Kończąc relację, zaniepokoiła się, że Kazio tam zbankrutuje. Kazio od razu uśmierzył jej obawy.

– A, coś ty, za głupiego mnie masz? Na koszt firmy dzwonię, a firma wytrzyma. Będę dzwonił jeszcze przy każdej okazji, a wracam za dziesięć dni mniej więcej…

Zaraz po Kaziu zadzwonił Bieżan.

– Ja się wczoraj z panią nie umówiłem co do tego gościa od dowodów w kasynie, bo jeszcze nie wiedziałem, co będzie. Teraz już wiem. Dzisiaj wieczorem mógłbym tam wpaść, o ile da się go zobaczyć. Pani ma tam skąd zadzwonić?

– Otóż w tym rzecz, że nie mam – zmartwiła się Elunia. – Gdyby nie to, już poprzednio bym pana łapała.

– Szkoda. Ale i tak wpadnę. Będzie, dobrze, a jak nie, spróbuję coś wykombinować. Tylko jedna rzecz, bardzo ważna. Nie znamy się. Żadnych rozmów, żadnych przywitań, pójdzie pani gdzie trzeba i stanie obok niego. Na chwilę. I cześć, reszta pani nie obchodzi.

Udając się po południu do kasyna, Elunia stwierdziła nagle, że na tablicy rozdzielczej mruga jej rezerwa. Zdenerwowała się, nie lubiła jeździć na resztkach benzyny. Zastanowiła się, gdzie ma po drodze jakąś pompę, jedną miała bardzo blisko domu, ale już ją zostawiła za sobą i nie chciało jej się wracać, a przed nią co…? Malczewskiego też minęła, co tam jest jeszcze… Dolna! Zjedzie na Dolną, malutki kawałek, będzie z głowy…

Podjazd do stacji benzynowej na Dolnej wymagał zrobienia podwójnej pętli, przez Sobieskiego i Gierymskiego. Zbliżając się do skrzyżowania, Elunia z obawą popatrzyła, czy nie ma tłoku. Nie było, tankowały zaledwie dwa samochody.

Kazio, od tego telefonu, musiał jej chyba tkwić w głowie, a może interesowała się nim jej podświadomość, bo nagle ujrzała go przy pompie. Wychodził i wsiadał do samochodu. Zatrzymanie się w tym momencie nie wchodziło w rachubę, jadąc dalej i skręcając, Elunia usiłowała popatrzeć za siebie, widok zasłonili jej przechodzący ludzie. Oczywiście nie mógł to być Kazio, który o dwunastej w południe znajdował się w Kopenhadze, aczkolwiek z Kopenhagi do Warszawy można dotrzeć w ciągu dwóch godzin, a teraz dochodziła piąta. Ale przecież powiedziałby, że wraca! Był to, rzecz jasna, ktoś i