Страница 17 из 69
Bezrozumnie zawstydzona swoim zaniedbaniem, Elunia oderwała wzrok od wpatrzonego w wirujące koło Stefana i z wielką uwagą rozejrzała się po sali. No tak, oczywiście, dwóch wyścigowców, znanych jej z twarzy… Jakiś taki duży i prawie łysy, z jednym kędziorkiem na środku ciemienia, wpadł jej w oko, widziała go wczoraj, wcale nie grał, ani wczoraj, ani dziś, gawędził z kimś przy nieczy
Dając spokój Chińczykom, Elunia jeszcze raz dokonała przeglądu obecnego w kasynie społeczeństwa, niejasno czując, że powi
Stefan Barnicz, acz zajęty swoją ruletką, widział ją doskonale. Przestała grać, niegłupia dziewczyna. Czemu jednak z tak wielkim natężeniem wpatrywała się w powszechnie znanego głównego mafioza podwarszawskiej mafii, rządzącego nawet mafią ruską…?
Zaintrygował go ten fakt niezmiernie.
Ukończywszy dokładny przegląd kasynowych gości, Elunia zastanowiła się, co teraz. Nie podejdzie przecież do faceta, choćby nawet był najpiękniejszy w świecie, nie zaproponuje spotkania, głupio byłoby, może on jej wcale nie chce. I nie będzie jej przecież co wieczór odwoził, poza wszystkim, ile czasu jej samochód ma spędzić na hotelowym parkingu?! Co powi
Z niepokojem w sercu, ciężkim westchnieniem i mocnym postanowieniem przybycia do tej jaskini rozpusty nazajutrz, zdecydowała się iść do domu.
– No i nic mi z tego nie przyszło, że cię nie było – powiedziała w telefon o poranku smętna i zniechęcona Jola. – Z dwojga złego już bym wolała, żebyś była.
– A co się stało? – zaciekawiła się Elunia i odłożyła pisak, którym robiła sobie schematyczne szkice.
– A tam. Przyszła ta małpa, Anusia, wróciła z Paryża i przyleciała z marszu, wcale nie wiedziałam, że wróciła, w ogóle jeszcze nie miała prawa wrócić, raszpla głupia. Znasz ją, nie? Suka parszywa.
– I co ci zrobiła?
– No jak to co, rzuciła się na Tadzia. A ten głupek zaskoczył w jednej sekundzie i dał się otumanić. Jakbyś była, może by go rozproszyło i mniej by się do niej przyssał. Już wczoraj wieczorem dzwoniłam, nie było cię, nie chciało mi się klekotać do sekretarki. Bardzo cię przepraszam, że ci spaskudziłam balangę.
– A gdzież tam! – odparła Elunia żywo. – Zamierzałam ci właśnie podziękować i nawet dzwoniłam wczoraj, ale też cię nie było. Masz u mnie prezent. Znalazłam sobie takie coś, że kicham i charczę na dyskotekę.
– Jezus Mario, a cóż to może być takiego? – zdziwiła się Jola.
Elunia zawahała się.
– No… wiesz… sama nie wiem, czy ci powiedzieć, bo jeszcze zauroczę. Dwie rzeczy, ale nie mów nikomu.
Dziko zaintrygowana Jola poprzysięgła zachować tajemnicę.
– Kasyno. Poszłam popatrzeć i pograłam. I wygrałam górę forsy.
– Nie żartuj! Poważnie? Ile?
– Na nieduży samochód by starczyło. To jedno.
– O rany… A drugie?
– Jeszcze gorsze. Poznałam faceta. I ruszyłam do niego ze strasznym szwungiem, a on do mnie niespecjalnie, więc jestem przejęta.
– Głupia jesteś, a nie przejęta – zgorszyła się Jola. – Akurat wierzę, że on nie, na ciebie lecą. Pewno udaje albo jakiej baby się boi. I co?
– I nic. Wszystko jest w trakcie. Bym go poderwała, ale nie bardzo umiem, wiesz, Paweł… Potem Kazio… Co ja miałam podrywać i kiedy? Żadnej wprawy nie mam.
– No nie masz, fakt – zgodziła się Jola. – Może zastosuj metody prababek?
Obie doskonale wiedziały, co to jest takiego, te metody prababek. Upuszczanie wachlarza wprawdzie odpadało, bo wachlarze wyszły z użycia, ale pozostawało wszystko i
Elunia jednakże zakłopotała się nieco.
– Trudne to trochę. Rozumiesz, ja go widuję tylko tam, a to jest między ludźmi, nie będę przecież robić publicznego spektaklu. Jeszcze mi się na ratunek rzuci jakiś i
– Baba tam się jaka przy nim plącze? – spytała Jola surowo.
– No coś ty! Baby tam w ogóle stanowią mniejszość, a możliwe nawet, że opozycję.
– I tobie jeszcze źle?! Zgłupiałaś chyba, idealne warunki! No nie, jeśli nie poderwiesz chłopaka, za oślicę cię będę miała i przestanę z tobą rozmawiać!
Elunia ze skruchą przyznała Joli słuszność. Rzeczywiście, konkurencji w tym kasynie nią miała żadnej, wygrała w dodatku, dla wygrywających wszyscy tam żywili szacunek, o tyle pozbawiony sensu, że więcej w tym było szczęścia niż rozumu, i podbudowany zawiścią, ale Stefan Barnicz przy swojej ruletce też wygrał dość ostro, więc zawiść nie powi
Odłożywszy słuchawkę i biorąc znów do ręki pisak, Elunia postanowiła wykorzystać sytuację i zdobyć się na dyplomatyczne wysiłki.
Przeznaczenie zadecydowało odrobinę inaczej.
Najpierw, zaabsorbowana kłębowiskiem uczuć własnych, Elunia zapomniała, co robi. Zlecono jej reklamę utensyliów praktycznych, służących zarazem do dekoracji wnętrz. Pojęcia nie mając, jakie właściwie utensylia wchodzą w grę, myśląc o czym i
Bezpośrednim skutkiem przyjęcia stały się spotkania natychmiastowe, z których ostatnie zakończyło się o wpół do jedenastej wieczorem. O kasynie mowy nie było, świadoma terminów, obowiązkowa i pracowita Elunia wiedziała już, iż jej dzień pracy musi zacząć się o świcie i zarywanie nocy odpada w przedbiegach.
Ze ściśniętym nieco sercem, równocześnie zadowolona, rozgoryczona, pełna satysfakcji i rozproszona uczuciowo, usiadła do pracy o wschodzie słońca, które o tej porze roku, chwalić Boga, nie przesadzało, pojawiając się na nieboskłonie dopiero o wpół do ósmej. I nie pojechałaby do kasyna z pewnością, gdyby nie to, że wczorajszą robotę musiała zawieźć do firmy. Wyszedłszy z domu o wpół do szóstej, o siódmej była już wolna i znalazła się akurat w pobliżu Mariotta.
Rzecz jasna, nie wytrzymała.
Upragnionego dżentelmena nie było. Automatom Elunia tym razem dała spokój, bo siedząc przy nich, nie widziała sali. Chciała czatować z nadzieją, że on jeszcze przyjdzie, i móc spoglądać na drzwi. Wybrała sobie miejsce twarzą do nich, przy ruletce po dziesięć złotych i przystąpiła do obstawiania.