Страница 42 из 45
Głos z taśmy umilkł. Przez chwilę panowała cisza. Skórka z gęsi chrupała Heniowi w zębach.
Odezwał się Tyran.
– Rozpozna go pan? Tego zabójcę?
– A jak? – odparł Bartek bez wahania. -Przyglądałem mu się krótko, ale treściwie, pod koniec nawet dość przytomnie. Łatwa twarz.
– Dobrze. Niech pan spróbuje go tu znaleźć… Z taśmy przez chwilę dochodziły szelesty i niewyraźne odgłosy.
– Pokazali mu zdjęcia – objaśniał nas Henio. – Całą kupę, to zawsze pod ręką leży. Wyłowił Dominika bez żadnego namysłu.
– A czy oni… – zaczęłam, ale znów odezwał się Bartek.
– Ten – powiedział stanowczo. – Nie mam najmniejszych wątpliwości. Mogę go rozpoznać także w naturze, bo sprawność fizyczną już odzyskałem. Ponadto powinienem chyba zeznać, że jemu właśnie nakładałem po pysku na Willowej. Napadł na Kasię. Ledwo tam wszedłem, usłyszałem jakieś dźwięki w kuchni, ruszyłem od razu, zobaczyłem, co się dzieje i nie miałem czasu się zastanawiać. Okazało się, że bez cegły w ręku on niegroźny, dał się wykopać bezproblemowo.
– A co pan wie o wydarzeniach na Willowej?
– Jak to, przecież właśnie mówię…
– Nie, nie o tej ostatniej scenie, tylko o wcześniejszych wydarzeniach. O popełnionej tam podwójnej zbrodni i wykutym ze ściany skarbie.
– O tym to wiem tyle, ile mi Kasia powiedziała – odparł smętnie Bartek. – Nie widzieliśmy się cztery dni, bo ja ją tak, pożal się Boże, chroniłem. Dowiedziałem się o horrorze u ciotki dopiero, jak przyleciałem w charakterze wybrakowanego kretyna. Zysku z przestępstwa nie było żadnego i dlatego tym bardziej musieliśmy bazować na mojej robocie. W zasadzie, dzięki niej, prawie wychodzę z długów. Ostra akcja to była, zlecenie ekspresowe, prywatnie przyznam się panom, że na pysk lecę, bo tydzień mało spałem, razem wziąwszy chyba ze cztery godziny. Ale podobno, tak mówiła, ona jakiś majątek dziedziczy, więc przyszłość przed nami, z tym że… też to powiem prywatnie, a wierzyć mi można, albo nie, jak się komu podoba… Niespecjalnie bym chciał żerować na dziewczynie, więc gdyby można było mnie przymknąć z opóźnieniem… Rzecz w tym, że dobrze nam wyszło i mam następne zlecenie, też pilne. Wolałbym je wykonać…
– Co to za robota?
– Cała instalacja elektroniczna dla firmy. Łączność, alarmy i tak dalej. Firma przyzwoita i nie składa się z jednego człowieka.
– Nazwy firm, adresy i telefony poproszę.
W głosie Bartka pojawiło się nagle głębokie rozgoryczenie.
– Kochani, chcecie mnie zniszczyć? To tak za karę? Znów się będę szarpał na zerze? Podejrzanemu nikt nie da żadnej roboty!
– Obiecuję panu, że w oczach firm podejrzany pan nie będzie – odparł Tyran stanowczo i z naciskiem.
Bartek powahał się odrobinę, po czym wygrzebał zapewne z kieszeni notes, bo adresy, nazwiska i telefony wyraźnie odczytał. Tyran spytał o pradziadka. Co też obydwoje z Kasią o nim wiedzą, gdzie go szukali, czy któreś pętało się po Rybienku, czy miało kontakt z Rajczykiem i tak dalej. Przeczekiwałam to cierpliwie, bo zainteresował mnie problem niezasłużonej, moim zdaniem, krzywdy chłopaka.
– Jak on to zamierza zrobić? – spytałam Henia z oburzeniem. – Tyran, mam na myśli, to sprawdzanie po firmach i zleceniodawcach. Pic na wodę, gliny się czepiają chłopaka i ma nie być podejrzany?
– Jakiego chłopaka? – skrzywił się Henio. – Jakie gliny? Za co pani nas ma? Pójdzie prywatny człowiek z pytaniem, kto im robił te instalacje, bo podobno rewelacyjnie wyszło, i on też chce tych samych. Nie podejrzany, a przeciwnie!
Taśma znów się odezwała. Tyran nie popuszczał.
– Po co pani Piaskowska była u sąsiadów pani Biernackiej na Filtrowej?
– Co? – zdziwił się Bartek wyraźnie i szczerze.
Tyran powtórzył pytanie drewnianym głosem.
– Nie mam pojęcia! Nic w ogóle o tym nie wiem. Kiedy była?
– Dziś rano.
– To skąd mam wiedzieć, jak rany, na oczy jej nie widziałem! Nic mi nie zdążyła powiedzieć, przez telefon tyle, że mam się tu zgłosić jeszcze dziś. Z wizytą poszła…?
– Wybrała sobie na to chwilę, kiedy nikogo nie było w domu…
Jakieś dźwięki się rozległy i taśma się wyłączyła. Przeszło połowa gęsi przestała już istnieć. Skierowałam na Henia pytające spojrzenie, pełne, miałam nadzieję, wielkiej siły wewnętrznej. Niepotrzebnie, Henio był miękki jak masło w dzień upalny.
– Ta Kasia sobie zawsze wybiera odpowiednie chwile – oznajmił. – Właśnie w tym momencie zadzwonili z dołu, że przyszła i pcha się do Tyrana. Wpuścili ją, rzecz jasna, i zaraz będzie dalszy ciąg.
Na jakieś wstępne zdania Tyran musiał magnetofon wyłączyć, bo od razu odezwała się Kasia.
– Proszę – powiedziała żałośnie. – To jest to, co ukryłam…
– Co to jest i gdzie pani to znalazła? – spytał Tyran urzędowo.
– Wśród tych papierów, które tamten… osobnik wyrzucił. Za szafą. To znaczy, przyznaję się, to jest kopia, a nie oryginał. Zrobiłam ksero. Oryginał jest pisany ręką mojego pradziadka i chcę go mieć na własność.
– I co to było? – spytałam z zainteresowaniem, bo w komendzie przez chwilę panowało milczenie. Tyran zapewne oglądał dokument.
– I dlatego pani poszła do sąsiadów pani Biernackiej?
– Tak. Widzi pan. Pradziadek napisał „klejnoty rodzi
– Tyran też człowiek – zawiadomił nas Henio. – Pozwolił jej zeznać nie do protokółu i nie będzie tego wywlekał. Ta ciotka kota miała pod każdym względem, świeć Panie nad jej duszą, wariatka. Na moje oko, wybrakowana seksualnie.
Następne pytanie Tyrana padło znów do Bartka.
– A jak pan wybrnął z tych swoich długów?
– Pożyczałem od jednych, żeby oddać drugim. Kołomyja. Zwracałem sukcesywnie, a dzisiaj, po otrzymaniu pieniędzy, pozbyłem się ich prawie do końca. Od początku mówię, więcej za idiotę robił nie będę. O ile panowie pozostawią mi w ogóle cokolwiek…
– Proszę pana – powiedział dobitnie Tyran, nagle wyraźnie rozzłoszczony. – Czy pan sobie naprawdę wyobraża, że my nie odróżniamy rodzajów przestępstwa? To co pan do nas mówi, poparte jest w wysokim stopniu dowodami materialnymi, pochodzącymi z miejsca zabójstwa, a także zeznaniami sprawcy. Udaje nam się niekiedy trochę myśleć i dostrzec różnicę pomiędzy kimś takim jak pan, a kimś takim jak podejrzany Sroczek. Niech mi pan tu nie zawraca głowy…
Na tym skończyła się taśma, a Henio zachichotał.
– O drugiej w nocy wszyscy padli sobie w objęcia, Kasia się popłakała i można było iść do domu. Gdzie ten szampan? Nic mnie nie obchodzi, czy pasuje do gęsi, zresztą, zdaje się, że gęsi już nie ma…
Janusz bez słowa wyciągnął szampana z lodówki. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy.
– No nic, kupię drugi – mruknął pod nosem. – Ochłodzić się zdąży…
Znałam go już trochę, milczałam jak głaz aż do końca wizyty Henia. Pozmywali jeszcze we dwóch bez mojego udziału.
– No? – powiedziałam niecierpliwie, ledwo za Heniem zamknęły się drzwi.
– Kochanie moje, ty mi tu nie udawaj, że jesteś taka głupia – odparł złym głosem. – Tyran zamknął sprawę, bo ma wszystko. Sprawcę, dowody i świadka. I następną sprawę, roboty mu nie brakuje, na ominięcie tego co mało szkodliwe nie tylko może, ale musi sobie pozwalać. A ja, przypominam ci, jestem na niewi
– I co?
– I nic. Zajrzyj do siebie i popatrz na telefon. Prostsze mi się wydało spełnić polecenie, niż zapierać się przy idiotycznych dociekaniach. Sekretarka mrugała. Przycisnęłam niebieski guzik.
– Proszę pani, ja bardzo przepraszam, ale na wszystko panią błagam, żeby pani odezwała się do mnie, jak tylko pani wróci – powiedziała rozpaczliwie Kasia. – Widzę, że nie ma pani w domu, będę jeszcze próbowała, cały czas czekam na Willowej, nie ruszę się stąd. Bartka mam pod telefonem, chcemy przyjść do pani razem, ja proszę, bardzo proszę…