Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 14 из 45



– Judyta, tak się cieszę, że wpadłaś!

– Zamknij psa. – Stoję przed furtką i się nie ruszam. – Ja po te róże, co mówiłaś…

– Róże czekają, a z Azorem daj spokój, on jeszcze nigdy nic nikomu nie zrobił!

Ale mi argument. Mój Eksio do pewnego momentu też mi nigdy nic nie zrobił.

Reńka zamyka Azora w dużym boksie w kącie ogrodu. Nie wiem, dlaczego nazwali psa Azor. Azor, jak sama nazwa wskazuje, to jest przyjemny mały kundelek, a nie zabójca, z miną zabójcy w dodatku.

– Nie histeryzuj – mówi Reńka – tylko ty tak na niego reagujesz. I on się denerwuje.

Adam na przykład w ogóle się go nie boi. Reńka swoje czerwone włosy skręca w ogon i zarzuca na plecy. Jest oszałamiająca i wolałabym, żeby mówiła o swoim mężu, a nie o moim Adamie.

– Chodź, napijemy się martini z lodem. Jest tak gorąco.

Martini? Z lodem? Przed południem? W dzień powszedni? Czemu nie? Można i tego spróbować. Wchodzę posłusznie za Reńką do domu. Jej salon ma przynajmniej czterdzieści metrów. Już się do tego przyzwyczaiłam. Ale najpiękniejsza u nich jest łazienka. Jak mi ją pokazała, to prawie osłupiałam. Matko moja, jak ze snu. W rogu ogromna wa

Reńka mimo pogodnego czerwcowego dnia jest nie w humorze. Nalewa nam martini, dodaje lodu i prowadzi mnie do ogrodu. Wyciągamy się na leżakach.

– Na nic nie mam czasu – wzdycha Renka i zdejmuje z siebie zieloną sukienkę. Pod spodem ma kostium, również zielony. Jest już opalona, co powoduje u mnie lekki przypływ lekkiej zazdrości. I gdyby chociaż była troszkę za tłusta albo miała cellulitis, malutki, chociaż jeden malusieńki, łatwiej byłoby mi to znieść, choć oczywiście nie życzę jej, Boże broń, niczego takiego.

– Ty nie masz czasu? – uśmiecham się i zanurzam usta w chłodnym martini. To jest życie. Nieumiarkowanie w radości.

– No a co ty myślisz? Tego wszystkiego dopilnować – ręka Reńki miga złotem obrączki, kiedy wskazuje na swój przyszły ogród.

Nie komentuję. Jak tu wytłumaczyć zupełnie szczęśliwej osobie, że ma wszystko, czego dusza zapragnie. Może dbać o siebie, kochać sobie spokojnie swojego męża, myśleć o przyszłości, robić coś dobrego dla świata, bo ani etat jej nie zmusza do przebywania poza domem, ani brak pieniędzy do myślenia o tym, co będzie jutro. W przeciwieństwie do rzeczywistości, która mnie dopada, kiedy tylko pomyślę o tych cholernych, rozmnażających się tajemniczo pieniądzach. Ale nie będę o tym myśleć. Jutro pojadę do Warszawy i wykopię Ostapko choćby spod ziemi.

Na płocie nad obrażonym Azorem siada sójka i zaczyna prowokująco się zachowywać. Azor złożył swoje potężne cielsko na boku i udaje, że głupi ptak go zupełnie nie obchodzi. Sójka przekrzywia głowę i zaczyna miauczeć jak kot.

– Ale te zwierzęta śmieszne – mówię do Reńki.

– Jakie zwierzęta? – Reńka podnosi oczy znad kieliszka, już wypiła to swoje martini, które ja sączę w poczuciu wielkiego szczęścia.

– No, twój pies i sójka.

– Aaaa – lekceważąco mówi Reńka. – Niechby ją raz złapał.

Ciekawam bardzo, ile razy może taki zabójca złapać tę samą sójkę.

– No coś ty – oburzam się. – Mój Borys to wie, że na ptaki nie można polować. Azora też powi

– Pies na ptaki, pies na kobiety – mówi bez sensu Reńka i podnosi się z leżaka. Idzie w stronę domu zwiewna i szczupła. Za chwilę przynosi butelkę martini i lód.

– No nie, ja to zaraz muszę do roboty – uśmiecham się.

– To nie. – Reńka patrzy na mnie z naganą. A przynajmniej tak mi się wydaje. – Uważaj, siedzisz z nosem w tym komputerze, a życie mija. Zobacz, jak wyglądasz. W ogóle o siebie nie dbasz. Wszystkie kobiety myślą, że będą wiecznie młode.





Nie wiem, o co jej chodzi. Wyglądam, jak wyglądam. Owszem, może sporo pozostaje do życzenia, ale ostatecznie Ella Fitzgerald też nie była jakąś pięknością. Z tym że śpiewała lepiej ode mnie. Ale za to była starsza.

– A co konkretnie masz na myśli?

– Wiesz, jak się ma nowego faceta… Z facetami różnie bywa. Zadbaj o siebie.

Słyszałam już to zdanie.

– To zabawne, Tosia mówi to samo.

– Wy jesteście nienormalne – mówi z irytacją Reńka. – Właśnie dlatego, że z każdego tematu przejdziecie na dzieci. A wiesz, co ci powiem… – Reńka nachyla się nad butelką martini i dolewa sobie złocistego płynu -…życie nie opiera się na dzieciach. Ani na mężczyźnie. Na mężczyznach nie można polegać. Adam podobno był w Nałęczowie, a ty zostałaś sama? Zawsze trzeba uważać – zawiesza głos, a mnie drobny dreszcz przebiega po plecach.

Nie bardzo wiem, co znaczy taka rozmowa. Dlaczego ona do mnie pije? Czyżby chciała mi powiedzieć, że jeśli ja żyję z Adaśkiem bez ślubu, to jestem gorsza od niej? Bardzo dobrze wiem, że małżeństwo, niestety, nie zapewnia niczego stałego. Większy tylko kłopot – bo trzeba się rozwieść, zamiast normalnie rozstać. Ale myślałam, że Renka jest mi życzliwa. Wolę już wrócić do listów. Mam sporo roboty. I wcale znowu tak się nie boję o Adama. “Jeśli zaczynasz się bać o swojego partnera…”

– Muszę już iść. – Podnoszę się z rattanowego fotela i wylewnie dziękuję jej za martini.

– Radzę ci dobrze, zadbaj o siebie, póki czas… – Reńka podaje mi róże.

Złośliwa baba. Mimo że młodsza ode mnie. No cóż, ja przynajmniej mam lepszy charakter. Na mój widok Azor podnosi się i staje na sztywnych łapach. I to jest prawda, co mówią. Jaki pies, taki właściciel. Mój Borys to przynajmniej przyjazne stworzenie, choć czasem udaje głupiego. I lubi sójki.

Wracam do domu pełna jakiegoś nieokreślonego niepokoju. Od zachodu nad horyzontem pojawia się ciemny pas chmur. Ledwo człowiek chce zacząć cieszyć się latem, to mu się pogoda psuje. Co Reńka miała na myśli, mówiąc mi, żebym o siebie zadbała? I dlaczego mówi, że na mężczyznach nie można polegać? I co ma do tego Adaśko, który pojechał z dziećmi do Nałęczowa? Głupia baba.

Wcale nie wracam do domu, tylko wstępuję do Uli. Właśnie wróciła z pracy i stoi nad pierogami. Jej Dasza, pogodny i przyjazny bokser, skacze na mnie z nieumiarkowaną radością.

– Dasza, na miejsce.

Nie wiem, jak ta Ula to robi. Mówi do psa cicho i spokojnie, a on przestaje się na mnie rzucać, powoli odchodzi na tarasik i zaczyna wodzić oczami za motylem. Ja drę się na Borysa, a on i tak robi, co chce. Niepotrzebnie kazała Daszy leżeć, bo jestem zadowolona, że przynajmniej pies cieszy się na mój widok.

– Czemu nie pracujesz? – Ula spokojnie gniecie ciasto na pierogi, a ja mam od razu wyrzuty sumienia, że nie umiem robić pierogów.

– Byłam u Reńki.

– O, co u niej?

I co mam Uli powiedzieć? Że Reńka zmówiła się z moją Tosią, żeby zasiać niepokój w mojej duszy, i że nie wystarczą przyrządy do golenia w domu, żeby związek był szczęśliwy? I że ja się mogę w każdej chwili znudzić Adamowi? I wobec tego pilnie powi

Widzę, że niczego tym razem nie dowiem się od Uli. Idę do siebie, włączam komputer i odpisuję na ostatni list. Prawdę powiedziawszy, ta pani ma rację. Gdyby ludzie kierowali się w swoim życiu wyłącznie miłością, wiarą i nadzieją oraz zachowywali umiar i spokój ducha, świat byłby lepszy. Zaczyna siąpić drobny deszcz. Obija się o mój blaszany dach, Tosia zmoknie, wracając ze szkoły, Adam wziął samochód. I pomyśleć, że jeszcze przed godziną była piękna czerwcowa pogoda. Na nic nie można liczyć na tym bożym świecie. Dlaczego Reńka mówiła tyle o Adamie? Czyżby się jej podobał? Artur, mąż Reńki, pracuje całymi dniami. Reńka wydaje się znudzona. I dlaczego Azor lubi Adama? Nie zauważyłam tego. Może Adam bywa w tym domu beze mnie? Stop. Teraz praca.