Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 73

– Ale bursztyn szedł i tu się zaczepiał…

– A jakoś nie trafiają – wytknął przekornie Waldemar.

– A pod Gdańskiem trafili. Ile to tam się tego namarnowało! A tu to jak na brzegu, w jednym miejscu kupa, a w drugim, trzy metry dalej, nic. A oni kopią jak raz o te trzy metry. I tylko dziki płoszą.

Z lekką irytacją pomyślałam, że nie tylko dziki płoszą, także mnie denerwują, ale nie powiedziałam tego. Do kuchni przyszedł ten mój i zaczęło się robić ciasno. Skarcił mnie, że tu siedzę i zwiększam tłok, i włączył się w pogawędkę.

– Nie docenia się właściwości leczniczych bursztynu – oznajmił z wyraźną naganą. – Bursztyn przywraca równowagę ładunków elektrycznych w organizmie człowieka. Stąd, miedzy i

– A pewnie – przyświadczył natychmiast dziadek. – Nalewka na spirytusie, pięć deka na pół litra…

– Pół litra jak kto wypije, to też mu odejdzie – wtrącił złośliwie Waldemar.

– Głupoty gadasz. Na reumatyzm, na ten przykład, to lepsze niż spirytus na mrówkach. A i pić można, po troszeczku, i w środku też dobrze robi.

– Usuwa zmęczenie mięśni – pouczył ten mój, bo pouczanie wszelkie uwielbiał. – Rozluźnia i uspokaja. Rozgrzewa. Bursztyn zamiast środków chemicznych, tego się właśnie nie docenia. Surowy bursztyn, nie szlifowany, razem z tą warstwą utlenioną, noszony na gołym ciele, ma liczne właściwości lecznicze, niedokładnie jeszcze zbadane. Nie zaszkodził dotychczas nikomu, a wielu osobom pomógł. Nie wie się o tym.

– Jak kto – zauważył dziadek z naciskiem.

– Ogólnie się nie wie. Głupotę stanowi brak informacji, brak reklamy. To nie jest tylko produkt ozdobny, dekoracja, to jest lekarstwo. Gdyby to ktoś wreszcie potraktował poważnie… A znajduje się tylko w naszym rejonie geograficznym, w pasie przybrzeżnym i nigdzie więcej na świecie.

Zgadzałam się w pełni z jego poglądami na tę kwestię i od razu cholera mnie wzięła, że on to wszystko wie i nic nie robi. Powi

Wywijał mi ten numer ustawicznie. Informował mnie, że jesteśmy, potencjalnie, nieziemsko bogatym krajem. Mamy jedno z pierwszych miejsc na świecie w produkcji miedzi i siarki, piąte w produkcji srebra, rolnictwem możemy wyżywić pół Europy, nasz węgiel koksujący bije wszelkie rekordy, bursztynu nie ma nikt poza nami, może jeszcze Związek Radziecki, bo ten pas do nich sięga, a oprócz tego mają kopany, ale u nas lepiej, moglibyśmy płynąć mlekiem i miodem, i co? I chała de

Biuro Polityczne budziło moje duże namiętności. Zastanawiałam się chwilami, czy nie dałoby się nielegalnie skombinować długiej broni palnej i zasadzić się gdzieś, gdzie oni będą rządkiem wychodzili. Warszawski biały dom…? Trafiłabym, przysięgam Bogu, umiem strzelać…

Coś mi się od tego robiło zawsze, a przy bursztynie w szczególności.

Jak zwykle w chwilach emocji zamyśliłam się i straciłam świat z oczu i uszu. Oprzytomniałam, żeby usłyszeć ciąg dalszy. W kuchni była już także Jadwiga, której udało się położyć Mieszka spać.

– A te pół kilo, które sprzedali, to głowę dam, że Floriana utopiło – mówił Waldemar z rozdrażnieniem. – Bo skąd się wzięło? Baltazar tak półgębkiem potwierdził, że było. Już ja mam rozeznanie, do nikogo z tym nie pójdę, ale to całe ich śledztwo to można pod pociąg towarowy podłożyć. Na żonę zwalają, że wymyśliła sobie kradzież, ale ona też się połapała, że lepiej siedzieć cicho, i odczepiła się od złodzieja, pewnie coś tam po Florianie znalazła i teraz woli, żeby jej nigdzie nikt nosa nie wtykał. Lepiej stracić trochę niż wszystko. A jakby się jeszcze okazało, że było odwrotnie, i to Florian chciał komuś wyrwać taki kawał, pobili się…

– Pewno by jeszcze i ją zamknęli – podsunął dziadek.

– Orzekając przepadek mienia – dołożył ten mój.

– A mnie się ten cały Baltazar nie podobał i nie podoba – oznajmiła stanowczo Jadwiga. – Niech sobie płaci, ile chce, jakiś on taki… do wszystkiego zdolny. Ja bym go więcej do domu nie wpuściła.





– Jak mu się patrzy na ręce, to nic złego nie robi – pocieszył ją Waldemar.

– Skoro pan twierdzi, że sprzedano dużą bryłę, to mógł istnieć motyw – rzekł znów ten mój. – Wiadomo kto ją sprzedał?

– Nawet nie wiadomo kto kupił. Możliwe, że właśnie Baltazar, ale za skarby się nie przyzna, żeby go nie ciągali. Tak na nosa, to wydaje mi się, że on.

– A skąd wiadomo na pewno, że taka buła została sprzedana? – spytałam z lekką irytacją. – Widział ją kto?

– Pewno nikt – mruknęła Jadwiga. – Od plotek wszystko rośnie…

– Plastyk mówi, że widział i tak naprawdę od niego to wiem – przyznał się nagle Waldemar. – Zaraz następnego dnia tak się o tym jąkał. Zły był okropnie, powiadał, że koło nosa mu bogactwo przeszło…

Plastyk niewątpliwie miał jakieś imię i nazwisko, ale zorientowałam się już, że tu określa się go mianem plastyka i cześć. Taki, co kupował dla siebie i sam z tego coś robił, był tylko jeden. Pomyłka co do osoby nie wchodziła w rachubę.

– …a kto sprzedawał, nie wiadomo – ciągnął Waldemar. – Właściciel mógł dać do ręki komu i

– Milicja tego nie zbadała?

– A kto ich tam wie, co zbadali, i tak od nikogo prawdy nie usłyszą. A nawet jeśli, nam nie powiedzą.

– Milicja bardzo ostrożnie musi wszystkich wypytywać, bo tylko z zeznań ludzkich może coś wyniknąć – powiadomił nas wymarzeniec. – O śladach nie ma co nawet marzyć, ale ludzie zawsze gadają.

W tym momencie odgadłam nagle, gdzie był i co robił w tej Krynicy. W tamtej stronie, blisko poczty, znajdowała się komenda MO, oczywiście, do nich poleciał, często miewał z glinami jakieś nietypowe konszachty. Ukrył to przede mną, żeby nie wyjawiać źródła swojej wiedzy, niech ja sobie wyobrażam, że jest taki genialny sam z siebie, nadprzyrodzone właściwości kwitną i owocują w jego umyśle. Dedukcje snuje, wszystkie trafne…

Rozzłościło mnie to od razu, ale miałam jeszcze dość rozumu, żeby nic na ten temat nie powiedzieć. W końcu zawsze istniała możliwość, że mu coś napaskudzę. Postanowiłam go przycisnąć w cztery oczy, po czym na nowo wróciłam do rzeczywistości.

– …przenoszą się na i

– W dziczych dołach powi

– Tam dostępu nie ma…

Rzeczywiście, teraz dopiero uświadomiłam sobie, że w czasie tego pobytu jakoś ich nie spotykałam na plaży, widocznie przenoszenie wymagało więcej pracy, zajmowało czas do zmroku i nie mogli sobie pozwalać na niewi

Wróciliśmy na górę i zrealizowałam swój zamiar, wypomniałam mu tę milicję. Nawet się nie wypierał, zwrócił mi tylko uwagę, że przy poufnych pogawędkach ja jestem potrzebna jak dziura w moście. Inaczej się rozmawia w cztery oczy, a inaczej w obecności osoby całkowicie postro