Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 38 из 59

– Mówiłam ci. To właśnie tak wygląda. Tajemnica na tajemnicy jedzie. Nikt tego nie rozumie i co ja mam robić? Przecież nikt mi nie uwierzy, i co?

– Nic – pocieszyłam ją. – Tym bardziej Patryk musi być podejrzany. I ty też.

– To już nawet więcej niż podejrzenia, to prawie pewność – sprostował Janusz bezlitośnie. – Tego piegowatego Kuby szukają właściwie po to, żeby swoją pewność potwierdzić, no i dla uniknięcia wątpliwości. Bez niego dochodzenia nie da się zakończyć. Hotel grzebie w gościach sprzed półtora roku, jak dotąd, samotnych facetów znaleźli czterystu osiemdziesięciu siedmiu, teraz ich eliminują. Na bieżąco, bo to jeszcze nie koniec, tam takie dwa motele są obok. Co do drzwi frontowych, wciąż nie wiadomo, kto je otworzył. Co do brakteatu Jaksy z Kopanicy, to nie jest moneta spotykana na każdym kroku, ma go Józef Pietrzak od dawna, twierdzi, że był w rodzinie od przedwoje

– Łże – przerwałam sucho.

– …mógł natomiast mówić, że nie ma go chwilowo. Przyznaje ze wstydem, że kilka monet włożył do takiego portfelika, który sam, w roztargnieniu, gdzieś utknął i nie mógł znaleźć, bardzo był tym zdenerwowany, aż okazało się, że portfelik wleciał za podszewkę marynarki, bo kieszeń w tej marynarce była nadpruta. Wyszło to na jaw przy okazji oddawania marynarki do pralni. Koniec zeznania, nie było sprawy i nie ma. I

– A pan Gulemski? – spytałam gniewnie.

– Pan Gulemski nie kryje faktu spotkania z nieboszczykiem Fiałkowskim i oglądania jego zbiorów, nie ma w tym bowiem żadnego przestępstwa. Niczego Fiałkowskiemu nie ukradł i niczego od niego nie kupił, chociaż miał chęć. Upiera się granitowo, że brakteat Jaksy z Kopanicy widział u niego na własne oczy, nie ma sklerozy, nie był pijany i pod karą śmierci nie zmieni zeznań.

Mimo woli spojrzałam na Grażynkę. Sens spojrzenia zrozumiała bezbłędnie.

– Nie – powiedziała stanowczo. – Był przejęty, ale nie pijany. Nie wiem, jak ten jakiś pan Gulemski wygląda, ale możliwe, że to był on.

Spojrzałam na Janusza wzrokiem prawdopodobnie roziskrzonym.

– Niech oni jej pokażą pana Gulemskiego od tyłu!

– Nic nie stoi na przeszkodzie, zapewne pokażą. Przejechałaś im się po ambicji tak, że teraz chcą zapiąć dochodzenie na ostatni guzik. Istnieje możliwość, że te zbiory oglądał także ktoś i

– Dobrze – powiedziała Grażynka z mężną determinacją. – Niech mnie złapią. Czy mam się gdzieś zgłosić?

– Jeśli wrócisz do domu, z pewnością ktoś tam będzie na ciebie czekał…

– Nie skończyłyśmy korekty!

Sprawdziłam w komputerze numer strony.

– Jesteśmy w dwóch trzecich. Jeśli chcesz mieć z głowy te śledcze zabiegi, możemy skończyć jutro. Chyba że cię zamkną, to może lepiej skończyć dziś? Potem cię wezmą na długą, nocną Polaków rozmowę…

– Nikt się nie będzie wygłupiał z nocnymi rozmowami – zaprotestował energicznie Janusz. – Najwyżej każą jej się zgłosić jutro rano. Nie ucieknie im, bo od dziś będzie miała obstawę.

– Co takiego…? – oburzyła się Grażynka.

– Po co? – spytałam ze zdumieniem.

Stojący cały czas w drzwiach Janusz wszedł wreszcie do pokoju, opadł na fotel i westchnął.

– Patryk może próbować skontaktowania się z nią. Wszyscy zgodnie zaświadczają, że już od dłuższego czasu nie ma i

– Nie chcę – powiedziała Grażynka, znów takim głosem, jakby już umarła i odzywała się z trumny.



– Możesz nie chcieć, ale on o tym nie wie.

– Wie. Musi wiedzieć.

– Ale oni nie wiedzą, że on wie, i liczą na najczęstszy elementarny błąd. Nie byłby pierwszy i zapewne nie ostatni.

– To doskonały sprawdzian – ożywiłam się i odwróciłam na kręconym krześle. – Jeśli ma cień inteligencji, nie spróbuje, a jeśli spróbuje, okaże się ćwokiem.

– I co mi z tego? – mruknęła posępnie Grażynka.

– Przynajmniej będzie wiadomo, że nie ma czego żałować.

– I tak nie ma…

Zawahałam się. Osobiście żałowałam, że całkiem niezły, aczkolwiek skomplikowany chłopak, pasujący mi do Grażynki, okazał się mordercą, ale w Grażynce żalu raczej utrwalać nie należało. Zarazem jednoznaczne i brutalne potępienie wydało mi się nietaktowne, bo co, mam jej wymawiać, że co sobie przygrucha, to albo zwyrodnialec, albo niedojda? Nie jest to właściwa chwila na pouczania i nagany…

– Ja zaraz pójdę, bo, jak by tu powiedzieć… trochę głodny jestem – powiadomił nas Janusz z lekkim zakłopotaniem. – Tyle że, w tej sytuacji, spadek w lesie. Ten twój bloczek też. Istnieje jeszcze jedna, nikła szansa na odnalezienie Kuby, ostatniego świadka…

– Koro

– Da się tak nazwać – zgodził się Janusz. – Może tam któraś z dziewczyn coś powie, największe nadzieje stwarza Marlenka, jutro ją pomaglują. Wieczorem będę wiedział.

– Dlaczego mu nie dasz czegoś do zjedzenia? – spytała Grażynka, usiłująca wygrzebać się z otchłani i przystosować do życia z wyraźnie widocznym wysiłkiem. Udowodnić, że słyszy, co się mówi, wszystko rozumie i reaguje normalnie. Akurat się źle wybrała.

– Bo nic nie mam – wyjaśniłam grzecznie. – Do dyspozycji są jajka, reszta produktów surowa albo zamrożona. A jajecznicę on sam sobie potrafi usmażyć i przynajmniej zje ją bez przeszkód w postaci głupich pytań. Herbatę może dostać zawsze.

– Jeśli sobie życzycie, zjem szybko i wrócę na herbatę.

– Życzymy sobie – powiedziałam z wielką stanowczością, bo zaświtał mi w głowie jeszcze jeden, zupełnie koszmarny, pomysł. Wylągł się znienacka, nie wiadomo z czego, może z niecierpliwości, z gwałtownej chęci rozwikłania wreszcie do końca tej całej okropnej sprawy.

A jeśli Patryk rąbnął Kubę…? Jeśli był pierwszy, a Kuba przylazł zaraz za nim i stał się świadkiem kontrowersji z ciocią…? Jeśli go stamtąd podstępnie wyciągnął, zwabił w pierwsze lepsze puste miejsce i uciszył radykalnie, a zwłoki ukrył albo usunął bez śladu w jakikolwiek sposób? No, nie nosił chyba ze sobą kanisterka kwasu siarkowego, czy co to tam rozpuszcza każdą substancję… Ale saperkę mógł posiadać, pokopać trochę, ładnie zagrzebać, a nikomu przecież nie przyszło dotychczas do głowy szukać Kuby po okolicznych ugorach, łąkach i lasach…

Odwrotność nie wchodziła w rachubę, bo sama widziałam żywego Patryka parę dni temu. Grażynka też. Gliny również. To Kuba zniknął natychmiast po zbrodni i do tej pory nie można go znaleźć.

Myśl była tak okropna, że ukradkiem zaczęłam wpatrywać się w Grażynkę z niepokojem i współczuciem. Mój wzrok musiał chyba dość jasno wyrażać uczucia, bo Grażynka, twardo usiłująca kontynuować uczciwą pracę, nagle zamilkła.

– Co się stało? – spytała niepewnie. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? Jestem gdzieś brudna czy coś mi się na twarzy rozmazało?

Najpierw błyskawicznie postanowiłam zełgać, a potem zawahałam się.

– Nie, nic… Ja myślę, co mi niewątpliwie szkodzi. Poczekajmy na Janusza, bo coś tam się po mnie mota, i nie podobają mi się zeznania podejrzanych… Czy oni kogoś o to w ogóle spytali? Trzeba docisnąć Marlenkę, niech im Janusz podpowie!

– Prawdę mówiąc, wolałabym wrócić do korekty. Wiesz, przecinki i literówki, to mi się wydaje takie proste, łagodne i kojące…

– W obliczu zbrodni kojące mogłyby być nawet średniki.

– Ale ty nie lubisz średników.

– Nie lubię. Wolę zbrodnię. To znaczy, może akurat nie tę, jakaś ona wyjątkowo kłopotliwa i łatwiej bym ją zniosła, gdyby nie bułgarski bloczek. Gryzie mnie straszliwie i już nawet wymyśliłam sposób zamiany i pretekst do oglądania, przy czym pretekst jest nawet samą prawdą, więc może mi się uda…