Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 37 из 59

Grażynka wylała kawę na siebie i na wydruk komputerowy. Kawa nie była już zbyt gorąca, nie zwróciła na to zatem żadnej uwagi i zamarła, mokra i pełna rozpaczliwego napięcia.

– Teraz…! – wykrztusiła z trudem.

– Teraz właśnie. A co…?

– Teraz…! Kiedy Patryk…!

O, cholera. Dotarło do mnie, ona myśli, że Patryk to przywiózł, sprzedał komuś albo co, udowodnił swoją zbrodnię z pobudek niskich, sam wykluczył okoliczności łagodzące. No owszem, postarał się nieźle, ale przecież nie brakteatem pana Pietrzaka! Diabli nadali, jeśli chciał wzbudzić w opornej Grażynce wierne i trwałe uczucia, wybrał chyba najlepszą drogę, ona z tego nie wybrnie, lada chwila zacznie obwiniać siebie, wodziła go na manowce, niedobra była, stwarzała same wątpliwości, chciała go, nie chciała, odpędzała i przyciągała, na zmianę, aż wreszcie nie wytrzymał i w nerwach musiał popełnić zbrodnię. Skłoniła go do tego obrzydliwym postępowaniem, wszystko przez nią, i teraz powi

– To ja – powiedziała Grażynka zdławionym głosem, wciąż z tą filiżanką z resztkami kawy na dnie. – To przeze mnie…

No i proszę, jak zgadłam. Mimo współczucia, rozzłościłam się od razu.

– Ty nie bądź taka megalomanka, nie wszystko przez ciebie, a może jeszcze terrorystów arabskich sobie przypiszesz! Sama podejrzewałaś go o złe skło

– Gdyby nie kradł…

– Tobyś mu darowała, tak? Czekaj, wytrzyjmy tę kawę, bo się kartki zlepią.

Grażynkę uruchomiło, zerwała się, odstawiła filiżankę.

– Nie, ona była gorzka. Ja to zrobię, masz ściereczki, widziałam, przyniosę z kuchni…

– Przy okazji zetrzyj z siebie, bo kapiesz. Chociaż tej podłodze i tak już nic nie zaszkodzi.

Z szalonym wysiłkiem Grażynka wróciła do równowagi, w czym dopomogły jej proste czy

Ten Pan jednakże wybił mnie z tematu. Jaksa Jaksą, ale w depozycie policyjnym spoczywał bułgarski bloczek numer sto pięć, niedostępny mi tak, jakby go w ogóle nie było. Patryk, jako spadkobierca, odpadł definitywnie, całe mienie Fiałkowskich przechodziło na skarb państwa, bo i

Zaczęłam delikatnie przemyśliwać nad wykroczeniem, chociaż może to już naprawdę byłoby przestępstwo…? A, czort bierz, niech będzie i zbrodnia! Gdyby tak dyplomatycznie wymienić bloczek numer 105 na bloczek, na przykład, numer 106…?

Nie zwracając uwagi na Grażynkę, która usiłowała właśnie wmówić we mnie jakiś przecinek, zerwałam się z miejsca i wygrzebałam katalog. Bloczek numer 106, proszę bardzo, na bloczku numer 105 były ptaki, na numerze 106 gołąbek pokoju, stylizowany, ale nie szkodzi, jedno i drugie ornitologia, nawet pasuje, a cena identyczna. Miałam ten numer 106, czysty, w doskonałym stanie, a gdyby go zabrać, jechać do Bolesławca, ubłagać ich, żeby mi jeszcze raz pokazali bloczek numer 105 i szybciutko dokonać zamiany? Podstępnie… a niechby i jawnie, co im za różnica, co prawda, bloczek numer 106 wydany z okazji konferencji na temat bezpieczeństwa i współpracy w Europie, ale nieboszczyk Henio nie zbierał specjalnie ani fauny, ani ochrony środowiska, cena taka sama, policji i skarbowi państwa powi

– Chyba tak zrobię – powiedziałam trochę niepewnie. – Odwalę tę koszmarną wrocławską autostradę, samochód mi się w końcu rozleci, ale trudno. Łatwiej o samochód niż o ten cholerny bloczek.

– O czym ty mówisz? – zaniepokoiła się Grażynka. – Wiedziałam, że będziesz protestować, ale już myślałam, że się zgadzasz.

– Na co?

– Na ten przecinek, tutaj.

– Gdzieś mam przecinek. Nie, nie zgadzam się, rozbija zdanie. Chyba pojadę do Bolesławca od razu, jutro rano. Czekaj, spojrzę na mapę, może jakąś okrężną drogą, żeby uniknąć autostrady…



– Po co?!

– Jak to po co, mięso na niej od żeber odpada…

– Nie, ja pytam, po co chcesz jechać do Bolesławca? Autostradę rozumiem doskonale. Robią ją przecież.

– Robią…! Od piętnastu lat tak robią! Tym województwem rządzi albo wyjątkowy złodziej, albo złośliwy kretyn, nigdzie w całym kraju nie ma takich potwornych dróg, jak tam! Koleiny na pół metra, jakim cudem człowiek przejeżdża to żywy, jest nie do pojęcia, tam same trupy powi

– Po co chcesz tam jechać?! – wrzasnęła Grażynka rozpaczliwie.

Opanowałam się, chociaż zęby mi same zgrzytnęły. Myśl podmiany bloczków zakorzeniła się we mnie i zaczynała się rozkrzewiać. Powiedziałam o niej Grażynce.

– Chyba nie wiedzieliby, co z tobą zrobić – zaopiniowała z lekkim wahaniem. – Mam na myśli, gdyby cię na tym złapali. Kradzież to przecież nie jest, skoro podrzucasz drugie takie samo i za takie same pieniądze… Dowodu rzeczowego on nie stanowi. To właściwie co?

– Nie wiem. Sama jestem ciekawa. Może podciągnęliby pod matactwo?

– Jakie matactwo, skoro nie dowód…?!

– Odciski palców… Odcisków palców na tym nie ma prawa być wcale, nieboszczyk Henio szanował znaczki, to się bierze pęsetką. Czysty bloczek z odciskami od razu traci na wartości. A jeśli obsypią tym swoim proszkiem i potem trzeba go będzie ścierać… Nie, ja się na to nie zgadzam! Jadę!

– Ja nie chcę, żebyś jechała – wyznała Grażynka żałośnie. – Myślałam, że… jak już usiądziemy do pracy… Zacznę zapominać… No nie, to za wiele. Ale przestanę o tym myśleć bez przerwy… Wojna z tobą o przecinki to jest sama przyjemność w porównaniu z tym koszmarem…

To już o czymś świadczyło. Wojna ze mną o przecinki stanowiła dla Grażynki zmorę życia, ona musiała dbać o prawidłowość ortograficzną, a ja je traktowałam po swojemu. Mogła, co prawda, wprowadzić własne poglądy już w składzie, ale przenigdy nie uczyniłaby tego bez porozumienia ze mną, pod tym względem zasługiwała na zaufanie bezgraniczne.

Zmartwiłam się, ale z tym zmartwieniem nic nie zdążyłam zrobić, bo usłyszałam brzęki przy drzwiach, co oznaczało powrót Janusza. Prawie poczułam się nieswojo, że go mam i że po wszystkich burzach i sztormach dobiłam niejako do spokojnego portu, a tymczasem Grażynka miota się po szkwałach życiowych. Nietaktowny kontrast. Natychmiast jednak przypomniałam sobie, co przeżywałam, będąc w jej wieku, i dałam sobie spokój z przykrościami, bo było ze mną jeszcze gorzej, a skoro ja wyszłam z tych trzęsień ziemi i rozmaitych ruin, to i ona wyjdzie.

– A, tu jesteś – powiedział Janusz na jej widok. – Tak przypuszczałem, ale wolałem nic nie mówić. Mogą cię złapać jutro, nie muszą dzisiaj.

– A co się stało? – spytałam z niepokojem, bo Grażynka milczała.

– Nic takiego. Szukają Patryka po wszystkich miejscach pracy, wspólnikach, kontrahentach i znajomych, i właśnie doszli do wniosku, że Grażynka powi

– Nie – powiedziała martwo Grażynka.

– Wiem, że nie, ale oni mają nadzieję. Dość naturalne, nic na to nie poradzę.

Grażynka spojrzała na mnie wzrokiem bez wyrazu.