Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 14 из 59

– Wcale nie był na weselu, nikt go nie zapraszał, pojechał tam za mną. Dla mnie. Trochę… no… trochę może byliśmy pokłóceni i on to chciał wyjaśnić. Możliwe, że ja też… Wyjaśniło się i odjechał wcześniej.

– I tu przyjechał…? Zaraz. Gdzie on mieszka?

– W Warszawie.

– I znów tu przyjechał?

– Znów… O Boże, w ogóle ci go nie chciałam pokazywać!

Teraz już mnie zaniepokoiła poważnie. Do związków z facetami jakoś nie miała fartu, lgnęli do niej nieodpowiedni i wciąż przeżywała jakieś katusze. Kolejny nieudacznik jej się przyplątał? Wrażenie robił całkiem niezłe…

– Powiedz od razu, o co chodzi – zażądałam stanowczo. – Może być w skrócie. Nie jest wstrętny, wiekiem pasuje, wydawał się trzeźwy, więc co? Żonaty?

Grażynka z szalonym trudem usiłowała zachować opanowanie.

– Nie, żonaty nie. Jest… no… Może trochę… Nie wszystko… Tak w jednym zdaniu nie da się powiedzieć…

– Zależy ci na nim?

– Zależy.

– Jemu, jak widać, też. Gdzie zgryzota?

– Och… Wszędzie… On nie jest… On jest…

Nagle dreszcze mi po plecach przeleciały, bo uprzytomniłam sobie, co robię. Dokładnie to, co było w liście. Agresywna, natrętna, nietaktowna, znęcam się nad nią, czepiam się, a niby z jakiej racji, jak ta Grażynka ma ze mną wytrzymać?! Jej życie, nie moje, a któraż z nas ma ochotę przyznawać się do wszystkich głupot…?!

– Dobrze już, dobrze – powiedziałam pośpiesznie. – Dajmy sobie z tym spokój, przesadziłam, mam nadzieję, że z tą tutejszą zbrodnią on nie ma nic wspólnego, niech sobie będzie, jaki chce. Powiedz tylko jeszcze, jak mu na imię, żeby w razie czego było wiadomo, o kogo chodzi.

– Patryk. W razie czego?

– Chociażby rozmowy. Łatwiej używać imienia niż licznych omówień. Odjechał do Warszawy?

– Nie wiem…

– Czort go bierz, niech siedzi na rynku… nie wiem, gdzie Bolesławiec właściwie ma rynek… albo niech jedzie do Argentyny, wszystko jedno…

– Nie dla mnie…

– Przecież mówię, że przestałam się czepiać! – wrzasnęłam rozpaczliwie. – Mamy tu co i

Wytrącona nieco z równowagi, Grażynka wróciła do spraw bieżących z szybkością godną podziwu.

– O jakim Wiesiu i o jakim złomie?

Opisałam jej własne przeżycia na tyłach domu zbrodni. Ożywiła się i równocześnie zatroskała.

– Glinom o tym mówiłaś?



– Nie, wyleciało mi z głowy. I, prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy należy…

Żeby piorun strzelił te korekty charakteru! Przyszło mi do głowy, że znów zrobię świństwo jakiejś ludzkiej osobie. Baba z worami była zmieszana, zakłopotana, a może ten Wiesio zbiera złom nielegalnie, nie słyszałam, co prawda, o zakazie zbierania złomu, ale diabli wiedzą jakie kretyńskie zarządzenia, skierowane przeciwko przyzwoitym ludziom, mogą u nas istnieć, w tej dziedzinie kwitniemy bujnie. Facetka niewi

– Sama nie wiem, co robić – wyznałam, zmartwiona. – Ostatecznie, od zbrodni upłynęło już prawie półtora tygodnia, gdyby targała żelazne ciężary zaraz nazajutrz, miałoby to jakiś sens, ale teraz…?

– Jednakże ten jej Wiesio skądś to wziął – przypomniała Grażynka. – Może złodziej zabrał tacki, a wyrzucił opakowanie? Wiesio znalazł, powie gdzie, a może ktoś tam coś widział? Powi

Było w tym dużo racji. Pójdę do glin… Zaraz, spokojnie, nie pokochali mnie nad życie. Wiem!

– Pójdę do tej baby osobiście – zadecydowałam. – Od razu, póki jeszcze pamiętam, gdzie mieszka. I niech jej będzie, napiję się herbaty…

Grażynka, nagle ożywiona, zerwała się z krzesła.

– Czekaj, dam ci pretekst! Przywiozłam taką herbatę, namówili mnie, kupiłam, ekspresowa, pakowana w małe paczuszki po dziesięć sztuk. Powiesz jej, że to tak w ramach rewanżu, do spróbowania. Nazywa się Marco Polo.

Też się podniosłam i skrzywiłam.

– Do licha, nie lubię tej Marco Polo. Moje dzieci za nią latają, ale ja w niej nic szczególnego nie widzę…

– To i lepiej, nie będzie ci żal zostawić babie. Zaczekaj, zaraz ci przyniosę, już wracam!

Popędziła w głąb hotelu. Usiadłam z powrotem. Coś budziło we mnie jakby niepokój, nie, to za dużo powiedziane, cień niepokoju. Na peryferiach umysłu plątało mi się nikłe wrażenie, że nie wszystko jest w idealnym porządku, wrażenie było tak mgliste i niepewne, że nawet nie mogłam się go uczepić. Rzuciłam okiem na szklankę, okazało się, że nie wypiłam piwa, może ten fakt wydał mi się nienaturalny…?

Wróciła Grażynka z herbatą, znów się podniosłam, zostawiłam ją przy stoliku i pojechałam do baby.

Kanciaste toboły z wejścia już znikły, baba w progu obierała kartofle, dzięki czemu nie musiałam pukać i przedstawiać się wielkim krzykiem. Ucieszyła się na mój widok, chociaż ponownie do tej uciechy dołączyło się lekkie zmieszanie i zakłopotanie. Herbata zadziałała uspokajająco, przyjęła ją chętnie i od razu zaproponowała degustację, co mi było bardzo na rękę.

Przesłuchanie zaczęłam nieco okrężnie, od drezdeńskiego wesela Grażynki, bo nic i

Siedziałam przy kuche

Pudła walizkowego kształtu, dość porządnie opisane przez Grażynkę. Pudła po numizmatach nieboszczyka Fiałkowskiego. Czy może nadal wypełnione numizmatami…?

Zrezygnowałam z dyplomacji, w mgnieniu oka postanowiłam robić za idiotkę, przez całe życie wychodziło mi to znacznie lepiej niż wszelkie kunsztowne zabiegi. Mogłam niby udawać, że chcę skorzystać z toalety i wyjaśnić kwestię niejako własnoręcznie, ale to, niestety, przyszło mi na myśl w drugiej kolejności.

– O! – ucieszyłam się, wskazując stos łyżeczką i przerywając sobie w pół zdania. – To był ten złom, który pani dygowała? Dziwię się trochę, te rzeczy sprzedają na arabskich bazarach jako walizki i wcale nie są takie ciężkie! Wypakowanych porządnie nikt by nie uniósł. Gdzie pani syn to znalazł?

Baba zgorzała, zaczerwieniła się, a potem zbladła. Zerwała się od stołu i popędziła zamknąć drzwi do pomieszczenia. Drzwi, niestety, były potężnie wypaczone, nie pozwalały się zamknąć, otwarcie następowało samoczy

Ciężkiego krzesła w pobliżu nie było, baba zrezygnowała z wysiłków, usiadła znów przy stole.

– Ja tam nie wiem – powiedziała słabo i niepewnie. – Wiesio tak różnie znosi… Nie ciężkie one wcale, nie, to i

– A gdzie zostawił? – spytałam z wścibskim uporem. – Te wory, cośmy je wiozły, to skąd pani targała? Z daleka?

– Gdzieżbym tam z daleka dała radę! Tam, zaraz blisko, taka szopa… A na co to pani wiedzieć?