Страница 14 из 22
Pomiędzy warkotem odkurzacza a donośnym głosem Tiny Turner, przy której wyjątkowo skutecznie się sprząta, usłyszała dzwonek telefonu.
Jak dobrze, że jesteś… Marty… jestem zdruzgotany. Przepraszam cię, ale nie umiem tego rozwiązać. Zasupłało się jak w węźle gordyjskim. Kiedy będziesz w Warszawie?
Jutro wracam… Możesz powiedzieć, co się stało?
Nasze zdjęcia… przyszły z wczorajszą pocztą… zanim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć. Moja córka otworzyła kopertę. Podarta je i zamknęła się w swoim pokoju. Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon.
Przerwała mu:
Tomku… nie zrozum mnie źle, ale ja już w ogóle nie chcę o tym rozmawiać. Przerosła mnie ta miłość. Ja już nie umiem się cieszyć… z nas. Jeśli tak ma wyglądać szczęście… Nasze szczęście było jak dżem w kiepskim pączku… prawie go nie ma. Nie chcę już, żebyś coś odkręcał, tłumaczył. Powiedz, że mi spadł ręcznik…
Marty… ty mi chcesz powiedzieć…
Nie chce, ja nie umiem powiedzieć nic i
Bądź zdrów… i nie zapominaj tak szybko. Bądź teraz tam, gdzie jesteś najbardziej potrzebny.
Położyła słuchawkę. Cicho, bez najmniejszego odgłosu. Tony przyglądał jej się z przekrzywionym na bok łbem. Stała i osunęła się po ścianie. Z ręki wypadła jej stara bombka w kształcie włoskiego orzecha. Zbita się. Z takim dziwnym odgłosem. Jakby wcale nie była ze szkła.
Była sobota. Magda pojechała do Szczytna. Andrzej miał przyjść dopiero za kilka godzin…
Otworzyła pamiętnik. Zaczęła pisać.
Święta minęły inaczej niż od kilku lat.
Wyszywana przez mamę poduszka, która leżała na nietkniętej połowie łóżka, trafiła do szafy. Nietknięta połowa łóżka została tknięta przez moją Magie, a ja wbrew wszelkim oczekiwaniom pomyślałam tylko, że tak… jest sprawiedliwie.
Kiedy rano w pierwszy dzień świąt weszłam zabrać psa z sypialni, zobaczyłam ich razem, jak śpią. Magie trzyma rękę we włosach ojca, a on swoją na jej biodrze. Tony leżał zwinięty na ich kolanach.
To najsłodszy widok, jaki zdarzyło mi się ujrzeć na własne oczy od czasu Pasterek, na które byłam wożona na sankach.
Po sesji pojechaliśmy do Zakopanego. Magda została z ojcem w Szczytnie. Dla nich raj był
tam, gdzie mogli być razem…
W góry pojechałam z Andrzejem. A Remek ze swoją Kałużą. Kałuża (ma na nazwisko Katużyńska, żeby było zabawniej) jest na trzecim roku filmoznawstwa. Obejrzała wszystko poczynając od Ogrodnika polany, Wjazdu pociągu na stację i Narodzin narodu po Matm. Remek i Kałuża nie wychodzą z kina.
Potem piszą recenzje do różnych redakcji.
Kałuża kupuje Romkowi firmowe sweterki i bardzo dba o jego dietę. W kinie jedzą tylko wafle ryżowe.
Remek jest szczęśliwy, ponieważ Danusia jest opiekuńcza, dobra i ma poczucie humoru.
Andrzej zaproponował mi ten wyjazd po jednym z końcowych egzaminów. Przyszedł do mnie na stancję. Przyniósł mi sok marchwiowy w kartoniku, ponieważ wyglądałam jak anemia postępująca. Magda nagle wyszła do Teo. Pobiegła w samych skarpetach. Po przyprawę do gulaszu.
To był taki czas, kiedy Andrzej przychodził na kilka minut, żeby sprawdzić, czy coś się nie popsuło w iMacu, a ja się modliłam, żeby wszystko wyleciało w powietrze, i żeby on musiał ten cały sprzęt składać śrubka po śrubce.
Któregoś dnia Andrzej przykręcał haczyki do wieszaka w korytarzu, a ja czytałam mu na głos artykuł w Wysokich Obcasach. O małżonkach, którzy wieźli promem z Kopenhagi do Polski walizkę, w której znajdowało się zamrożone nasienie… w termosie z ciekłym azotem. Z tego nasienia miało się począć pozaustrojowo dziecko tych dwojga ludzi. W tej walizce wieźli szansę na własne dziecko. l chodzili z tą walizką na śniadania i na kolacje. W ogóle się z nią nie rozstawali. Wyobraziłam sobie, jak wnoszą taką dużą walizkę na wszystkie posiłki. Ta walizka, w środku poduszki i termos z ciekłym azotem. A oni z nią nawet do kawiarni, na lody.
Andrzej, pomyśl… Oni musieli wyglądać jak para złodziei, przemycających walizkę z diamentami.
Andrzej poprawiał właśnie jakąś śrubkę. Podszedł do mnie, kiedy zwijałam się ze śmiechu na wersalce. Stanął nade mną i powiedział:
Martyniu… zrobię wszystko, żebyś się tak mogła śmiać jak najczęściej. Uwielbiam, jak się śmiejesz.
Pocałował mnie. W tak naturalny i oczywisty sposób, jakby robił to zawsze. Zupełnie bez żadnego wyraźnego powodu.
Pocałował mnie tak, jak jeszcze nigdy nikt. Wydawało mi się, że stracę przytomność. Tak długo czekałam…
l teraz już za każdym razem, kiedy mnie całuje, mam takie wrażenie, że jeszcze nigdy nikt mnie tak nie całował.
Cudowny był ten wyjazd w góry. Nasz kulig. Rozmowy z góralami. Wspólne robienie sera. Wspólne palenie w piecu…
Tatry.
Andrzej i ja.
Andrzej…
Moja najwspanialsza opowieść.
Epilog
5 miesięcy później
Marty, słuchaj… byłam dzisiaj w kościele… – powiedziała cicho Magda siadając przy niej na kanapie.
Nie wiem, czy to ten maj, czy ja jestem na hormonach, ale gdy wracałam dzisiaj z baru i zobaczyłam te dziewczynki w komunijnych sukienkach, to miałam taki flash, no wiesz… poczułam taką wdzięczność i taki high, że chciałam komuś podziękować. A ty mi opowiadałaś o tych poniedziałkach, że chodzisz tam i sobie z Nim rozmawiasz… No to weszłam do św. A
Martyna odłożyła książkę, wychyliła się, aby ściszyć radio, i usiadła z kolanami pod brodą opierając się plecami o ścianę. Słuchała uważnie. Magda nie patrzyła na nią. Siedziała do niej bokiem, skulona, z dłońmi na kolanach, na brzegu kanapy i wpatrywała się w podłogę. Od tej Wigilii w Szczytnie to była zupełnie i
Magda, ty jesteś teraz jak młoda wdowa z Andaluzji. Tyle tylko, że one częściej się uśmiechają.
Teo miał rację. Magda praktycznie uśmiechała się tylko, gdy jechała w piątek po południu do Szczytna i gdy dzwonił Piotr. Zmieniła numer swojego telefonu komórkowego, kupiła komputer i wstawiła do swojego pokoju. Każdego dnia pracowała w barze. Gdy wracała późnym wieczorem, dzwoniła do Piotra, zamykała się w swoim pokoju i rozmawiali. Potem uczyła się do późnej nocy, rzadko wychodząc z pokoju. Pisała pracę magisterską. Załatwiła sobie indywidualny tok studiów. Zakładała, że w ten sposób skończy studia wyprzedzając wszystkich o jeden semestr.
Nie chcę tu być – mówiła – chcę być z nim w Szczytnie. Albo chociaż w Olsztynie. Wolę robić mu naleśniki niż czytać Sartre'a w oryginale. Głos Magdy wyrwał ją z zamyślenia.
I tam w tym kościele tak sobie pomyślałam, tak na głos sobie pomyślałam, że może jak ja go poproszę, ja Magdalena, na drugie Maria, żeby to trwało wiecznie, to ten twój Bóg mnie wysłucha. Bo to przecież chodzi o twojego ojca i On musi go znać… chociażby z tych twoich z Nim czatów w poniedziałki. Zresztą dzisiaj także jest poniedziałek, więc On powinien być on – line. Bo ja się tak boję, że coś się stanie i ja się obudzę, i dowiem się, że ten sen miał ktoś zupełnie i