Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 8 из 59

Bezdomny dotknął delikatnie sznurka drewnianych, kolorowych paciorków, które Ewa nosiła na szyi.

– Podobają mu się – powiedziała w zadumie babcia. – Może on nie tylko nie słyszy i nie mówi, ale jest też niedorozwinięty? Zatrzymał się w rozwoju na etapie dziecka? I jest jak dziecko: niewi

– Dam mu te paciorki – powiedziała spontanicznie Ewa, zdejmując z szyi ulubione koraliki. Włożyła je ostrożnie w białą, rozwartą dłoń obcego. Delikatnie podniósł rękę z darem i przyłożył do policzka.

– Co za dziwna ręka… – zamyśliła się babcia. – Taka gładka, jakby on nigdy nie pracował. I nie ma na niej śladu linii papilarnych.

– Co to są “linie papilarne”? – spytała Ewa, gdy szły do domu.

– Spójrz na swoje dłonie. Jest na nich cała sieć drobnych zmarszczek. To właśnie linie papilarne. Niektórzy twierdzą, że mówią one o przeszłości i przyszłości. Ręka tego włóczęgi wygląda tak, jakby nie miał ani tej pierwszej, ani drugiej – zakończyła babcia.

– To chyba smutne, gdy nie ma się tego, co było, i tego, co będzie – powiedziała przemądrzale mała Ewa. Przebywając głównie z dorosłymi, dziewczynka mówiła i myślała jak oni, ale przyszłość wciąż jawiła się jej jako szeroka, jasna droga, wiodąca ku słońcu.

Wracając do domu, spotkały Panią Samą, która niosła Bezdomnemu garnek z zupą.

– Biedaczka, nie wie, że on nie jada zup. Żywi się wyłącznie chlebem i wodą – powiedziała babcia z pewną wyższością, typową dla ludzi, którzy lepiej wiedzą, a Ewie zrobiło się żal Pani Samej.

– Nie martw się – dodała babcia, jakby zgadując myśli dziewczynki. – Tu przecież nie chodzi o zupę, ale o to, że ona wreszcie czuje się komuś potrzebna.

– Jest potrzebna swemu psu – obruszyła się Ewa.

– Jest w niej więcej miłości niż dla jednego małego kundla, i wydaje mi się, że ona nie wie, co z nią zrobić – odparła babcia, a Ewa zamilkła, gdyż nie potrafiła tego zrozumieć. Jak może istnieć nadmiar miłości i jak on wygląda?

Gdy Ave był Aniołem, nie tylko żywił się Światłem, ale i grzał się w jego blasku. Ziemia, zapewne kolorowa i ciepła dla jej mieszkańców, wydawała mu się szara i chłodna. Jako półczłowiek marzł, mimo ubrania, które otrzymał od ludzi. Ale teraz posiadał coś, co należało do małej Istoty, którą wcześniej chronił. To coś, ponieważ pochodziło od Niej, było ciepłe. Ta odrobina ciepła musiała mu na razie wystarczyć. Wiedział, że na krótko.

– To już niedługo. Potem będzie już tylko Zło. Kraina Mroku – oznajmił w pustą przestrzeń, a Czarny Ptak zaskrzeczał i przeobraził się w pleśń, pokrywającą drewniany próg.

– Natura to harmonia, a harmonia to właściwe proporcje Zła i Dobra. Może zaburzałeś te proporcje? Może właśnie o ciebie było za dużo – powiedziała pleśń wilgotnym głosem.

– Harmonia to jedynie Dobro. Samo Dobro – zaprotestował Ave, a pleśń zaśmiała się i przemieniła w czarnego pająka, który wędrował teraz po ramieniu Avego. Ave wzdrygnął się i chciał go strącić, ale zrobiło mu się żal stworzenia.

– Anioły uczą się wszystkiego długo i powoli, gdyż sądzą, że mają nieskończoną ilość czasu. Ale ty jesteś bardzo młody i nie zdążyłeś się jeszcze niczego nauczyć. Niewiele wiesz, niewiele rozumiesz. Jesteś bezradny, gdyż Dobro, nie wsparte mądrością Zła, jest właśnie takie: dziecięco bezsilne – odparł pająk i wysnuł długą, cienką nić, po której zaczął się przemieszczać.

– Jak masz na imię? – spytał Ave, choć wydawało mu się to bez znaczenia. Czarni zapewne nie mają imion. Skąd mogliby je mieć? Kto by im je nadał?

– Moje imię to Vea – odparł pająk.





– Vea? Więc to ja dałem ci imię? – zdziwił się półanioł.

– …albo ja tobie. Jesteśmy dwiema połówkami całości i trudno orzec, która z nich była pierwsza – zaśmiał się pająk i powędrował po swojej nici w górę, ku dachowi.

– Nie, nie! To kłamstwo! Jesteśmy sobie obcy i całkowicie odrębni – zaprotestował bezradnie Ave, lecz Vea już się nie odezwał. Rozsnuwał swą mroczną pajęczynę, o którą zaczepiały się bezradne myśli kalekiego półanioła.

Strach na wróble skojarzył się Ewie z Bezdomnym dlatego, że mama zrobiła właśnie stracha z kija od miotły, ubrała go w stare ciuchy taty i posadziła na drzewie wiśni.

– Boisz się, że ptaki objedzą latem owoce? – zdziwiła się babcia, gdyż była to dzika wiśnia rodząca małe kwaśne kulki. A

– Nie znoszę Czarnego Ptaka, który przesiaduje na tym drzewie – powiedziała.

Ptak był wielki, większy od kruka, choć trochę kruka przypominał. A

Mała Ewa też nie lubiła Czarnego Ptaka i tajemniczej, z pozoru pięknej gry barw na jego skrzydłach, ale nigdy w życiu nie przyznałaby się przed rodzicami do lęku. Dlatego nie powiedziała matce, że strach na wróble, ubrany w stary kapelusz i czarny, nadgryziony przez mole sweter taty, wygląda o zmierzchu równie okropnie jak ptak. Dziewczynce wydawało się nieraz, że na bezlistnym konarze wiśni tkwią dwa, nie jeden, groźne i złowieszcze stwory.

Nie wspomniała też nikomu o swym odkryciu – że ptak ma gniazdo w siedzibie Bezdomnego. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że i Bezdomny, i Czarny Ptak nie powi

Ptak, ku uldze A

Mała Ewa rzadko płakała, ale tym razem nie umiała się powstrzymać, gdyż ból był wyjątkowo okropny. Gdy lekarz już zrobił, co do niego należało, i wyszedł, babcia po raz pierwszy zrugała A

– Trzeba było nie mieć dziecka, jeśli nie macie czasu, żeby mu podać kolację! – krzyczała.

– Babciu, oni nie są wi

Jednak babcia przekonała się, że to dziewczynka miała rację. Gdy oparzenie zdążyło się podgoić, w każdym razie już nie bolało, choć jeszcze nie można było spać na brzuchu, Ewa w obecności babci przebiła sobie rękę drutem. Babcia siedziała w tym czasie na krześle obok jej łóżka i opowiadała bajkę. Drut tkwił w jednej z miękkich, pozornie bezpiecznych przytulanek: łączył rękę pluszowego misia z jego korpusem, a babcia nie zwróciła uwagi, że dziewczynka, słuchając opowieści, kręci odruchowo ramieniem zabawki. Gdyby nawet widziała, nie dostrzegłaby w tym nic groźnego. A jednak ramię misia nagle oderwało się, drut zaś wbił się w dłoń Ewy, przechodząc na wylot.

– To straszne ptaszysko znowu siedziało wtedy na drzewie – powiedziała potem A