Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 59

– Anioły… – powtórzyła z rozbawieniem i skrytą irytacją. – Mnie też by się przydał Anioł, dzięki któremu spłynęłoby na mnie to rzekome natchnienie!

A przecież natchnienie, w które nie wierzyła, spłynęło na nią na jedną króciutką chwilkę – i umknęło. Znów stała bezsilna przed obojętną na jej zmagania glinianą postacią.

Mała Ewa wyszła przed dom i stanęła w ogródku z zadartą wysoko głową. Po niebie wciąż frunęły Anioły. Było ich setki. Całe stado. Stado…? O Aniołach chyba nie wypada mówić, że są stadem? Więc czym? Dziewczynka nie wiedziała. Anioły tymczasem kłębiły się, frunęły to wyżej, to znowu niżej, płynęły, tańczyły w przestworzach, ich białe skrzydła zaś mieniły się złociście w promieniach słońca.

…nie. Nieprawda. Wśród biało-złotych były też Anioły Czarne. Ewa początkowo ich nie dostrzegła, biorąc je za ciemne, burzowe chmury, lecz teraz wyraźnie odróżniła Białe od Czarnych i nawet wydało się jej, że tych drugich jest więcej. Czerń miała w sobie połysk, gdyż pochłaniała promienie słońca, kradnąc jego blask. W urzekającym pięknie tego widoku było coś złowieszczego – nie tylko harmonia i wdzięk. Czarne wydawały się zagrażać Białym. Dziewczynka wyczuła to instynktem, gdyż Anioły znajdowały się na tyle wysoko, że trudno było stwierdzić, co właściwie tam robią. Czy tylko fruną? Czy też walczą ze sobą, tak jak jastrzębie ze stadem synogarlic? Niemożliwe, przecież – jak mówiła babcia – Anioły są dobre i łagodne!

Anioły tymczasem przemieściły się znad ich domu i frunęły teraz wzdłuż łąki. Mała Ewa stała przy płocie i patrzyła. Przez łąkę, która ciągnęła się pagórkowato, tuż za ich ogrodem, biegła wąska ścieżka, wiodąca wprost do ciemnozielonego, nieodległego lasu. Anioły leciały w tamtą stronę.

“Nigdy nie idź sama do lasu, bo się zgubisz”, przypomniały jej się słowa ojca.

Ojciec rzadko chodził do lasu. W ogóle wychodził z domu tylko po to, by pojechać na uniwersytet, do swojej ukochanej sieci skomplikowanych komputerów, i by stamtąd wrócić do komputera domowego, połączonego jednak z i

GDZIE JEST BÓG W INTERNECIE I JAK SIĘ PRZEJAWIA? CZY TO ON NADAJE KSZTAŁTY FRAKTALOM?

Fraktale to, na przykład, płatki śniegu w czasie ich powstawania. Owszem, przybierają bardzo tajemnicze formy; największy artysta czegoś takiego by nie wymyślił. Ale co ma do tego Bóg? – denerwował się Jan, gdyż dyskusja o fraktalach rozwijała się bardzo ciekawie, anonimowy szaleniec zaś zepsuł jej powagę. A w ogóle to fraktale i badanie ich było o wiele ciekawsze niż zwyczajny śnieg; tak jak biologia jako nauka była bardziej fascynująca i na pewno bezpieczniejsza niż las prawdziwy.

Mała Ewa na ogół słuchała zakazów ojca. Nie bała się lasu, lecz tatuś chyba wiedział, co mówi. Początkowo nie zamierzała opuszczać ogrodu, lecz przecież mama pozwoliła jej obejrzeć Anioły, gdyż przylatują tylko raz w roku, wiosną, wracając z ciepłych krajów. Ewa słyszała jej słowa: Idź, idź.

Dziewczynka była podwójnie zdumiona: tym, że Anioły frunęły nad ich domem, i tym, że przyleciały z ciepłych krajów. Dotąd myślała, że Anioły mieszkają w Niebie. Chyba że Niebo to właśnie “ciepłe kraje”? Ale najbardziej dziwiła się, że ani mama, ani tato nie chcą zobaczyć Aniołów. Można zrozumieć, że nie chcą oglądać domku z klocków lego, który udało się Ewie zbudować, albo pierwszego przebiśniegu, który pojawił się w ich ogrodzie – ale Aniołów…?! Prawdziwych najprawdziwszych Aniołów?! Dziwni są dorośli. No, nie wszyscy. Babcia na pewno by z nią poszła, ale babci nie było w pobliżu. Mieszkała dwie uliczki dalej.

Ewa stała z zadartą głową i patrząc na frunące skrzydlate Istoty, intensywnie myślała: “Wystarczy, gdy popatrzę na nie z ogrodu, czy też powi





Nad łóżeczkiem małej Ewy wisiał kolorowy obrazek, podarowany przez babcię (na przekór mamie protestującej, że to “kicz”): wąską kładką nad przepaścią szła para dzieci, dziewczynka podobna do Ewy i niewiele większy chłopczyk. Za nimi postępował ogromny biały Anioł, otulając ich skrzydłami. Było pewne, że dzieci bezpiecznie przejdą przez tę okropną kładkę. U dołu obrazka zaś, otoczony girlandą z błękitnych kwiatków, widniał wierszyk, złożony ze złoconych literek. Mała Ewa znała go na pamięć i lubiła:

Ten wierszyk napełniał ją ufnością i wiarą, że jej Anioł Stróż zawsze ją ochroni. Gdyż Anioł miał Moc i było to widoczne nawet na tym niewielkim, płaskim obrazku.

…tymczasem prawdziwe Anioły wciąż frunęły w stronę lasu. Nad rozległą łąką zniżyły lot i mała Ewa mogła im się przyjrzeć. Biało-złote figurki urzekały urodą i wydawało się, że przenika przez nie światło; chwilami były przejrzyste jak kryształ. Mała Ewa próbowała kiedyś patrzeć przez babciną kryształową tacę i świat wyglądał wtedy o wiele ciekawiej. Światło w krysztale załamywało się tęczowo i granatowa suknia babci rozbłysła nagle mnóstwem odcieni, poczynając od błękitu, a kończąc na czerwieni. Biało-złote Anioły wyglądały właśnie tak, jakby patrzyło się na nie przez kryształowe szkiełko. Były nadzwyczaj piękne, wzbudzały dreszcz zachwytu i nieokreślonej tęsknoty. Ich skrzydła puszyły się jak śnieg, a dziwaczne, długie szaty przypominały podświetloną słońcem pajęczynę; anielskie włosy – połyskiwały tęczowo-złociście i w niczym nie były podobne do tych, które mała Ewa wraz z babcią rozwieszały co roku na choince, w wigilię Bożego Narodzenia.

Mimo całej niezwykłości w złocistobiałych Aniołach była jakaś prostota, która wywoływała odruch serdeczności i zaufania. Mała Ewa poczuła Miłość, którą skierowała ku nim, a ta wracała stokroć większa. Miała uczucie, że łączy ją z nimi nić, niewidoczna, cieniutka i równie ulotna, jak nici babiego lata.

Czarne Anioły były jeszcze piękniejsze w swej groźnej urodzie. Ich grozę mała Ewa odbierała całą sobą, a wpatrywanie się w nie wywoływało gęsią skórkę. Widziała, że w głębokiej czerni ich skrzydeł i powiewających szat mienią się jak w kalejdoskopie ciemne wyraziste barwy; wyglądało to tak, jakby czerń schwytała kolory i uwięziła w sobie. Migotanie wielu barw sprawiało, że od Czarnych Aniołów nie można było oderwać oczu. Przyciągały jak magnes.

Mała Ewa nie zdawała sobie sprawy, że boi się ich, a zarazem coś ją w nich urzeka. Nie pomyślała nawet, że nie wolno wychodzić za furtkę ogrodu.

Złamała zakaz rodziców i podreptała zauroczona przez ogromną łąkę, z głową zadartą do góry, potykając się, przewracając, znowu się podnosząc, nie odrywając ani na chwilę oczu od płynących w górze Aniołów.

Teraz już była pewna, że one między sobą walczą, a raczej, że Czarne atakują Białe, które próbują uciec.

– Uciekajcie, uciekajcie! – krzyknęła wystraszona, machając ku nim rączkami.

Instynktownie czuła, po czyjej powi