Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 38 из 53

– Nigdy – odparł dumnie młody kapłan ku uldze Jona i zaraz dodał surowo: – Gdzie błądzisz, gdy znikasz z Wioski? Mówią, że chodzisz do Puszczy, by czcić bałwany. Jeśli wyznasz to szczerze i ukorzysz się, być może nie unikniesz tortur czy stosu, ale będzie ci to przynajmniej wybaczone. A tak narażasz tylko swoją rodzinę. Jeśli ty pójdziesz na stos, oni pójdą za tobą, pamiętaj. Zło trzeba wyplenić aż do korzeni, Jonie, już się o tym przekonaliśmy. Na początku byliśmy zbyt łagodni i dlatego tak długo skrycie czczono bałwany, ty zaś czcisz je do dziś!

– Ezro, jeśli zostawisz w spokoju mnie i moją rodzinę, dam ci coś, co będzie tego warte… – zaczął Jon, czując drżenie swego głosu. Wiedział, co czyni i czuł zarówno radość, jak i piekący żal. Musiał jednak wybrać – i dawno wybrał. Nie pochwalał swego wyboru, ale wiedział, że był to najlepszy wybór na nadchodzący czas.

– Co mi dasz? – mimo woli zaciekawił się kapłan.

– Mego syna.

Ezra spojrzał na niego zdumiony. Jon ciągnął:

– Gaja da mu matczyną opiekę, zadba o jego doczesne życie i zdrowie, o to by był silny, sprawny i piękny jak ona. Ale kiedy tylko dojrzeje, przyprowadzi naszego syna do ciebie, Ezro, a ty weźmiesz go pod swoją pieczę i oddasz twemu Bogu…

– …naszemu Bogu! – poprawił bezwiednie Ezra z błyszczącymi oczami, poruszony do głębi słowami Jona. Syn heretyka czczącego bałwany, który od dziecka byłby ofiarowany Bogu i wyparłby się grzesznego ojca – tak, to było coś, czego Ezra mógł pragnąć. To byłoby skuteczne narzędzie krzewienia prawdziwej wiary.

– Ofiaruję syna twojemu Bogu – powtórzył Jon bez nacisku, nie chcąc wdawać się z kapłanem w dyskusję – i mój syn będzie Mu służył w taki sposób, jak tylko zechcesz, Ezro. Bez cienia wątpliwości i…

– … i bez cienia litości wobec heretyków – uzupełnił Ezra z pałającymi oczyma, a Jon poczuł litość dla swego nie narodzonego syna. Jednak tylko w ten sposób zapewniał mu bezpieczeństwo w świecie, w którym będzie dorastał: postawił go po stronie, która niewątpliwie będzie najsilniejsza przez setki lat.

– Idź zatem, Jonie w Drodze, gdzie tylko zechcesz, lecz wcześniej podpisz ze mną umowę. Gdybyś nie wrócił w porę, umowa uniemożliwi twej małżonce sprzeciw i zaświadczy o prawdziwości twojej obietnicy – podkreślił Ezra.

– Nie umiem pisać – spłoszył się Jon.

– Nie szkodzi. Pokażę ci, jak winien wyglądać podpis prostaka – rzekł kapłan ze zrozumieniem.

Zaprowadził Jona do izdebki na tyłach świątyni i tam zasiadł nad dokumentem, który napisał szybko długim, gęsim piórem, maczanym w inkauście.

– Co tym razem mówią te czarne znaczki? – spytał Jon, śledząc z zazdrością szybkie ruchy pióra po papirusie.

– …że gdy twój syn ukończy sześć lat, przyjdzie do mnie na naukę, a gdy zechcę wysłać go w Dalekie Kraje z misją nawracania pogan lub zwalczania heretyków, ani ty, ani jego matka nie przeciwstawicie się naszej świątyni – streścił mu Ezra. – Podpisz.

– Mówiłem ci, że nie umiem.

– A ja powiedziałem, że pouczę cię, co masz zrobić, aby podpis był ważny. Wyrysuj trzy krzyże – nakazał kapłan.

– Trzy krzyże?! – zawołał zdumiony Jon. – Krzyż to święty znak i nie wolno go nadużywać! Trzy krzyże zaś to cała historia, którą opowiadałeś nam, gdy byliśmy dziećmi i choć na dwóch zawiśli złoczyńcy, to jednak…

– Nie bredź! Stawiając trzy krzyże, niepiśmie

– Nie powi

– Nie pouczaj mnie, Jonie! Nie jesteś od tego, by pouczać swego kapłana! Jeśli godzę się na tę umowę, to tylko dlatego, by ocalić duszę nie narodzonego dziecka!





– …i wziąć ją sobie – wtrącił Jon.

– I wziąć ją dla Boga! – krzyknął Ezra. – Podpisz, a potem idź sobie do Puszczy pomiędzy twe bałwany!

Jon niewprawną ręką postawił obok siebie trzy duże, czarne krzyże u dołu zwoju. Miał uczucie, jakby popełniał bluźnierstwo. Jakby nadużywał prawdziwego imienia Syna Bożego do spraw codzie

– Nie od razu ruszę na drugą stronę Rzeki. Na razie jedziemy z Gają do Miasta, by zobaczyć, jak rośnie największa ze świątyń…

Ezra spojrzał na niego zdumiony, Jon zaś wolno wyszedł ze świątyni. Teraz udał się do ogrodu, by spotkać Isaka. Stary kapłan, mimo zimowych chłodów, wolniutko spacerował po wąskich ścieżkach między grządkami. Spojrzał na Jona z natężeniem, jakby słabł mu wzrok i powiedział bez powitania:

– Znasz historię dwóch kapłanów, którzy przybyli tu pierwsi? Tych, którzy zostali zabici przez Plemię na krwawą ofiarę dla…

– …dla Bezimie

– Ci dwaj kapłani byli jak Ezra. Ale nie myśl o nim nigdy źle, gdyż nie ma on złych intencji, Jonie – ciągnął w zamyśleniu Isak. – Kiedyś, nim tu przybyłem, myślałem ze zgrozą o twoich pobratymcach, a ze zrozumieniem o moich braciach. Byli tacy młodzi i pełni wiary, gorliwi i gotowi na wszystko w imię Boga Dobroci. Na wszystko prócz prawdziwego dobra. Nie dlatego, że sami byli złymi ludźmi. Boże broń, przeciwnie! Nie, im się tylko śpieszyło, by jak najszybciej zebrać jak najwięcej nawróconych dusz i jak najszybciej przesłać do Dalekiego Kraju znak, że Królestwo Boże rozciąga się na coraz większej połaci świata. Rzucali ziarno i biegli dalej, nie patrząc, czy wzeszło. A chwasty plewili brutalnie, co wedle nich oznaczało skutecznie. Przybyli do waszej Wioski ponad sto pięćdziesiąt lat temu, zasiali Słowo Boże i nie dali mu wzrosnąć. Nie zrosili swego siewu wodą miłości, nie ogrzali ciepłem zrozumienia i współczucia, nie sprawdzili, czy w ogóle wzeszło. Nie czekając, zaczęli tłuc gliniane posążki plemie

Isak umilkł na chwilę, a Jon zapytał szeptem:

– …i Plemię ich tam zawiodło? Na drugi brzeg Rzeki, do kresu Kamie

– Tak. Albowiem ziarno, które tak pośpiesznie siali kapłani, nie wzeszło. “Co tu robicie z tym wielkim bałwanem? Pokażcie nam…” – zażądał jeden z nich. I twoje Plemię im pokazało: zabiło obu kapłanów i złożyło ich ciała w ofierze, wierząc, że czyni dobrze.

– Dopiero od niedawna wiem, że całe zło wynika z niezrozumienia, z przekonania każdej ze stron, że to ona ma rację.

– Cały świat, Jonie, składa się z ludzi, którzy wierzą, iż to właśnie oni mają rację. Ja przecież też wierzę w swoje racje. Nikogo nie omija ta słabość, dlatego wojny nigdy się nie kończą. Ci zaś, którzy nie zechcą stanąć po żadnej stronie, zginą pierwsi, gdyż świat najbardziej nie lubi odmieńców i ludzi wątpiących – szepnął stary kapłan i dodał: – Ty jesteś odmieńcem. Jesteś odmieńcem, Jonie, bo masz wątpliwości.

– Dlatego właśnie oddałem mego nie narodzonego syna pod pieczę Ezry – wyznał Jon.

– Dobrze zrobiłeś – pokiwał głową Isak. – Zapewniłeś mu w ten sposób przynależność do większości, a bycie w większości jest bezpieczne.

– CYWILIZACJA – powiedział z goryczą Jon.

– Cywilizacja – przytaknął kapłan. – Minie wiele, wiele czasu, nim Cywilizacja będzie oznaczać swobodę wyboru, Jonie.

– Ile czasu musi minąć? – spytał z nadzieją Jon.

– Tak wiele, że nie sposób tego przewidzieć. Dlatego odchodzę z tego świata z radością. Nigdy nie chciałem nikogo do niczego przymuszać. Nawracanie, Jonie, to straszliwy trud…

Jon uścisnął Isaka i ucałował jego rękę. Pomyślał, że nie chce żyć w Wiosce, w której zabraknie szamana i starego kapłana; bo właśnie oni obaj – o dziwo – razem z Ezrą dopełniają się i tworzą całość, która chroni Wioskę, otaczając ją magicznym kręgiem. Jedną trzecią kręgu tworzył Isak, który udowadniał, że wprawdzie jego Bóg jest ponad wszystkim, ale starzy Bogowie też mają swe miejsce. Jedną trzecią kręgu stanowił szaman, łagodzący gniew i żal starych Bogów, bóstw i bożąt, które zostały zapomniane przez Plemię. To szaman pomagał bożętom i bóstwom dokończyć żywota. Szaman czekał, aż największy ze starych Bogów wybierze sobie tego, który – w Jego mniemaniu – pomoże Mu odzyskać świat. Ludzie z Wioski, widząc obu, szamana i Isaka, nie czuli się wi