Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 5 из 73

Największe zasługi dla swego państwa położył król Luil XXIII. Wiedząc z kart starych kronik i historii, ile krzywdy i nieszczęść przyniosły poddanym wyniszczające ongiś wojny między skłóconymi państwami – Luil XXIII zlikwidował cały rycerski stan w swym Królestwie, nakazując głęboko zakopać wszystkie miecze, szable, łuki i i

Na historii rządów króla Luila XXIII urywała się baśń o Wielkim Królestwie, którą Dziecko czytało na przemian ziewając i nudząc się (przy opisach gospodarki i prawnych lub technicznych rozważaniach), to znowu dostając wypieków na buzi, gdy czytało o pieczy, którą Luil XIII sprawował nad Czarownicami.

– Szkoda, że to już koniec bajki – westchnęło, gdy rozdział zatytułowany “Krótka historia Wielkiego Królestwa” ustąpił miejsca rozdziałowi pod tytułem “Magiczna medycyna”.

– To nie jest bajka – odparła Czarownica.

– Więc co to jest?

– Znowu nie czytasz uważnie – skarciła je Czarownica. To jest prawdziwa historia.

– Chciałabym w takim razie żyć w tym Wielkim Królestwie – westchnęło Dziecko marzycielsko.

– Żyjesz w nim, choć nic o tym nie wiesz – rzekła krótko jego Opiekunka.

– Chcesz powiedzieć, że to miejsce jest Wielkim Królestwem? – zaśmiało się Dziecko chytrze. – To miejsce, gdzie raz po raz musimy uciekać przed rycerzami w zbrojach, gdzie nie mamy prawdziwego domu i gdzie nie widziałam, by stał choć jeden pałac?

– Tak – powiedziała spokojnie Czarownica. – To miejsce, gdzie wszyscy są biedni, a liczni nawet głodują, gdzie niepokornych skazują na śmierć, a podejrzanych o niepokorność szczują jak dzikie zwierzęta, było kiedyś szczęśliwym Wielkim Królestwem.

– Kłamiesz… – odparło Dziecko niechętnie.

– Nie kłamię, tyle tylko, że było to bardzo, bardzo dawno. Dokładnie 765 lat temu Wielkie Królestwo zniknęło z map tego świata. Choć było to jednak aż tak dawno, że zdawałoby się że nikt już nie powinien pamiętać, większość jego dzisiejszych mieszkańców nosi w swych sercach głęboką i serdeczną pamięć o nim, którą wzięli od swych dziadków, pradziadków i praprapradziadków. Nie zdołali już ujrzeć Wielkiego Królestwa, a jednak je pamiętają.

– Taka pamięć musi boleć – powiedziało Dziecko dorosłym tonem, jakim zresztą mówiło zazwyczaj, nie spotykając się nigdy ze swymi rówieśnikami, nie znając nikogo poza Czarownicą. – Chyba lepiej nie pamiętać, bo wtedy łatwiej się żyje.

– Tak – odparła Czarownica. – Łatwiej żyje się bez takiej pamięci, a o wiele gorzej z nią, ale za to wówczas żyje się mądrzej i prawdziwiej. Jest to pamięć gorzka, ale dumna.

– Mówisz, że tych królów było dwudziestu czterech? Wydaje mi się, że Wielka Księga musiała zgubić jeszcze jednego – szepnęło Dziecko. – Tego, który pozwolił sobie zabrać Wielkie Królestwo.

– To już jest całkiem i

Przez resztę zimy Czarownica i Dziecko, nie nękane przez nikogo, żyły spokojnie w opuszczonej stajni. Dziecko nadal długimi zimowymi wieczorami czytało Wielką Księgę, a gdy odkładało ją niekiedy ze zniechęceniem, gdyż kolejne rozdziały wydawały mu się nudne, Czarownica surowo napominała:





– Nie trać czasu. Do tej pory, mimo upływu setek lat, udało się nam ocalić Wielką Księgę, nie zgubić jej ani nie zniszczyć w czasie kolejnych ucieczek. Ama ona nie mniej niż 1800 lat, przynajmniej pierwsze rozdziały, gdyż później dopisywano do niej coraz to nowe. Więc wartość ma bezce

Więc Dziecko nadal czytało wieczorami pożółkłe stronice opasłej Księgi, a znudzenie dziwnym trafem ustąpiło. Nocami Czarownica przykładała swe duże ciepłe dłonie do jego głowy i mamrotała jakieś słowa. Nazajutrz kolejne rozdziały wchodziły z coraz mniejszym trudem w pamięć Dziecka i utrwalały siew niej na zawsze.

Dziecko przeczytało i zapamiętało długi rozdział zatytułowany “Magiczna Medycyna” – i z pewnym wstrętem, ale skutecznie, zmuszone przez swą Opiekunkę, wyleczyło złamaną i ropiejącą łapkę małej myszki, oparzoną przez lampę szmaragdową ćmę, przywróciło życie zamarzniętemu w śniegu ptakowi. Po przeczytaniu rozdziału “Magiczne Płyny” nauczyło się przyrządzać ze zwykłej wody z dodatkiem paru wybranych ziół różne napary i napoje, które utrudzonym przywracały siły, roztargnionym pamięć, nieszczęśliwym – radość, otępiałym – umysłową sprawność.

Bez żadnych nakłonień ze strony Czarownicy, w najwyższym skupieniu Dziecko nauczyło się na pamięć rozdział “O nieludzkich mowach” i dowiedziało się – nawet bez zdziwienia – że bywają, rzadkie co prawda chwile, w których zrozumiała staje się dla wybranych istot mowa zwierząt, traw, ptaków, drzew. Należy jednak wybrać – a tego właśnie uczyła Wielka Księga – stosowny dzień, a i porę dnia. Niekiedy jest to tylko jeden dzień w roku, choć czasem bywa i tak, że – wraz ze zmianą kierunku wiatru, układem chmur na niebie, wilgotnością powietrza i kątem padania promieni Księżyca lub Słońca – można też ich mowę pojąć niemal co dzień.

Czarownica z błyszczącymi oczyma śledziła Dziecko, skryta za rogiem stajni, gdy stojąc pod wielką lipą, której gałęzie sięgały wysoko w niebo, wsłuchiwało się w skrzypienie jej konarów. Mowa liści drzew była łatwiejsza, lecz zimową porą niemożliwa. W oczach Czarownicy czaił się niepokój, bowiem ten zimowy, chłodny dzień nie był w dodatku Dniem Mowy Lip. Oczy Czarownicy połyskiwały coraz mocniej, a niepokój narastał. I wtedy gdy jej niepokój wzrósł do zenitu, Dziecko powiedziało:

– Ona mówi, że od dawna nie widziała we Wsi żadnych Najeźdźców. Nie mają tu nic do szukania, bo jest to Wieś posłuszna i karna…

– Tak – powiedziała Czarownica z uśmiechem na swych wąskich wargach.

– A co to znaczy wieś posłuszna i karna? – spytało Dziecko odrywając się od pnia wysokiej lipy.

– To jest taka Wieś, która chętnie zapomniała o tym, że była ongiś częścią dumnego i wolnego Wielkiego Królestwa – odrzekła Czarownica ze smutkiem. – W zamian ma nieco więcej jedzenia, niż pozostałe Wsie. Jak widzisz, można zdradzić i za kęs chleba.

Zima przeszła szybko, choć zazwyczaj dłuży się wszelkim żywym istotom w przeciwieństwie do wesołego pośpiechu wiosny. Jeszcze nigdy Czarownicy i Dziecku nie udało się tak długo i spokojnie przeżyć tyle czasu w jednym miejscu. Dzięki temu nauka postępowała szybko i już wkrótce Dziecko umiało Wielką Księgę na pamięć.

– Czy nigdy jej nie zapomnisz, moja Mała? – spytała pewnego dnia Czarownica. A był to dzień, w którym słońce przypiekało na tyle mocno, iż śnieg, leżący grubą warstwą wszędzie dokoła, zaczął powoli topnieć.

– Nigdy – odparło Dziecko.

– Więc teraz musimy tę Księgę spalić, żeby nie wpadła przypadkiem w niepowołane ręce.

– Musimy?! – zawołało Dziecko z żalem. – 1 co teraz będzie?

– Teraz ty będziesz Wielką Księgą, rozumiesz? Ona cała będzie w tobie, w twojej pamięci. A kiedyś… kto wie czy kiedyś jej nie odtworzymy?

Ten wieczór wydawał się Dziecku smutny. Wprawdzie pożółkłe, kruche stronice utrwaliły się w jego pamięci i niemal na każde zawołanie Dziecko widziało wyraźnie przed oczami każdą ze stron i niemal każde słowo każdego rozdziału – ale widok płonącej w kominku starej Wielkiej Księgi przejął je tęsknotą do niej, do jej dotyku, zapachu, jej obecności. Była to też tęsknota do długich, spokojnych choć fascynujących zarazem wieczorów, w czasie których stronice Księgi różowiały pod lampą na stole; tęsknota do tego pierwszego czarownego momentu gdy mały pajączek, spadając ze stołu przeobraził się w barwny kłębuszek włóczki.