Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 3 из 22

Wymagał odremontowania, ale najważniejsze, że nadawał się na zimę. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Staroświeckie belki u sufitu. Cały parter przeszklony z widokiem na morze. Wrota wielkie jak w stodole, rozsuwane na obie strony, zapraszały niejako świat z zewnątrz do środka.

Wyobrażasz sobie, Nick, życie prawie jak na plaży? Uskrzydlała mnie jedna myśl, że podjęłam słuszną decyzję. Zamieszkałam więc między Vineyard Haven a Oak Bluffs. Czasem przyjmowałam pacjentów u siebie albo jeździłam do nich na wizyty domowe, ale najczęściej pracowałam w szpitalu Martha`s Vineyard albo w przychodni w Vineyard Haven. A jednocześnie odbywałam rehabilitację.

Byłam sam, nie licząc Gusa, ale nie narzekałam. Może dlatego, że sama nie wiedziałam, kogo mi naprawdę brakuje – twojego taty czy ciebie.

Nick.

Któregoś dnia zajechałam pod dom po powrocie ze szpitala Martha`s Vineyard i nie miałam pojęcia, kto też, do licha, siedzi na moim ganku. Nie mógł to być elektryk, monter telefoniczny ani fachowiec od telewizji kablowej – bo wszyscy oni odwiedzili mnie poprzedniego dnia.

Nie, to był Matt, malarz, który miał mi pomóc w pracach wykończeniowych wymagających drabiny, gniazdka albo pędzla.

Obeszliśmy dom, pokazałam mu niedomykające się okna, wypaczone podłogi, przeciek w łazience. Poza tym cały dom aż się prosił o skrobanie i malowanie.

Mimo całego uroku miał sporo drobnych usterek.

Matt okazał się nieoceniony. Zapisywał, zadawał drobiazgowe pytania, obiecał wszystko naprawić do końca tysiąclecia. Następnego. Od razu zawarliśmy porozumienie.

Wtem życie nabrało różowych barw. Miałam nową ukochaną pracę i malarza pokojowego cieszącego się dobrą renomą.

Kiedy zostałam wreszcie sama w swoim domku nad morzem, wyrzuciłam ręce do góry i zakrzyknęłam: „Hura!”

Kochany Nicku.

Pamiętasz malarza, o którym ci opowiadałam? Nazajutrz zabrał się od rana od gruntownego odświeżania domu. A wiem o tym, bo zostawił mi bukiet przepięknych polnych kwiatów – różowych, czerwonych, żółtych, fioletowych, ustawionych elegancko w słoju przed wejściem. Cudowny, miły gest, ujmująca niespodzianka.

Do kwiatów dołączył liścik:

Droga Suza

Światła w kuchni jeszcze się nie palą, ale oby chociaż te kwiaty rozjaśniły Ci dzień.

Może byśmy się spotkali w wybranym przez Ciebie czasie i celu.

Picasso – ostatnio raczej Twój malarz pokojowy

Osłupiałam. Odkąd Michael Bernstein mnie zostawił, unikałam wszelkich spotkań.

Usłyszałam, że mój malarz gdzieś stuka, wyszłam na ganek. Siedział w kucki na stromym, spadzistym dachu.

– Hej, Picasso! – zawołałam. – Dzięki za piękne kwiaty.

– Ależ proszę. Przypominały mi ciebie.

– Nieźle trafiłeś. To moje ulubione.

– Suza





Uśmiechnęłam się mimo woli.

– Teraz mam w pracy młyn z pacjentami. Muszę się w to wszystko wciągnąć. Ale dziękuję za zaproszenie.

Przyjął odmowę godnie i posłał mi uśmiech. Po czym przejechał ręką po czuprynie i dodał:

– Rozumiem. Ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli się choć raz ze mną nie umówisz, to będę musiał podnieść ci cenę.

– Tego nie wiedziałam! – odkrzyknęłam.

– Tak to wygląda. Wiem, że to ohydna, niesprawiedliwa praktyka. Ale co począć? Tak jest ten świat urządzony.

Roześmiałam się i obiecałam, że poważnie to rozważę.

– A skoro o pieniądzach mowa, ile jestem ci wi

– Za tamto? E, nic… To drobiazg.

Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się, pomachałam mu. Jego słowa mile pogłaskały mnie po sercu, może dlatego, że właśnie tak nie kręcił się ten świat.

– Hej, dziękuję, Picasso!

– Hej, nie ma za co, Suza

I znów zabrał się do dachu nad moją głową.

Kochany Nickolasie.

Przyglądam ci się, pisząc te słowa. Jesteś przeuroczy. Czasem, kiedy na ciebie patrzę, nie mogę uwierzyć, że należysz do mnie. Masz podbródek ojca, ale uśmiech z całą pewnością mój.

Nad kołyską wisi mała pozytywka. Kiedy się pociągnie za sznurek, gra „Zagwiżdż wesołą melodyjkę”. Natychmiast się wtedy śmiejesz. Chyba tatuś i ja lubimy tę melodię nie mniej niż ty.

Czasem nie mogę sobie wyobrazić ciebie w i

Myślę o tym, jak bardzo moja miłość rosła, kiedy byłeś jeszcze w moim brzuszku. I pokochałam cię od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam. Spojrzałeś na tatę i na mnie, a potem zrobiłeś taką minkę, jakbyś mówił: „Cześć. Już jestem!”.

Wreszcie tata i mogliśmy cię zobaczyć. Bo przez dziewięć miesięcy wyobrażaliśmy sobie tylko, jaki będziesz. Przytuliłam twoją główkę delikatnie do piersi. Trzymałam na ręku dwa i pół kilo bezbrzeżnego szczęścia.

Następnie wziął cię na ręce tata. Nie mógł uwierzyć, że patrzy na niego człowieczek, który kilka minut temu przyszedł na świat.

Synek Matta.

Nasz śliczny mały Nickolas.