Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 81 из 90

– Rzadko włączam telewizor. A co?

Najwyraźniej nie wiedział jeszcze o śmierci Alicji. To dobrze. Jackson nie odpowiedział na pytanie brata. Usiadł wygodnie i zaczął analizować w myślach nieskończenie wiele scenariuszy.

Do lotniska La Guardia dojechali w pół godziny. Wkrótce potem lecieli już na południe, zostawiając za sobą sylwetkę Manhattanu.

FBI rzeczywiście zapukało do mieszkania Rogera Crane’a, z tym że trochę się spóźniło. Jednak agentów bardziej, niż nieobecność lokatora tego lokalu, zaintrygowały odkrycia poczynione podczas wizyty w nadbudówce Petera Crane’a.

Masters i Berman, myszkując po ogromnym apartamencie, natknęli się na charakteryzatornię i archiwum Jacksona oraz na jego skomputeryzowane centrum operacyjne.

– Ja cię kręcę – mruknął Berman, stojąc z rękami w kieszeniach w progu i patrząc na maski, pojemniki z akcesoriami do makijażu, wieszaki uginające się pod mnóstwem ubrań.

Masters w rękawiczkach przewracał z zainteresowaniem stronice albumu z wycinkami prasowymi. Wokół uwijali się jak w ukropie technicy zabezpieczający dowody.

– Wychodzi na to, że Riggs miał rację – powiedział Masters. – Jeden facet. Może jednak jakoś z tego wybrniemy.

– I co teraz?

– Bierzemy się za Petera Crane’a. Obstawiamy lotniska oraz dworce kolejowe i autobusowe. Zarządzamy blokadę wszystkich ważniejszych arterii wyjazdowych z miasta. Uprzedzisz ludzi, że to bardzo niebezpieczny osobnik i mistrz kamuflażu. Roześlij też, gdzie się da, fotografie faceta, ale wątpię, żeby coś z tego wynikło. Odcięliśmy go co prawda od bazy wypadowej, ale dysponuje ogromnym zapleczem finansowym. Powiedz ludziom, żeby unikali niepotrzebnego ryzyka, jeśli uda nam się go zapędzić do narożnika. Niech strzelają przy najmniejszym podejrzanym ruchu z jego strony.

– A co z Riggsem i Tyler? – spytał Berman.

– Dopóki trzymają się od tego z dala, nic. Jeśli zadrą z Crane’em, niczego nie gwarantuję. Nie będę dla ich ratowania narażał swoich ludzi. Moim zdaniem miejsce LuA

Berman wyszedł z pokoju, a Masters usiadł i zaczął czytać charakterystykę LuA

– Myślisz, że Crane zajmie się teraz tą Tyler? – spytał Berman.

Masters nie odpowiedział. Wpatrywał się w fotografię LuA

Dochodziła już północ, kiedy Riggs i LuA

– Co się stało? Co ci powiedzieli?

Riggs pokręcił głową.

– Tak jak się spodziewałem. Jacksona nie było w domu, ale znaleźli tam tyle obciążających dowodów, że wystarczy tego na posłanie go za kratki na resztę życia i jeszcze, trochę. Z albumem ze wszystkimi zwycięzcami loterii włącznie.

– A więc naprawdę był spokrewniony z Alicją Crane.

Riggs kiwnął ponuro głową.

– Był jej starszym bratem. Jackson to Peter Crane. A przynajmniej wszystko na to wskazuje.

– A więc zamordował własną siostrę – wyszeptała LuA

– Na to wygląda.

– Dlatego, że za dużo wiedziała? Z powodu Donovana?

– Tak myślę. Nie mógł ryzykować. Zjawia się u niej ucharakteryzowany albo nie. Wyciąga z niej, co go interesuje, może nawet mówi, że zamordował Donovana. Kto wie, jak z tym było. Spotykała się z Donovanem. Straciła głowę, zagroziła, że powiadomi policję. A więc ją zamordował.

LuA

– Jak myślisz, gdzie on teraz jest?

Riggs wzruszył ramionami.

– Masters mówi, że sądząc po tym, jak mieszka, facet może palić forsą w piecu. Może się udać w milion miejsc, przybrać milion różnych twarzy i tożsamości, pod którymi tam dotrze. Niełatwo będzie go dopaść.

– I wywiązać się z naszego układu? – dodała lekko sarkastycznym tonem LuA

– Podsunęliśmy Fedom trop. Są teraz w jego „światowej” centrali. Mówiąc, że im go dostarczymy, niekoniecznie musiałem mieć na myśli, że do gmachu Hoovera w przewiązanym wstążką pudełku. Moim zdaniem my swoje już zrobiliśmy.

LuA

– Czyli sprawa załatwiona? Z FBI? I z Georgią?

– Musimy jeszcze dopracować pewne szczegóły, ale w zasadzie tak, chyba tak. Nagrałem bez ich wiedzy przebieg spotkania w gmachu Hoovera. Mam na taśmie zgodę Mastersa, dyrektora FBI oraz prokuratora generalnego występującego tam w imieniu, ni mniej, ni więcej, tylko samego prezydenta Stanów Zjednoczonych, na warunki układu, który zaproponowałem. Teraz muszą grać z nami czysto. Ale nie będę owijał w bawełnę. Urząd podatkowy solidnie uszczupli stan twojego konta bankowego. Nie chcę być złym prorokiem, ale po tylu latach kumulowania się kar za zwłokę i karnych odsetek niewiele może ci na nim zostać, o ile w ogóle nie puszczą cię w skarpetkach.

– Nieważne. Zapłacę te podatki, nawet gdybym musiała oddać wszystko, co mam. Przecież praktycznie ukradłam te pieniądze. Chcę mieć pewność, że nie będę musiała do końca życia oglądać się przez ramię.

– Nie pójdziesz do więzienia, jeśli to masz na myśli. – Dotknął jej policzka. – Nie wyglądasz mi na najszczęśliwszą.

Zarumieniła się i uśmiechnęła.

– Jestem szczęśliwa. – Ale uśmiech szybko zgasł.

– Wiem, o czym myślisz.

– Dopóki nie złapią Jacksona – wyrzuciła z siebie – moje życie nie jest warte funta kłaków. Twoje też. I Charliego. – Wargi jej zadrżały. – I Lisy. – Z tym imieniem na ustach doskoczyła do telefonu.

– Gdzie dzwonisz? – spytał Riggs.

– Muszę zobaczyć moją córeczkę. Muszę się upewnić, czy jest bezpieczna.

– Zaczekaj, co chcesz im powiedzieć?

– Że możemy się gdzieś spotkać. Chcę ją mieć przy sobie. Wtedy będę o nią spokojna.

– Lu A

– Ta kwestia nie podlega dyskusji! – krzyknęła.

– Dobrze, dobrze, nie jestem głuchy. Ale gdzie chcesz się z nimi spotkać?

LuA

– Nie wiem. Czy to nie wszystko jedno?

– Gdzie teraz są?

– Kiedy ostatnio się z nimi kontaktowałam, wracali od południa do Wirginii.

Riggs potarł brodę.

– Jaki Charlie ma samochód?

– Rangę rovera.

– Wspaniale. Zmieścimy się wszyscy. Spotkamy się z nimi tam, gdzie teraz są. Wynajęty wóz zostawimy. Zaszyjemy się gdzieś i zaczekamy, aż FBI zrobi, co do niego należy. No więc tak, ty dzwoń, a ja biegnę po coś na ząb do tej całodobowej hamburgerowni, którą widzieliśmy przy wejściu.

– Dobrze.

Po paru minutach wrócił z dwoma torbami żywności.

– Dodzwoniłaś się? – spytał.

– Są już w Wirginii. Zatrzymali się w motelu na przedmieściach Danville. Ale mam jeszcze raz zadzwonić i powiedzieć im, kiedy tam będziemy. – Rozejrzała się błędnie. – Gdzie my, cholera, jesteśmy?

– W Maryland. Miasteczko nazywa się Edgewood. To na północ od Baltimore. Danville leży trochę ponad sto mil na południe od Charlottesville, czyli stąd mamy do Danville jakieś pięć, sześć godzin jazdy.

– To znaczy, że jeśli zaraz ruszymy…

– LuA

– No to co?

– To, że my też się możemy troszkę zdrzemnąć, bo oboje tego potrzebujemy. Wstaniemy wcześnie i będziemy tam około południa.

– Nie chcę czekać. Chcę być z Lisą.

– LuA

– To niech nie mruży. Wolę, żeby była niewyspana, ale bezpieczna.

Riggs pokręcił powoli głową.

– LuA

– O czym ty mówisz?

Riggs wsunął rękę do kieszeni i oparł się o ścianę.

– Jackson jest na wolności. Ostatni raz widzieliśmy go, jak uciekał do lasu. Skąd możemy wiedzieć, czy nie zawrócił i czy nas teraz nie śledzi?

– A Donovan? A Bobbie Jo Reynolds? A Alicja Crane? Przecież to on ich zabił. Nie mógł być w kilku miejscach naraz.

– Mógł go w tym wyręczyć ktoś przez niego wynajęty. Albo sam ich zabił, a wysłał kogoś za nami. Ten człowiek ma gruby portfel, a za pieniądze można kupić wszystko.

LuA

– A więc niewykluczone, że Jackson wie o twojej wczorajszej wizycie w budynku FBI? Może nawet wiedzieć, że tu jesteśmy?

– I jeśli pojedziemy teraz spotkać się z Lisą, mimowolnie zaprowadzimy go do niej.

LuA

– Nie wolno nam tego zrobić, Matthew.

– Wiem.

– Ale ja chcę zobaczyć moją dziewczynkę. Czy nic się nie da zrobić?

Po dłuższym namyśle Riggs usiadł obok niej na łóżku i wziął ją za rękę.

– No więc tak, zostajemy tu na noc. Jeśli ktoś nas śledzi, to w nocy miałby ułatwione zadanie, łatwiej by mu było pozostać nie zauważonym. Wstajemy skoro świt i ruszamy do Danville. Ja przez całą drogę sprawdzam, czy ktoś za nami nie jedzie. Jako były tajny agent jestem w tym dobry. Kluczymy bocznymi drogami, często się zatrzymujemy i co jakiś czas wjeżdżamy na międzystanową. Jeśli ktoś nam będzie siedział na ogonie, to niemożliwe, żebyśmy go przy takiej taktyce nie zgubili. Spotykamy się w motelu z Charliem i Lisą i każemy Charliemu odwieźć ją prosto do oddziału FBI w Charlottesville. Pojedziemy tam za nim naszym samochodem, ale do środka nie wejdziemy. Wolę, żeby nie dostali cię jeszcze w swoje łapy. Ale ponieważ mamy z Fedami układ, to w razie czego też możemy się oddać pod ich opiekę. Jak ci się to podoba?