Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 78 из 90

– Przecież wiesz, jaki on jest. – Posłała bratu lekko spłoszone spojrzenie. Widząc, że Jackson chce coś powiedzieć, czym prędzej dorzuciła: – Wiem, że zabroniłeś mi tego robić, ale nie mogłam przecież dopuścić, żeby wyrzucono go na ulicę.

– A dlaczego? To by mu dobrze zrobiło. Nie powinien mieszkać w Nowym Jorku. Za drogo tam.

– Nie dałby sobie rady. Nie jest taki silny jak ojciec.

Jackson wzdrygnął się wewnętrznie na wspomnienie ojca. Czas nie wyleczył zaślepienia siostry pod tym względem.

– Dajmy temu spokój. Szkoda czasu na rozmowę o Rogerze.

– Powiedz mi, o co tu chodzi, Peter.

– Kiedy poznałaś Donovana?

– Czemu pytasz?

– Odpowiedz, proszę, na pytanie.

– Blisko rok temu. Napisał sążnisty artykuł o ojcu i jego senatorskiej karierze. To był cudowny, porywający tekst.

Jackson pokręcił z niedowierzaniem głową. A więc ona tak to widzi: zupełnie na odwrót.

– Zadzwoniłam więc do Thomasa, żeby mu podziękować. Umówiliśmy się na lunch, potem na kolację, i tak to się zaczęło. Jest cudownie. Thomas to szlachetny człowiek ze szlachetnym celem w życiu.

– Coś jak ojciec? – Usta Jacksona wykrzywił ironiczny uśmieszek.

– Tak, jest do niego bardzo podobny – podchwyciła skwapliwie.

– Jaki ten świat mały. – Jackson pokręcił głową.

– Co przez to rozumiesz?

Jackson wstał i rozrzucił ramiona, obejmując tym gestem cały pokój.

– Jak myślisz, Alicjo, skąd wzięło się to wszystko?

– No jak to, z rodzi

– Z rodzi

– O czym ty mówisz? Wiem, że ojciec miał swego czasu jakieś przejściowe kłopoty finansowe, ale wybrnął z nich. Jak zawsze.

Jackson patrzył na nią z pogardą.

– Gówno tam wybrnął, Alicjo. Przez całe życie nie zarobił ani centa. Cały nasz rodzi

Alicja zerwała się i dała mu w twarz.

– Jak śmiesz! Wszystko, co masz, zawdzięczasz jemu!

Jackson rozcierał powoli policzek. Cerę miał bladą i gładką, jakby całe życie spędził w klasztorze.

– Dziesięć lat temu ustawiłem loterię krajową – powiedział cicho. Wpatrywał się ciemnymi, błyszczącymi oczami w jej drobną, zdumioną twarz. – Stąd pochodzą wszystkie twoje pieniądze, wszystko, co masz. Dostałaś je ode mnie. Nie od twojego drogiego, poczciwego tatusia.

– Co ty opowiadasz? Jak możesz…

Nie dokończyła, Jackson pchnął ją na sofę.

– Od dwunastu zwycięzców loterii, tych samych, w których sprawie prowadził dochodzenie Donovan, zebrałem blisko miliard dolarów. Wziąłem te pieniądze w depozyt i zainwestowałem je. Pamiętasz znajomości dziadka wśród elity z Wall Street? On rzeczywiście zarabiał pieniądze. Pielęgnowałem te kontakty przez wiele lat w bardzo specyficznym celu. Dysponując zebraną od zwycięzców loterii fortuną, którą Wall Street uznało za rodzi

W trakcie tego monologu Jackson coraz bardziej się podniecał, gestykulował z coraz większym ożywieniem, wzrok miał nawiedzony. Słuchającej i obserwującej go Alicji zaczęły drżeć usta.

– Gdzie Thomas? – wykrztusiła ledwo dosłyszalnie.

Jackson zamilkł, odwrócił wzrok, oblizał suche wargi.

– On nie był dla ciebie, Alicjo. Nie był ciebie ani trochę wart. Oportunista. I jestem przekonany, że najbardziej kochał to, co posiadasz. Wszystko to, co ci dałem.

– Nie był? Nie był dla mnie? – Alicja wstała. Jej twarz była blada jak papier, głos się łamał. – Gdzie on jest? Co ty mu zrobiłeś?

Jackson patrzył na nią bez słowa. Szukał w jej twarzy czegoś, co kompensowałoby zawód, jaki mu sprawiała. Od lat pielęgnował w sercu idylliczną wizję swojej jedynej siostry, z którą prawie się nie widywał, wynosił ją na piedestał. Stojąc z nią teraz oko w oko, stwierdzał, że przez wszystkie te lata żył iluzją, mającą się nijak do rzeczywistości.

– Zabiłem go, Alicjo – powiedział spokojnie. Podjął już decyzję.

Stała przez chwilę nieruchomo, potem nogi się pod nią ugięły. Chwycił ją na ręce, zanim osunęła się na podłogę, i ułożył na sofie.

– Nie przejmuj się tak, Alicjo. Zapewniam cię, że są na świecie i

Ona go jednak nie słuchała. Łzy płynęły jej po policzkach. Nie zważał na to. Mówił dalej, przechadzając się przed nią tam i z powrotem niczym profesor przed jednoosobową klasą.

– Będziesz musiała wyjechać z kraju, Alicjo. Wykasowałem wiadomość, którą zostawiłaś na automatycznej sekretarce Donovana, a więc policja nie pójdzie na razie tym tropem. Ponieważ jednak wasz związek trwał rok, ludzie o nim wiedzą. W końcu policja do ciebie zapuka. Wszystko zorganizuję. O ile pamiętam, bardzo ci się podoba Nowa Zelandia. A może do Austrii. Byliśmy tam kilkakrotnie w dzieciństwie, pamiętasz? Bardzo dobrze się bawiliśmy.

– Przestań! Przestań, potworze!

Odwrócił się. Alicja już nie leżała, stała przy sofie.

– Alicjo…

– Nigdzie nie pojadę.

– Pozwól, że wyjaśnię. Zbyt dużo wiesz. Policja będzie cię wypytywała. Nie masz w tych sprawach doświadczenia. Z łatwością wydobędą z ciebie prawdę.

– Oszczędzę im fatygi. Sama zaraz do nich zadzwonię i wszystko opowiem.

Ruszyła do telefonu, ale zastąpił jej drogę.

– Bądź rozsądna, Alicjo.

Zaczęła go z całych sił okładać pięściami. Ten wybuch agresji przywołał z pamięci Jacksona konfrontację z i

– Kochałam go, ty zboczeńcu! Kochałam Thomasa! – wykrzyczała mu w twarz Alicja.

Jackson utkwił w niej wodniste oczy.

– Ja też kogoś kochałem – powiedział. – Kogoś, kto powinien moją miłość odwzajemniać, uszanować, ale tego nie robił. – Pomimo tych lat bólu, odtrącenia i upokorzeń w głębi serca nadal darzył ojca uczuciem, choć nigdy dotąd nie przyznał tego ani przed sobą samym, ani przed kimkolwiek. Uświadomienie sobie tego teraz miało efekt piorunujący.

Chwycił siostrę za ramiona i pchnął ją brutalnie na sofę.

– Peter…

– Zamknij się, Alicjo. – Usiadł obok niej. – Wyjeżdżasz z kraju. Nie zadzwonisz na policję. Zrozumiałaś?!

– Ty zwariowałeś, oszalałeś. Boże, to chyba jakiś koszmarny sen.

– Dla mnie nie ulega wątpliwości, że jestem najtrzeźwiej myślącym członkiem tej rodziny. – Popatrzył jej prosto w oczy i powtórzył powoli, z naciskiem: – Z nikim o tym nie porozmawiasz, Alicjo, rozumiesz?!

Wyraz jego oczu sprawił, że Alicja wzdrygnęła się wewnętrznie. Gniew, jaki dotąd nią miotał, zastąpiło nagle przerażenie. Dawno nie widziała brata. Nie poznawała teraz chłopca, z którym bawiła się w dzieciństwie, którego dojrzałością i inteligencją była tak zafascynowana. Ten siedzący obok niej mężczyzna nie był jej bratem.

Zmieniła pośpiesznie taktykę i powiedziała najspokojniej, jak potrafiła.

– Tak, Peter, rozumiem. Spakuję się… jeszcze dzisiaj.

Na twarzy Jacksona pojawiła się nie goszcząca tam od dawna rozpacz. Czytał w jej myślach, widział jej strach. Wszystko miała wypisane na twarzy. Palce zacisnęły mu się na dekoracyjnej poduszce leżącej między nimi na sofie.

– Dokąd chciałabyś pojechać, Alicjo?

– Dokądkolwiek, Peter, wszystko mi jedno. Nowa Zelandia, wspominałeś o Nowej Zelandii. To by mi odpowiadało.

– Piękny kraj. Austria też. Bardzo nam się podobała, prawda? – Ścisnął poduszkę mocniej. – Prawda? – powtórzył.

– Tak, prawda. – Spuściła wzrok na jego ręce i spróbowała przełknąć ślinę, ale w gardle miała zbyt sucho. – Chętnie pojechałabym najpierw tam, a dopiero potem do Nowej Zelandii.

– I ani słowa policji? Obiecujesz? – Zaczął unosić poduszkę. Obserwowała jego ruchy. Broda drżała jej niekontrolowanie.

– Peter. Proszę. Błagam, nie rób tego.

– Nazywam się Jackson, Alicjo – powiedział, odmierzając precyzyjnie słowa. – Peter Crane już tu nie mieszka.

Błyskawicznym zrywem rzucił się na nią, przewrócił na plecy i przydusił poduszką twarz. Stawiała rozpaczliwy opór. Kopała, drapała, wiła się, ale była za drobna, za słaba. Dziwił się nawet, że z tak małym zaangażowaniem walczy o życie.

Wkrótce było po wszystkim. Przestała się szamotać i znieruchomiała. Prawa ręka zsunęła się bezwładnie z sofy i dotknęła podłogi. Jackson uniósł poduszkę i zmusił się do spojrzenia na siostrę. Usta miała rozchylone, oczy szeroko otwarte, wpatrzone w pustkę. Zamknął jej szybko powieki i siedział przy niej przez chwilę, gładząc czule po dłoni. Nie próbował hamować łez. I tak nic by to nie dało. Starał się przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz płakał, ale nie mógł.

Złożył jej ręce na krzyż na piersi. Niezadowolony z efektu, przesunął je, splatając dłonie na wysokości talii. Przeniósł na sofę nogi Alicji, pod głowę podłożył poduszkę, którą ją udusił, i poprawił włosy. Przemknęło mu przez myśl, że bardzo jej ze śmiercią do twarzy. Ten spokój, ta chwytająca za serce pogoda, jakie z niej emanowały, sprawiały, że to, co przed chwilą zrobił, nie wydawało się wcale takie straszne.