Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 71 из 90

Kiedy nie wyszło z LuA

Tylko Reynolds zgodziła się z nim porozmawiać. Pięcioro zwycięzców od razu rzuciło słuchawkę. Herman Rudy zagroził mu uszkodzeniem ciała, a słów, jakich używał, Donovan nie słyszał od czasów służby w marynarce. Pozostałym zostawił wiadomość, ale nie oddzwonili.

Reynolds wprowadziła Donovana do living roomu – ogromnego, przestro

Reynolds usiadła w przepastnym fotelu, a Donovanowi wskazała miejsce na stojącej naprzeciwko sofie.

– Napije się pan kawy albo herbaty? – Nadal na niego nie patrzyła, nerwowo składała i rozkładała dłonie.

– Nie, dziękuję. – Donovan pochylił się, wyjął notes i sięgnął do kieszeni po magnetofon. – Nie przeszkodzi pani, jeśli będę nagrywał naszą rozmowę?

– Czy to konieczne?

Oho – pomyślał Donovan – nasza Reynolds zaczyna się stawiać. Postanowił zdusić tę tendencję w zarodku, zanim w pełni się rozwinie.

– Pani Reynolds, kiedy pani do mnie oddzwoniła, założyłem, że zgadza się pani porozmawiać ze mną na pewne tematy. Jestem dzie

– Tak – odparła nerwowo – chyba tak. Dlatego do pana zadzwoniłam. Nie chcę, żeby na moje nazwisko padł cień. Od lat jestem bardzo szanowaną członkinią tej społeczności. Wspomagam hojnie liczne organizacje charytatywne, zasiadam w kilku lokalnych komitetach…

– Pani Reynolds – przerwał jej Donovan – czy mogę pani mówić Bobby Jo?

Przez twarz Reynolds przebiegł ledwie zauważalny skurcz.

– Mam na imię Roberta – odparła wyniośle.

Reynolds tak bardzo przypominała Donovanowi Alicie, że chciał już zapytać wprost, czy się czasem nie znają. Zwalczył jednak tę pokusę.

– Tak, Roberto, wiem, że zrobiłaś wiele dobrego dla tej społeczności. Ale nie to mnie w tej chwili interesuje. Chcę z tobą porozmawiać o przeszłości, zwłaszcza o okresie sprzed dziesięciu lat.

– Wiem, o loterii, wspominał pan przez telefon. – Przesunęła drżącą dłonią po włosach.

– No właśnie. O źródle, z którego to wszystko się wzięło. – Rozejrzał się po pokoju.

– Wygrałam przed dziesięcioma laty na loterii, to żadna tajemnica, panie Donovan.

– Mów mi Tom.

– Wolałabym nie.

– Jak chcesz. Roberto, czy znasz osobę, która nazywa się LuA

Reynolds zastanawiała się przez chwilę, potem pokręciła głową.

– Raczej nie. A powi

– Prawdopodobnie nie. Ona też wygrała na loterii, dwa miesiące po tobie.

– Poszczęściło się jej.

– Była taka jak ty. Biedna, bez specjalnych widoków na przyszłość. Bez perspektyw.

Reynolds roześmiała się nerwowo.

– W pana ustach zabrzmiało to tak, jakbym była ostatnią nędzarką. A to nieprawda.

– Ale ci się nie przelewało, prawda? I pewnie dlatego grałaś na loterii, mam rację?

– Chyba tak. Chociaż nie wierzyłam, że wygram.

– Naprawdę, Roberto?

Drgnęła.

– Nie rozumiem.

– Kto zarządza twoimi inwestycjami?

– Nie pańska sprawa.

– Domyślam się, że ta sama osoba, która zarządza pieniędzmi jedenaściorga pozostałych zwycięzców loterii, z LuA

– I co z tego?

– Daj spokój, Roberto, nie bawmy się w podchody. Coś tutaj nie gra. Ty wszystko wiesz, a ja chcę się tego dowiedzieć. Przecież z góry wiedziałaś, że wygrasz.

– Pan oszalał. – Głos jej drżał.

– Ja?! Nie sądzę. Przeprowadzałem wywiady z mnóstwem kłamców, Roberto. Byli wśród nich prawdziwi mistrzowie mijania się z prawdą. Ty do nich nie należysz.

Reynolds wstała.

– Nie będę tego słuchała.

– Ta historia ujrzy światło dzie

– Ja… ja…

– Nie chcę cię zniszczyć, Roberto – ciągnął Donovan. – Ale jeśli w jakikolwiek sposób uczestniczyłaś w spisku polegającym na ustawieniu loterii, to pewne konsekwencje będziesz musiała ponieść. Proponuję ci jednak taki sam układ, jaki zaproponowałem LuA

Reynolds usiadła i rozglądała się przez chwilę po swoim domu. Wzięła głęboki oddech.

– Co chce pan wiedzieć?

Donovan włączył magnetofon.

– Czy loteria została ustawiona? – Kiwnęła głową. – Muszę to usłyszeć, Roberto. – Wskazał znaczącym ruchem głowy na magnetofon.

– Tak.

– W jaki sposób? – Donovan z drżeniem serca czekał na odpowiedź.

– Byłby mi pan łaskaw nalać szklankę wody z tamtej karafki?

Donovan zerwał się, napełnił szklankę wodą i postawił ją przed Reynolds. Usiadł z powrotem.

– No więc, jak to zostało przeprowadzone?

– Za pomocą jakichś odczy

– Odczy

Reynolds wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła załzawione oczy.

Donovanowi przemknęło przez myśl, że ta kobieta jest na skraju załamania. Że też osoba, która do niego oddzwoniła, musiała się okazać neurotyczką.

– Nie jestem naukowcem, Roberto, wytłumacz mi to najprościej, jak potrafisz.

Reynolds ściskała mocno chusteczkę.

– Wszystkie kule oprócz jednej, tej z wygrywającym numerem, były spryskiwane jakimś środkiem chemicznym. Otwory, którymi przelatuje kula, też były czymś spryskiwane. Nie wiem, jak to się działo, ale zabieg gwarantował, że przez otwór przejdzie tylko ta niespryskana kula. W ten sposób preparowane były wszystkie pojemniki z kulami.

– Jasny gwint! – Donovan wpatrywał się w nią z fascynacją. – No dobrze, Roberto, mam jeszcze milion pytań. Czy i

– Nie. Nikt ze zwycięzców nie wiedział, jak to było robione. Wiedzieli tylko ci, którzy to robili. – Wskazała na magnetofon. – Taśma się panu skończyła – powiedziała, a potem dodała z goryczą: – A pewnie nie chce pan uronić ani jednego słowa.

– To chyba nie do końca tak, Roberto – rzekł Donovan, pochylając się nad magnetofonem, żeby zmienić kasetę. – Przecież ty wiedziałaś, jak to się odbywało, sama mi przed chwilą powiedziałaś. No, jak z tym naprawdę było?

Potężny cios wymierzony w korpus strącił Donovana z sofy. Zwalił się ciężko na podłogę, zaparło mu dech. Czuł, jak w klatce piersiowej ruszają się połamane żebra.

Nad nim stała Reynolds.

– Prawda jest taka, że tylko osoba, która obmyśliła cały fortel, wiedziała, jak to było robione. – Reynolds jednym szarpnięciem pozbyła się kobiecej twarzy i włosów, i na ra

Donovan próbował pozbierać się z podłogi.

– Jezu!

Jackson kopnął go w klatkę piersiową i Donovan poleciał na ścianę. Jackson wyprostował się.

– Kick boxing to szczególnie śmiercionośna forma sztuki. Można kogoś zabić bez pomocy rąk.

Donovan zaczął sunąć niemrawo ręką do kieszeni, w której trzymał pistolet. Miał z tym trudności, przy najmniejszym ruchu połamane żebra kaleczyły narządy wewnętrzne. Nie mógł swobodnie oddychać.

– Widzę, że nie czujesz się najlepiej. Pozwól, że ci pomogę. – Jackson ukląkł i przez chusteczkę wyciągnął pistolet z kieszeni Donovana. – Idealnie się składa. Dziękuję ci.

Jackson okręcił się wokół własnej osi i kopnął Donovana w głowę. Oczy dzie

Usunął resztę kamuflażu z twarzy, zapakował wszystko pieczołowicie do torby, którą wyciągnął spod sofy, i biorąc po dwa stopnie naraz, wbiegł po schodach na górę. Otworzył drzwi sypialni w końcu korytarza na piętrze.

Bobbie Jo Reynolds leżała rozkrzyżowana na łóżku. Ręce i nogi miała przywiązane do narożnych słupków, usta zaklejone plastrem. Na widok Jacksona wytrzeszczyła przerażone oczy i zadygotała.

Jackson przysiadł obok niej.

– Chciałem ci podziękować za ścisłe zastosowanie się do moich wskazówek. Tak jak ci poleciłem, dałaś wolne służbie i umówiłaś się z panem Donovanem. – Pogłaskał ją po dłoni. – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Najposłuszniejsza z mojego stadka. – Patrzył na nią łagodnym, uspokajającym wzrokiem, dopóki nie przestała dygotać. Odwiązał ją i delikatnie odkleił plaster.

Wstał.

– Muszę dotrzymać na dole towarzystwa panu Donovanowi. Wkrótce wychodzimy. Nie będziemy dłużej nadużywać twojej gości

Kiwnęła skwapliwie głową, rozcierając zdrętwiałe nadgarstki.

Jackson cofnął się o krok, wymierzył w nią pistolet Donovana i naciskał spust, aż iglica szczęknęła dźwięcznie, nie natrafiając na spłonkę.

Przyglądał się przez chwilę, jak krew rozlewa się po pościeli. Potem pokręcił ze smutkiem głową. Nie lubił zabijać jagniąt. Ale tak już urządzony jest ten świat. Ofiary składa się z jagniąt. One się nigdy nie bronią.

Wrócił na dół, wyciągnął swój zestaw do makijażu i lusterko. Następne pół godziny spędził nad Donovanem.

Dzie

Serce nieomal wyskoczyło mu z piersi, kiedy zobaczył nad sobą… Thomasa Donovana. Sobowtór ubrany był w jego płaszcz i kapelusz. Dzie

Jackson przyklęknął przy nim.