Страница 6 из 90
– A ciebie gdzie diabli niosą? – Mówił z silnym miejscowym akcentem.
Przez całe życie słuchała tych samych słów, wypowiadanych tym samym tonem przez rozmaitych mężczyzn. Wzięła z komódki pustą puszkę po piwie.
– Może jeszcze piwka, kociaczku? – Uśmiechnęła się przymilnie, unosząc pytająco brwi.
Każda sylaba spływała uwodzicielsko z jej pełnych warg. Osiągnęła pożądany efekt. Na widok swojego chmielowo-aluminiowego bożka Duane jęknął i pogrążył się z powrotem w objęciach narastającego kaca. Chociaż pił często, każdą libację ciężko potem odchorowywał. Po minucie znowu spał. Przymilny uśmiech natychmiast zgasł i LuA
Praca – powiedział mężczyzna – polegała na testowaniu nowych produktów, śledzeniu reklam, opiniowaniu rozmaitych rzeczy. To coś w rodzaju badania rynku. Przeprowadzanie analiz demograficznych, takiego terminu użył, cokolwiek to, u licha, znaczyło. Tym się właśnie zajmowali. Miało to jakiś związek z oceną skuteczności oddziaływania reklam zamieszczanych w prasie i puszczanych w telewizji, coś w tym rodzaju. Sto dolarów dzie
Za piękne, żeby było prawdziwe – pomyślała nie wiadomo który raz od odebrania tamtego telefonu. Nie była taka głupia, za jaką miał ją ojciec. Pod tą urodziwą buzią krył się intelekt, który wprawiłby świętej pamięci Be
Zerknęła na Lisę. Mała właśnie się obudziła, jej spojrzenie szybko obiegło pokój i spoczęło z zachwytem na twarzy matki. LuA
Rikersville umierało. Ta przyczepa była nieoficjalnym grobowcem Duane’a. Nigdy nic w niej nie ulepszy, prędzej jeszcze bardziej zdewastuje, zanim pójdzie do piachu. LuA
ROZDZIAŁ TRZECI
Mężczyznę wyrwało z zadumy energiczne pukanie do drzwi. Zerwał się z fotela, poprawił krawat, otworzył kartonową teczkę leżącą przed nim na biurku. Odsunął na bok popielniczkę ze zduszonymi niedopałkami trzech papierosów.
– Wejść! – rzucił stanowczym, wyraźnym głosem.
Drzwi otworzyły się i do gabinetu wkroczyła LuA
– Pan Jackson? – spytała.
Patrzyła mu prosto w oczy, czekając tylko, kiedy zacznie zjeżdżać taksującym spojrzeniem z jej twarzy na biust, biodra i niżej. Pod tym względem wszyscy mężczyźni byli tacy sami, obojętne, z jakiej ścieżki życia przychodzili. Ku jej zaskoczeniu ten nie odrywał wzroku od jej twarzy. Podał rękę. Uścisnęła mu mocno dłoń.
– Tak, to ja. Proszę spocząć, pa
– Właśnie się obudziła. Zawsze mi zasypia w autobusie. Wolę ją mieć przy sobie, jeśli to panu nie przeszkadza.
Lisa, jakby popierając stanowisko matki, zaczęła gaworzyć i wymachiwać rączkami.
Jackson kiwnął na znak zgody głową, usiadł z powrotem w fotelu i przez chwilę wertował zawartość teczki.
LuA
– Nie widziałam tabliczki na drzwiach pańskiego biura. Ludzie mogą nie wiedzieć, że pan tu urzęduje. – Patrzyła na niego przekornie.
Jackson uśmiechnął się półgębkiem.
– W naszej branży nie zabiegamy o to, by klienci walili do nas drzwiami i oknami. Jest nam obojętne, czy ludzie robiący zakupy w centrum handlowym wiedzą, że tu pracujemy, czy nie. Wszystkie sprawy załatwiamy, umawiając się wcześniej na spotkania, telefonicznie, i tak dalej.
– Wychodzi na to, że jestem teraz jedyną umówioną z panem osobą. W poczekalni nikogo nie ma.
Jacksonowi drgnął policzek. Złączył czubkami palce obu dłoni.
– Staramy się tak rozplanowywać grafik spotkań, żeby nikt nie musiał czekać. Jestem jedynym przedstawicielem firmy w tutejszej filii.
– Czyli macie jeszcze i
Skinął tylko głową.
– Czy zechciałaby pani wypełnić tę ankietę informacyjną? Proszę się nie śpieszyć.
Podał jej formularz i długopis. LuA
LuA
Jackson, podniósłszy wzrok znad ankiety, przyłapał ją na tych oględzinach.
– Coś nie tak? – spytał.
– Dziwna rzecz.
– Przepraszam, nie rozumiem.
– Śmieszne ma pan biuro.
– Jak to?
– No, nie widzę tu zegara, kosza na śmieci, kalendarza, telefonu. Nie wiem, nie pracowałam jeszcze w firmie, w której trzeba przychodzić do pracy pod krawatem, ale nawet Red z zajazdu dla ciężarówek ma kalendarz, a na telefonie to już wisi całymi dniami. I ta dama z poczekalni też jakby się z choinki urwała. Z tymi trzycalowymi pazurkami musi być jej cholernie trudno pisać na maszynie. – LuA
Wargi Jacksona poruszały się przez chwilę niemo, a potem rozciągnęły w ponurym uśmiechu.
– Gratuluję spostrzegawczości.
– Mam oczy jak każdy.
LuA
– Pamięta pani warunki zatrudnienia, które wyszczególniłem przez telefon?
Natychmiast spoważniała. Pora przejść do interesów.
– Sto dolarów dzie
LuA
Jackson wstał z fotela i wsunął ręce w kieszenie.
– Dobrze. Bardzo dobrze. Jest pani jedynaczką, a rodzice nie żyją, zgadza się?
LuA