Страница 65 из 116
– Są też i
– Na i
– To jest sprawa prezydenta, proszę pana. Te gierki są częścią każdego z jego pracowitych dni. I właśnie dlatego muszę stąd wyjść z bardzo jasnym obrazem sytuacji. – Stevens przerwał zwracając się do Webba. – Jaką rolę odegraliśmy w sprawie Kanadyjki?
– Początkowo żadnej; to był ruch Carlosa. Ktoś wysoko postawiony w policji w Zurychu jest człowiekiem Carlosa. Oni sami wyśmieli tak zwane dowody łączące tę kobietę z trzema zabójstwami. To rzeczywiście bzdura; przecież ona nie jest zabójczynią.
– Jasne – powiedział doradca. – To sprawka Carlosa. Ale dlaczego to zrobił?
– Żeby się dobrać do Bourne’a. Ta St. Jacques i Bourne są razem.
– I to Bourne jest tym płatnym mordercą, który nazywa siebie Kainem, tak?
– Tak – potwierdził Webb. – Carlos poprzysiągł, że go zabije. Kain szedł za Carlosem przez całą Europę i Bliski Wschód, ale żadna fotografia Kaina nie istnieje i nikt naprawdę nie wie, jak on wygląda. Carlos ma nadzieję, że rozpowszechniając zdjęcie tej kobiety – które jest tam dosłownie w każdej gazecie – jakoś ją znajdzie. A wtedy są szansę, że będzie miał też i Kaina-Bourne’a. I Carlos załatwi oboje.
– W porządku. To znów Carlos. A co pan zrobił?
– To, co mówiłem. Porozumiałem się z bankiem Gemeinschaft i wymogłem na nich potwierdzenie faktu, że ta kobieta mogła – po prostu mogła – mieć jakiś związek z ogromną kradzieżą pieniędzy. Niełatwo mi poszło, ale w końcu to ich człowiek, Koenig, został przekupiony, a nie ktoś z naszych. Sprawa wewnętrzna, nie chcieli rozgłosu. Potem obdzwoniłem gazety i napuściłem je na Walthera Apfla. Tajemnicza kobieta, morderstwo, skradzione miliony, dzie
– Dlaczego pan, na miłość boską, to zrobił?! – wykrzyknął Stevens. – Wykorzystał pan obywatelkę i
– Myli się pan – odparł Webb. – Próbujemy ją ratować. Broń Carlosa zwróciliśmy przeciwko niemu.
– W jaki sposób?
Mnich podniósł rękę.
– Zanim odpowiemy, musimy wrócić do i
Webb pochylił się do przodu.
– Akta „Meduzy” – rzekł cicho, z ociąganiem.
– „Meduzy”?… – Wyraz twarzy Stevensa świadczył o tym, że „Meduza” była tematem wczesnych poufnych odpraw w Białym Domu. – Zostały zniszczone – powiedział.
– Z małą poprawką – wtrącił się Abbott. – Istnieje oryginał i dwie kopie, które spoczywają w sejfach Pentagonu, CIA i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dostęp do nich jest ograniczony do wąskiej, wybranej grupy spośród najwyższych dygnitarzy każdej z tych instytucji.
Bourne pochodził z „Meduzy”: porównanie tych nazwisk z dokumentami bankowymi pomogło ustalić jego nazwisko. Ktoś udostępnił te akta Carlosowi.
Stevens spojrzał na Mnicha.
– Mówi pan, że Carlos ma… powiązania z… takimi ludźmi? To niezwykłe oskarżenie.
– Lecz zarazem jedyne wytłumaczenie – stwierdził Webb.
– Ale dlaczego Bourne miałby w ogóle używać własnego nazwiska?
– To było konieczne – odparł Abbott – Stanowiło istotną część jego sylwetki. Musiał być autentyczny; wszystko musiało być autentyczne. Wszystko.
– Autentyczne?
– Może teraz pan zrozumie – ciągnął major – że łącząc tę St. Jacques z milionami rzekomo ukradzionymi z Gemeinschaft Bank wzywamy Bourne’a do ujawnienia się. On przecież wie, że to nieprawda
– Bourne’a do ujawnienia się?
– Człowiek, który nazywa się Jason Bourne – powiedział Abbott wstając i idąc powoli w stronę zaciągniętych zasłon – jest oficerem amerykańskiego wywiadu. Nie ma żadnego Kaina, w którego wierzy Carlos. Kain jest przynętą, pułapka zastawioną na Carlosa; oto kim jest Kain. Albo kim był.
Milczenie trwało krótko, przerwał je człowiek z Białego Domu.
– Myślę, że pan to powinien wyjaśnić. Prezydent musi wiedzieć.
– Przypuszczam – powiedział z zaduma w głosie Abbott rozsuwając zasłony i wyglądając na dwór – że naprawdę jest to zagadka nie do rozwiązania. Prezydenci się zmieniają, różni ludzie o różnych temperamentach i apetytach zasiadają w gabinecie prezydenta, jednakże długofalowa strategia wywiadu się nie zmienia, w każdym razie nie ta. Ale po zakończeniu kolejnej prezydentury uwaga rzucona od niechcenia w rozmowie nad szklanką whisky albo fragment wspomnień o charakterze egocentrycznym może tę strategię posłać do diabła. Nie ma dnia, żebyśmy się nie denerwowali o ludzi, którzy przeżyli Biały Dom.
– Proszę – przerwał mu Stevens – proszę, żeby pan pamiętał, że jestem tu na polecenie obecnego prezydenta. Czy panu się to podoba, czy nie, nie ma znaczenia. Prezydent ma prawo wiedzieć i w jego imieniu będę to prawo egzekwował.
– Doskonale – zgodził się Abbott, w dalszym ciągu wyglądając na zewnątrz. – Trzy lata temu pożyczyliśmy sobie coś od Anglików. Stworzyliśmy człowieka który nigdy nie istniał. Jak pan sobie przypomina, przed lądowaniem w Normandii wywiad brytyjski spowodował, że u wybrzeży Portugalii fale wyrzuciły jakieś zwłoki, zakładając, że wszelkie dokumenty, jakie zostaną przy nich znalezione trafią do ambasady niemieckiej w Lizbonie. Temu ciału wymyślono życie i nazwisko, stopień oficera marynarki, szkoły, wyszkolenie, rozkazy wyjazdu, prawo jazdy, karty członkowskie ekskluzywnych klubów w Londynie i z pół tuzina listów osobistych. Zawarto w nich napomknienia, mgliste aluzje i parę zupełnie ścisłych informacji co do czasu i miejsca desantu. Wszystkie one wskazywały, że inwazja odbędzie się sto mil od brzegów Normandii, sześć tygodni po wyznaczonej dacie w czerwcu. Agenci niemieccy w całej Anglii gorączkowo sprawdzali te dane – pod nadzorem brytyjskiego kontrwywiadu wojskowego – po czym naczelne dowództwo kupiło tę historię i dokonało znacznych przegrupowań sił w układzie obro
– Słyszałem o tej historii – powiedział doradca Białego Domu. – No i co z tego?
– Nasza stanowiła trochę i
– Ma pan na myśli Bourne’a?
– Tak. Miesiącami studiował wszystko, co należało wiedzieć o Carlosie, wertując nasze dokumenty, zapoznając się z każdym stwierdzonym lub choćby podejrzewanym zabójstwem, w które zamieszany był Carlos. Rozpracowywał taktykę Carlosa, jego metody działania, wszystko. Wiele z tych materiałów nie ujrzało nigdy światła dzie
– I tak siedział w podziemiu przez trzy lata? – spytał Stevens.
– Tak. Przeniósł się do Europy jako najbardziej wyrafinowany biały zabójca w Azji, absolwent niesławnej „Meduzy”, rzucając wyzwanie Carlosowi na jego własnym podwórku. W tym czasie uratował czterech ludzi, na których Carlos zagiął parol, a wziął na siebie i
– Co to za człowiek?
– Zawodowiec – odpowiedział Gordon Webb. – Zdolny i wyszkolony, który rozumie, że Carlosa trzeba znaleźć i powstrzymać.
– Ale trzy lata…?
– Jeśli to się panu wydaje nieprawdopodobne – rzekł Abbott – to musi pan wiedzieć, że poddał się operacji plastycznej. Pomyślanej jako ostateczny rozbrat z przeszłością, z człowiekiem, którym był, aby stać się człowiekiem, którym nie był. Nie sadzę, żeby kraj mógł się w jakikolwiek sposób odwdzięczyć takiemu człowiekowi jak Bourne, chyba jedynie przez umożliwienie mu sukcesu i, mój Boże, tyle właśnie zamierzam zrobić. – Mnich przerwał dokładnie na dwie sekundy, potem dodał: – O ile to jest Bourne.
Z Elliotem Stevensem stało się coś takiego, jakby go ktoś uderzył niewidzialnym młotkiem.
– Co pan powiedział? – wyjąkał.