Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 150 из 160



nawet jeżeli znalazłby tam instrukcję, to i tak nie wiedział, jakich monet używa się w portugalskiej kolonii. To właśnie te nic nie znaczące drobiazgi zawsze niweczą ważne zamierzenia. Dał znak barmanowi, który podszedł, zanim Jason zdążył opuścić rękę.

– Słucham, sir? Jeszcze jedną whisky, sir?

– Przez najbliższy tydzień nie – powiedział Bourne, kładąc przed nim pieniądze używane w Hongkongu. – Muszę zadzwonić do kogoś tu w Makau. Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest automat telefoniczny i zaopatrzyć mnie w odpowiednie monety?

– Nie mógłbym pozwolić na to, aby taki dżentelmen jak pan korzystał z publicznego telefonu, sir. Między nami mówiąc, obawiam się, że wielu z tutejszych klientów może być zarażonych. – Barman uśmiechnął się. – Pan pozwoli, sir. Mam telefon u siebie na kontuarze – dla wyjątkowych gości.

Zanim Jason zdążył zaprotestować lub wyrazić podziękowanie, telefon znalazł się przed nim. McAllister przyglądał mu się, gdy nakręcał numer.

– Wei? – odezwał się kobiecy głos.

– Polecono mi zadzwonić pod ten numer – odpowiedział Bourne po angielsku. Oszust, którego zabito, nie znał chińskiego.

– Spotkamy się.

– Nie spotkamy się.

– Nalegamy.

– Więc nie nalegajcie. Znacie mnie chyba na tyle dobrze, a przynajmniej powi

– Jesteś arogancki.

– Idiotka to zbyt łagodne określenie. I to samo odnosi się do tego nędznego kaznodziei z wielkim mieczem, jeżeli nie zechce ze mną mówić.

– Ośmielasz się…

– Już to słyszałem – przerwał ostro Jason. – Odpowiedź brzmi: tak, ja się ośmielam. On ma o całe niebo więcej do stracenia niż ja. On jest tylko jednym z klientów, a moja lista stale się powiększa. Ja go nie potrzebuję, ale myślę, że właśnie teraz on potrzebuje mnie.

– Podaj powód, który można by uznać za wiarygodny.

– Nie podaję powodów kapralom. Kiedyś byłem majorem, a może o tym nie wiedziałaś?

– Nie ma potrzeby się obrażać.

– Nie ma potrzeby przeciągać tej rozmowy. Zadzwonię jeszcze raz za pół godziny. Zaproponuj mi coś sensowniejszego, zaproponuj mi tego człowieka. Ja od razu poznam, czy to będzie rzeczywiście on, ponieważ zadam mu jedno lub dwa pytania, na które tylko on może odpowiedzieć. Ciao. – Bourne odłożył słuchawkę.

– Co ty wyprawiasz? – zapytał szeptem wstrząśnięty McAllister siedzący cztery miejsca dalej.

– Przygotowuję twój słoneczny dzień i mam nadzieję, że masz trochę olejku do opalania. Odczekaj pięć minut, a potem idź za mną. Po wyjściu stąd skręć w prawo i idź przed siebie. Zauważymy cię.

– My?

– Chcę, żebyś kogoś poznał. To stary przyjaciel – młody przyjaciel – który, jak sądzę, spodoba ci się. Ubiera się tak jak ty.

– Ktoś trzeci? Czy ty postradałeś rozum?

– Nie trać zimnej krwi, analityku, ma to wyglądać tak, jakbyśmy się nie znali. Nie, nie postradałem rozumu. Wynająłem po prostu pomocnika na wypadek, gdyby mnie przechytrzono. Nie zapominaj, że liczyłeś na moją pomoc w tych sprawach.

Prezentacja trwała krótko i nie padly żadne nazwiska, najwyraźniej jednak krępy, barczysty, dobrze ubrany Chińczyk wywarł na McAllisterze wrażenie.

– Czy kieruje pan którąś z tutejszych firm? – zapytał analityk, gdy szli boczną ulicą w kierunku zaparkowanego samochodu.

– Ujmując to w ten sposób, tak, sir. Jest to jednak moja własna firma. Świadczę usługi dla ważnych osobistości.

– W jaki sposób on pana znalazł?

– Przykro mi, sir, ale jestem pewien, że pan zrozumie. Taka informacja jest poufna.

– Dobry Boże – mruknął McAllister spoglądając na człowieka z „Meduzy”.

– Za dwadzieścia minut muszę zadzwonić – odezwał się Jason, który usiadł z przodu. Tylne siedzenie zajmował oszołomiony podsekretarz.

– A więc używają pośrednika? – zapytał łącznik. – Często tak robili z Francuzem.

– Jak on to z nimi załatwiał? – spytał Bourne.

– Nie spieszył się. Powiedziałby „niech się pocą”. Proponowałbym przetrzymać ich przez godzinę.

– Ty decydujesz. Czy jest tu gdzieś w pobliżu czy

– Na Rua Mercadores.

– Musimy coś zjeść, a Francuz miał rację – on zawsze miał rację. Niech się pocą.



– Mnie zawsze traktował przyzwoicie – powiedział łącznik.

– Pod koniec stał się takim gadatliwym, trochę przekornym świętym.

– Nie rozumiem, sir.

– Nie ma potrzeby, żebyś rozumiał. Ale ja żyję, a on nie, ponieważ on podjął decyzję.

– Jaką decyzję, sir?

– Że musi umrzeć po to, abym ja mógł żyć.

– Jak w Piśmie świętym chrześcijan. Zako

– Trochę – odparł Jason ubawiony tym porównaniem. – Gdyby było jakieś i

– Lubiłem go – powiedział Chińczyk.

– Zawieź nas do restauracji.

Edwardowi McAllisterowi nie pozostawało nic i

– Odpoczynek i jedzenie – zadumał się Bourne kończąc ostatni tiansuanrou. – Francuz mówił, że są swego rodzaju bronią. Oczywiście,. miał rację.

– Sądzę, że potrzebował tego pierwszego w większym stopniu niż pan, sir – rzekł łącznik.

– Możliwe, ale on studiował historię wojskowości. Twierdził, że więcej bitew przegrano z powodu wyczerpania niż złego uzbrojenia.

– To wszystko jest bardzo interesujące – wtrącił ostro McAllis-ter – jednakże siedzimy już tutaj od pewnego czasu, a jestem pewien, że są sprawy, którymi powi

– Zajmiemy się, Edwardzie. Jeżeli jesteś zdenerwowany, pomyśl, co oni tam muszą przeżywać. Francuz również zwykł mówić, że wystawione na próbę nerwy nieprzyjaciela to nasi najlepsi sojusznicy.

– Jestem już zmęczony tym twoim Francuzem – odparł gniewnie McAllister.

Jason spojrzał na analityka i powiedział cicho:

– Nie mów tak do mnie nigdy więcej. Nie byłeś tam. – Bourne spojrzał na zegarek. – Już minęła godzina. Poszukajmy automatu – zwrócił się do łącznika. – Będę potrzebował twojej pomocy – dodał. – Wrzucisz pieniądze. Ja nakręcę numer.

Miałeś dzwonić za pół godziny! – fuknęła kobieta, która odebrała telefon.

– Musiałem dopilnować pewnych spraw. Mam też i

– Jak mogłoby do tego dojść?

– Wolnego, łaskawa pani. Daj mi kufer z taką ilością pieniędzy, o jakiej nigdy nie śniłaś, a wtedy może ci powiem. W i

– Proszę. Spotkasz się z człowiekiem, który zaprowadzi cię do domu na Guia Hill, gdzie znajdują się bardzo nowoczesne urządzenia łącznościowe…

– I gdzie pół tuzina waszych zbójów rozłupie mi czaszkę i wrzuci do pokoju, gdzie doktor napoi mnie alkoholem i wszystko to zdobędziecie za darmo! – Gniew Boume'a był tylko w części udawany. Ludzie z oddziałów Shenga zachowywali się jak dyletanci. – Powiem ci więc o i

– To ciekawe – zauważył McAllister, spoglądając przelotnie na chińskiego łącznika, który tymczasem wrócił do stołu. – Użyłeś kija, podczas gdy ja użyłbym marchewki.

– Czego użyłem?

– Ja bym raczej położył nacisk na to, jak niezwykłe informacje mam do ujawnienia. Ty natomiast straszysz, jakbyś chciał odstręczyć rozmówcę.

– Oszczędź mnie – odrzekł Bourne przypalając papierosa, zadowolony, że nie trzęsie mu się ręka. – Żebyś wiedział, że zrobiłem zarówno jedno, jak i drugie. Groźba uwydatnia wagę informacji a lekceważenie rozmówcy dodatkowo wzmacnia obie te rzeczy.

– Twoja pomoc zaczyna być odczuwalna – rzekł podsekretarz stanu z nikłym uśmiechem na twarzy. – Dziękuję ci.

Człowiek z „Meduzy” spojrzał surowo na człowieka z Waszyngtonu.

– Jeżeli cała ta cholerna mistyfikacja się uda, czy będziesz mógł, analityku, to wykonać? Czy potrafisz błyskawicznie wyjąć broń i pociągnąć za spust? Bo jeśli nie, to obaj jesteśmy martwi.

– Potrafię – stwierdził McAllister spokojnie. – Dla Dalekiego Wschodu. Dla świata.

– I dla twojego dnia w słońcu. – Jason ruszył w stronę stolika. – Wyjdźmy stąd. Nie chcę używać tego telefonu po raz drugi.

Spokój Góry Nefrytowej Wieży został naruszony wskutek szalonego ożywienia, jakie zapanowało w willi Sheng Chou-yanga. Zamieszanie to spowodowane było nie tyle dużą liczbą znajdujących się ludzi, gdyż przebywało tam zaledwie pięć osób, ile napięciem, w jakim ci ludzie się znajdowali. Minister wysłuchiwał swoich podwładnych, którzy wchodzili i wychodzili z ogrodu przynosząc najświeższe wiadomości, nieśmiało podsuwali swoje rady i natychmiast się z nich wycofywali, gdy tylko dostrzegli u swego przywódcy najmniejszą oznakę niezadowolenia.

– Nasi ludzie potwierdzili tę historię, sir – krzyknął umundurowany mężczyzna w średnim wieku, wybiegając z domu. – Rozmawiali z dzie