Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 35 из 103

– To byłby absurd. Co może interesować Amerykanów w tak biednym i nieatrakcyjnym kraju jak Mali?

– A jednak coś ich tam ciągnie. To raczej ty powinieneś wiedzieć, o co im chodzi.

Yerli namyślał się przez chwilę, ale w końcu nic nie powiedział.

Zastukał mocno w szybę, dzielącą ich od szoferki i wskazał najbliższy zakręt. Szofer zahamował i zatrzymał się przed wielkim biurowcem.

– Tak szybko mnie opuszczasz? – Tym razem w jej głosie można było wyczuć pogardę.

Odwrócił się i spojrzał na nią.

– Naprawdę przepraszam. Wybacz mi.

Miała tego dosyć. Potrząsnęła głową.

– Nie, Ismail. Tym razem ci nie przebaczę. Nigdy się już nie spotkamy. Aha, spodziewam się jutro rano twojego listu z rezygnacją. Jeśli tego nie zrobisz, zostaniesz usunięty z pracy w ONZ dyscyplinarnie.

– Czy nie jesteś zbyt surowa?

– Nie – pani Kamil podjęła już decyzję. – Widzę po prostu, że przestałeś być lojalny i wobec ONZ, i wobec Francji. Mam wrażenie, że interesują cię wyłącznie własne cele.

Przechyliła się nad nim i energicznie otworzyła drzwi.

– Wysiadaj!

Yerii wysiadł bez słowa i przez chwilę jeszcze stał na skrzyżowaniu. Hala Kamil i oczami pełnymi łez zatrzasnęła drzwi. Nawet na niego nie spojrzała.

Yerli nie odczuwał żadnych skrupułów ani żalu. Był profesjonalistą. Miała rację, posłużył się nią. W swoim czasie oboje czuli do siebie pociąg fizyczny. Niestety, tak jak wiele kobiet, które wiążą się z uczuciowo obojętnym mężczyzną, zakochała się w nim. Teraz płaciła za to.Wszedł do baru w Algonquin Hotel, zamówił drinka, po czym podszedł do automatu telefonicznego. Wystukał numer i czekał dłuższą chwilę.

– Mam informację dla pana Massarde'a – rzekł konfidencjonalnie ściszonym głosem.

– Skąd pan dzwoni?

– Z ruin Pergamonu.

– Z Turcji?

– Tak – uciął krótko. Nie wierzył telefonom, ale te dzieci

– Jestem w barze hotelu Algonquin. Kiedy możemy się spotkać?





– O pierwszej w nocy nie będzie za późno?

– Nie, mam dziś późną kolację.

Odwiesił słuchawkę. Zastanawiał się, czy Amerykanie wiedzą coś o Fort Foureau. Co wiedzą o spalarni odpadów i czy węszą już w okolicy? Jeśli tak, to konsekwencje mogą być straszne; upadek rządu we Francji będzie najmniejszą z nich.

22

Za nim była ponura czerń rzeki, przed nim lśniły światła miasta Gao. Gu

Kątem oka dostrzegł niezwykłą scenę. Na dachu pobliskiego domu siedział człowiek i ćmił papierosa. Gu

Wolno wędrował ulicami miasta. Minął plac targowy, odrapany Hotel Atlantyda i przekupniów, mimo późnej pory zachwalających swe towary pod jego arkadami. Dolatywał go mdlący zapach egzotycznych przypraw. Na szczęście wiatr wywiewał szybko wszystkie nieprzyjemne zapachy miejskie w kierunku pustyni. Nigdzie nie było widać drogowskazów, kierował się więc pozycją gwiazdy polarnej.Ludzie ubrani byli dość jaskrawo. Dominował niebieski, zielony i żółty, dobrze widoczne mimo zmroku. Mężczyźni nosili dżellaby lub luźne kaftany; niektórzy ubrani byli w normalne spodnie i tuniki. Rzadko kiedy dostrzegało się klasyczne turbany; głowy były przeważnie owinięte luźnym zawojem z niebieskiego materiału. Wiele kobiet nosiło eleganckie sukienki, i

Rozmawiali ze sobą dziwnymi, przyciszonymi głosami. Wokół biegały dzieci, każde inaczej ubrane. Atmosfera miasta, ruchliwość i wesołość ludzi nie wskazywały na to, że jest to kraj wyjątkowej nędzy. Ludzie zachowywali się tak, jakby nie zdawali sobie sprawy, że są aż tak biedni.Z opuszczoną głową, kryjąc w kapturze swą białą twarz, Gu

W pewnej chwili minęła go, wzbijając tumany kurzu, załadowana cegłami ciężarówka. Gu

– Międzynarodowy – odczytał głośno. – Miejmy nadzieję…

Szedł krawędzią drogi, chowając się przed przejeżdżającymi samochodami. Nie miał zresztą powodów do obaw. W budynkach lotniska panowały ciemności, parking był zupełnie pusty. Nadzieje Gu

Nagle znieruchomiał. Przed bocznym wyjściem z gmachu lotniska dostrzegł dwóch uzbrojonych żołnierzy. Jeden siedział na krześle przed budynkiem, drugi stał w drzwiach, paląc papierosa.Miał teraz do czynienia z wojskiem. Spojrzał na zegarek, wspaniały wodoodporny. Chronosport. Dwadzieścia po jedenastej. Poczuł nagłe zmęczenie. Tyle wysiłku po to, żeby znaleźć się na kompletnie martwym lotnisku. A do tego jeszcze ci malijscy żandarmi… Ciekawe, kiedy go tu odkryją. A może sam umrze z głodu i pragnienia…Postanowi! czekać. Nie miał i