Страница 100 из 103
Główny mechanik CSS Texas Angus O'Hare
– Otóż i prawdziwie ideowy człowiek – rzekł Pitt z podziwem.
– Tak; dziś już nie ma takich – zgodził się Perlmutter.
Pozostawili głównego mechanika w ciemności i wąskim przejściem między wielkimi maszynami ruszyli w stronę mesy i kajut oficerskich. W niektórych znaleźli zwłoki oficerów. Tak samo leżały na kojach i tak samo pozbawione były ubrań, jak zwłoki marynarzy w kubryku. Pitt nie poświęcił im już prawie żadnej" uwagi. Szybko dotarł do mahoniowych drzwi na końcu korytarza.
– To na pewno kajuta dowódcy – rzekł z przekonaniem.
– Tak – przytaknął Perlmuter. – Nazywał się Tombs; komandor Mason Tombs. I twardy był z niego facet, sądząc z tego, co czytałem o heroicznej walce na James River.
Pitt nie miał cierpliwości, by słuchać szczegółów tej historii. Chwycił za klamkę, chcąc otworzyć drzwi. Perlmutter powstrzymał go w ostatniej chwili.
– Zaczekaj!
– Dlaczego? Boisz się czegoś, Julien?
– Boję się, że zobaczymy coś, co powi
– O czym ty mówisz? – spytał Giordino.
– Ja… nie powiedziałem wam jeszcze, co znalazłem w tajnych dokumentach Edwina Stantona.
– Powiesz nam później – rzeki zniecierpliwiony Pitt, nacisnął klamkę i wysuwając przed siebie latarkę przekroczył próg.
W porównaniu z komfortem dzisiejszych okrętów woje
Z kajuty kapitana, jak ze wszystkich i
Światło latarki wydobyło z mroku dwa zmumifikowane ciała – jedno na koi, drugie na fotelu. Trup na koi leżał na boku, oparty ramieniem o ścianę, tak jak zostawili go rabusie, którzy zdarli z niego ubranie i wyciągnęli spod ciała pościel i materac. Miał gęste rude włosy i takiż zarost na twarzy.
Ale Pitt i Giordino zainteresowali się bardziej drugą postacią, siedzącą na fotelu jakby w trakcie drzemki. Skóra zmarłego przypo-minała im skórę Kitty Ma
– Ten facet jest cholernie podobny do Abrahama Lincolna – zauważył Giordino spokojnie.
– To jest Abraham Lincoln – odezwał się od drzwi zduszonym głosem Perlmutter.
Zaniepokojeni, skierowali na niego światła latarek.
– Historyk siedział na podłodze oparty o framugę drzwi, bezwładnie jak wieloryb wyrzucony na mieliznę. Zahipnotyzowanym wzrokiem wpatrywał się w siedzącą na fotelu mumię.
Giordino ukląkł przy nim i wyjął z torby butelkę z wodą.
– Ten upał chyba ci nie służy, stary.
Perlmuter odsunął przyjazną dłoń z butelką.
– Bóg mi świadkiem, że do końca nie chciałem w to uwierzyć. Ale to prawda. Edwin McMasters Stanton, sekretarz wojny w gabinecie Lincolna, napisał w swoich tajnych listach prawdę.
– Jaką prawdę? – spytał Pitt.
Perlmutter zawahał się, potem powiedział cicho, konspiracyjnym szeptem:
– Abe Lincoln nie zginął w Teatrze Forda od kul Johna Wilkesa Bootha. Abe Lincoln siedzi tutaj przed wami, na tym fotelu.
63
Pitt patrzył na Perlmuttera, daremnie próbując pojąć sens jego słów.
– Zabójstwo Lincolna jest jednym z najlepiej udokumentowanych zdarzeń w całej amerykańskiej historii. W Teatrze Forda było co najmniej stu świadków.
Perlmutter wzruszył nieznacznie ramionami.
– I co z tego? Wszystko przebiegało tak, jak mówią świadkowie, tyle że była to oszukańcza inscenizacja, wyreżyserowana od początku do końca przez Stantona. A rolę Lincolna zagrał pewien podobny do niego aktor. Prawdziwego Lincolna uprowadzili dwa dni wcześniej Konfederaci. Przemycili go przez linię frontu, do Richmond. Tę część historii dokumentuje i
Pitt spojrzał z namysłem na Giordina, potem znowu na Perlmuttera.
– Czy ten kapitan kawalerii nie nazywał się przypadkiem Brown?
Historyk otworzył usta ze zdumienia.
– Tak, Neville Brown. Ale skąd ty to wiesz?
– Ten stary Amerykanin, który szukał skarbów Texasa, wspomniał to nazwisko.
– Ale sądziliśmy, że wymyśli! całą tę bajkę – dodał Giordino.
– To nie bajka, zapewniam was. – Perlmutter nie był w stanie oderwać spojrzenia od tkwiących w fotelu zwłok. – Uprowadzenie Lincolna było pomysłem któregoś z sekretarzy prezydenta Konfederacji, Jeffersona Davisa. Chodziło o zdobycie jakiegoś atutu w negocjacjach po klęsce Południa. Bo klęska była już nieunikniona.
– Grant coraz bardziej zacieśniał pętlę wokół Richmond, od południa na tyły armii generała Lee wchodził Sherman. Zanosiło się na całkowite zwycięstwo Unii i bezwarunkową kapitulację, co mogło oznaczać ogromne kontrybucje i wyniszczenie gospodarcze Południa. I wtedy ów sekretarz – jego nazwisko nie zachowało się w zapisach – zaproponował porwanie Lincolna i trzymanie go jako zakładnika, w celu wymuszenia korzystniejszych warunków kapitulacji.
– W gruncie rzeczy niezły pomysł – mruknął Giordino; on również usiadł na podłodze, by odciążyć zmęczone nogi.
– Niezły – zgodził się Perlmutter – ale pokrzyżował te plany Edwin Stanton.
– Nie uległ szantażowi? – domyślił się Pitt.
– Istotnie, choć rzecz jest trochę bardziej skomplikowana. Lincoln wierzył, że Stanton jest najlepszym człowiekiem na stanowisko ministra wojny, choć stosunki między nimi nie układały się najlepiej. W istocie Stanton nie znosił prezydenta i nawet nie bardzo się z tym krył; potrafił nazywać go w towarzystwie "prymitywną małpą". Toteż porwanie Lincolna potraktował niejako narodową tragedię, lecz jako szansę dla siebie.
– W jaki sposób uprowadzono Lincolna? – spytał rzeczowo Pitt.
– Wszyscy wiedzieli, że prezydent ma zwyczaj codzie
Pitt z trudem przyjmował te rewelacje. Ten fragment historii był dla niego – jak dla wielu Amerykanów – czymś nienaruszalnym, czymś, w co wierzy się jak w Ewangelię. Trzeba było zdobyć się na niezwykły dystans, wyjść poza utrwalone latami schematy, aby uznać, że w 1865 roku dokonano wielkiego fałszerstwa.
– Jakie były pierwsze reakcje na wiadomość o porwaniu?
Niefortu
– I nikt nie sypnął? – spytał Giordino z niedowierzaniem.
– W Waszyngtonie wszyscy strasznie bali się Stantona. Jeśli związał kogoś tajemnicą, ten ktoś milczał jak grób – albo rzeczywiście trafiał do grobu.
– A dlaczego sprawa się nie wydała, kiedy prezydent Davis próbował uruchomić szantaż? Bo na pewno próbował.
– Oczywiście. Ale Slanton to przewidział. Przejrzał całą intrygę Konfederatów i już w parę godzin po porwaniu zawiadomił dowódcę obrony Waszyngtonu, że jeśli pojawi się negocjator od Davisa, należy go skierować wprost do ministra wojny. W rezultacie ani wiceprezydent Johnson, ani sekretarz stanu William Henry Seward, ani i
Perlmutter wziął głęboki oddech i ciągnął dalej.
– Przeczytawszy odpowiedź Stantona, Davis osłupiał. Łatwo sobie wyobrazić jego dylemat. Kieruje państwem, które ze wszystkich stron ogarnęły już płomienie. Ma w garści naczelnego przywódcę Unii.- Ale wysoki dostojnik państwowy Stanów Zjednoczonych pisze mu, że nic go to nie obchodzi i że mogą trzymać Lincolna jak długo chcą.- Davis nagle zdał sobie sprawę, że może nie tylko nic nie zyskać, ale nawet dużo, bardzo dużo stracić. Kapitulacja i tak będzie bezwarunkowa, a zwycięscy Jankesi powieszą go jako zbrodniarza woje
– Widząc, że z jego pomysłowego planu nic nie wyjdzie, i nie mogąc jednocześnie zdecydować się na natychmiastowe zgładzenie Lincolna, postanowił odroczyć decyzję i załadował go na CSS Texas jako jeńca.- Davis miał nadzieję, że komandor Tombs przejdzie szczęśliwie przez jankeską blokadę, ocali złoto Konfederacji i przetrzyma Lincolna do czasu, kiedy będzie go można użyć jako argumentu przetargowego w negocjacjach z Północą. Bo Davis sądził, że prędzej czy później miejsce Stantona w Waszyngtonie zajmą politycy bardziej umiarkowani. Niestety, sprawy nie potoczyły się aż tak dobrze.
– Stanton upozorował zabójstwo prezydenta, a Texas zaginął na Atlantyku i przypuszczalnie zatonął – podpowiedział Pitt.
– No właśnie – potwierdził Perlmutter. – Więziony przez dwa lata po wojnie, Jefferson Davis nigdy oczywiście nie wspomniał o uprowadzeniu Lincolna, obawiając się wściekłego odwetu Jankesów na nim osobiście i na całej byłej Konfederacji.