Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 56 из 92

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Sara w myślach odliczała kolejne sygnały, czekając, aż ktoś odbierze. Ojciec nie cierpiał automatycznych sekretarek, ale po jej powrocie z Atlanty zdecydował się kupić aparat z sekretarką, żeby czuła się bezpieczniej. Kiedy więc po szóstym sygnale urządzenie się włączyło, usłyszała chrapliwy głos ojca proszący o zostawienie wiadomości.

Zaczekała na sygnał i powiedziała:

– Mamo, to ja…

– Sara? – rozległ się niespodziewanie głos Cathy. – Zaczekaj chwilę.

Doleciały ją ciężkie kroki matki, która pobiegła wyłączyć automatyczną sekretarkę stojącą na stoliku w ich sypialni na górze. W domu były tylko dwa aparaty, jeden w kuchni, podłączony dwudziestometrowym kablem, a drugi w sypialni rodziców, do której nie wolno im było nawet wchodzić, gdy obie wkroczyły w etap telefonicznego umawiania się z chłopakami.

Mimo woli obejrzała się na szkielet leżący na tym samym stole, gdzie jeszcze rano dokonywała oględzin zwłok Luke’a Swana. Hoss przywiózł trzy duże kartonowe pudła, żeby przetransportować w nich kości, i choć zrobiło to na niej piorunujące wrażenie, nie czuła się upoważniona, by kwestionować jego metody. Na miejscu pieczołowicie poskładała z powrotem szkielet, szukając jakichkolwiek punktów zaczepienia, które umożliwiłyby identyfikację zwłok. Zajęło jej to parę godzin, ale przynajmniej jednej rzeczy była całkowicie pewna: szkielet należał do dziewczyny, która bez wątpienia została zamordowana.

Po chwili matka odezwała się ponownie:

– Wszystko w porządku? Coś się stało? Skąd dzwonisz?

– Nic mi nie jest, mamo.

– Właśnie wróciłam ze sklepu. Wyskoczyłam, żeby kupić posypkę do babeczek.

Sarę ogarnęło poczucie winy. Matka piekła babeczki tylko wtedy, kiedy chciała jej się przypodobać.

– Ojciec znowu pojechał do Chorskesów – wyjaśniła matka. – Mały Jack po raz kolejny wrzucił do toalety całe pudełko kredek.

– Znowu?

– Znowu – odparła niczym echo matka. – Nie chciałabyś wrócić i pomóc mi przy polewaniu babeczek lukrem?

– Przykro mi, ale na dłużej utknęłam w Sylacaudze.

– Aha – mruknęła Cathy z rozczarowaniem przepełnionym dezaprobatą.

– Powstał pewien problem – zaczęła nieśmiało, zastanawiając się, czy warto matce wyjawić prawdę. W czasie pora

– To była jakaś bransoletka czy coś w tym rodzaju? – zaciekawiła się Cathy.

– Nie mam pojęcia. Wyglądało na złoty łańcuszek.

– Dlaczego schował go przed tobą?

– Dobre pytanie – mruknęła. – Cały dzień zmitrężyłam nad tym szkieletem.

– I co?

– Szwy ciemiączkowe w czaszce nie są jeszcze do końca zwapniałe. – Pochyliła się nad stołem i popatrzyła na zwłoki, zastanawiając się, z jakiego powodu krótkie życie dziewczyny zakończyło się tak tragicznie. – Podobnie główki kości długich nie zdążyły się jeszcze całkowicie wykształcić.

– O czym to świadczy?

– Że dziewczyna była bardzo młoda, mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat.

Cathy milczała przez chwilę, po czym mruknęła:

– Współczuję jej matce.

– Dzwoniłam już do szeryfa z prośbą, żeby sprawdził wszystkie zgłoszenia o zaginięciu młodych dziewcząt.

– I co?

– Jeszcze się nie odezwał. Prawdę mówiąc, od rana z nikim się nie kontaktowałam. – Przypomniała sobie, że nawet kierownik domu pogrzebowego, White, zamienił z nią ledwie parę słów, gdy razem z Hossem przywiozła szkielet. – Nie sądzę, żeby w takim małym miasteczku istniała bardzo długa lista osób zaginionych.

– Myślisz, że to świeża sprawa?

– Nie, raczej sprzed dziesięciu, może nawet piętnastu lat – odparła. – Przez ostatnie pięć godzin składałam szkielet. Mam wrażenie, że wiem, co spotkało tę dziewczynę.

– Bardzo cierpiała?

– Nie – skłamała Sara, mając nadzieję, że nie słychać tego w brzmieniu jej głosu. – W każdym razie nie jestem pewna, czy uda mi się jutro wrócić do domu.

– Zatem zostaniesz jeszcze z Jeffreyem, zgadza się? Przygryzła dolną wargę. Szybko zdecydowała, że skoro powiedziała aż tyle, równie dobrze może wyznać całą prawdę.

– Mam wrażenie, że im więcej złego dowiaduję się o nim od różnych ludzi, tym bardziej…

– Czujesz się z nim związana?

– Nie powiedziałabym tego.

– Chcesz go bronić?

– Mamo… – zająknęła się i po chwili dodała całkiem szczerze: – Sama nie wiem. Martwi mnie, że i wy jesteście tak bardzo przeciwni naszemu związkowi… I że tata aż tak bardzo nienawidzi Jeffreya…

– Pamiętam, że gdy miałaś cztery albo pięć lat… – zaczęła Cathy, a Sara jeszcze mocniej przygryzła wargi, spodziewając się kolejnego moralizatorskiego wykładu -…pojechaliśmy wszyscy nad zatokę, gdzie ojciec zabrał was obie na ryby, chcąc was wreszcie czymś zająć. Przypominasz sobie?

– Nie. – Pamiętała jednak wiele zdjęć z tamtych wakacji, więc miała wrażenie, jakby w jej głowie odżywały również zdarzenia.





– W każdym razie pozakładał wam na wędki gumowe atrapy przynęty, na które nabrały się tylko dwa kraby.

– Matka zaśmiała się głośno. – Z daleka słyszałam jedynie, jak ojciec ciągle na nie wrzeszczy, ponieważ zaciskały szczypce na tych przynętach i nie chciały puścić.

– Urwała na chwilę, jak gdyby chciała pobudzić ją do skojarzeń. – Próbował wszystkiego, nawet walił w nie młotkiem, ale bez skutku. Jak raz zacisnęły szczypce, to koniec, nie dało się z nimi nic zrobić. W końcu poodcinał żyłki z przynętami i wrzucił kraby z powrotem do morza.

Sara westchnęła głośno.

– Porównujesz mnie do takiego upartego kraba czy może jego do nic niewartej przynęty?

– Ciągle jesteś naszą małą dziewczynką – odparła Cathy. – W końcu przyjdziesz do ojca po pomoc, a on odetnie żyłkę z przynętą i uwolni cię od niechcianej zdobyczy.

– A ty?

Cathy znów się zaśmiała.

– Ja będę pełniła rolę młotka.

Sara aż nazbyt dobrze znała to podejście.

– Na razie wolę się kierować tym, co mi podpowiada intuicja.

– A co ci podpowiada?

– Że… – zająknęła się, mając już na końcu języka wyznanie, że kocha Jeffreya, ale nie umiała się przemóc, żeby powiedzieć to głośno.

Cathy chyba wyczuła przyczynę jej wahania.

– A co z twoim pieprzeniem się na okrągło?

Nie potrafiła dokładnie nazwać tego, co poczuła, gdy schronili się przed burzą w jaskini, podjęła jednak nieśmiałą próbę:

– Sama nie wiem dlaczego, ale nawet po tym wszystkim, co się tu stało, nadal mu ufam. Czuję się przy nim bezpieczna.

– To już poważna sprawa.

– Owszem. Podejrzewam, że znasz mnie lepiej, niż sądziłam.

– Chyba tak. – Cathy głośno westchnęła z rezygnacją. – Ale i ja powi

Sara zbyła tę uwagę milczeniem.

– W końcu nie mogę cię ochraniać przed całym światem.

– Bo wcale tego nie potrzebuję. Może i chciałabym, ale nie jest mi to potrzebne. – Chcąc nieco osłabić wrażenie, dodała: – Niemniej kocham cię za to, że zawsze jesteś gotowa mi pomóc.

– Ja też cię kocham, dziecino.

Sara pozwoliła sobie na głośne westchnienie, czując, że wszystko wali jej się na głowę. Zwykle w trudnych sytuacjach zaczynała marzyć tylko o tym, żeby znaleźć się przy matce w kuchni i słuchać jej gadania. Od wczesnego dzieciństwa traktowała matkę jak punkt odniesienia w swoim życiu. Teraz jednak marzyła wyłącznie o tym, by zasnąć z głową opartą na ramieniu Jeffreya. Sama była zaskoczona tą przemianą. Jeszcze nigdy dotąd nie myślała w ten sposób o żadnym chłopaku. Nawet gdy wydawało jej się, że kocha Steve’a Ma

– Muszę już kończyć, mamo – powiedziała. – Zadzwonię jutro, dobrze?

– Uważaj na siebie – odparła Cathy. – Zostawię ci kilka babeczek.

Zaczekała, aż matka odłoży słuchawkę. Chciała już zrobić to samo, gdy złowiła jakiś szum na linii, szmer czyjegoś oddechu, a dopiero potem pstryknięcie przerywanego połączenia.

Ktoś podsłuchiwał jej rozmowę.

Podeszła do drzwi i wyjrzała przez szybę na korytarz. Światła w domu pogrzebowym pogasły już dawno temu, kiedy White poszedł do domu. Wiedziała, że jest jeszcze stażysta o imieniu Harold, który mieszka w przybudówce nad garażem, White uprzedził ją jednak, że po godzinach chłopak zamyka się na cztery spusty i nie wychyla nosa na zewnątrz, chyba że musi pomóc przy transporcie zwłok.

Podniosła jeszcze raz słuchawkę i wcisnęła klawisz opatrzony nalepką z napisem „Służb.”.

Dopiero po szóstym sygnale rozległ się zaspany głos:

– Słucham.

– Harold?

– Aha. – Doleciał ją szelest, jakby stażysta usiadł w pościeli. Najwyraźniej go obudziła. Po chwili rzucił głośniej: – Halo!

– Nie podnosiłeś przed chwilą słuchawki telefonu?

– Co?

Postanowiła zacząć od początku.

– Mówi Sara Linton. Jestem jeszcze w sali sekcyjnej.

– Ach, tak… – mruknął. – Pan White mówił mi, że zostanie pani po godzinach. – Zamilkł i sądząc po odgłosie, ziewnął szeroko. – Przepraszam – bąknął, po czym syknął pod nosem: – Jezu…

Rozciągnęła kabel słuchawki na całą długość, żeby jeszcze raz wyjrzeć przez okienko w drzwiach na korytarz. Jakiś samochód skręcił na parking i po ścianach głównego holu przesunął się odblask świateł reflektorów. Przeszła szybko do okna i osłoniła oczy dłonią, żeby dojrzeć, kto przyjechał. Auto wykręciło na wolne miejsce obok jej bmw i stanęło, ale światła nie zgasły.