Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 34 из 92

– W jakimś stopniu ze względu na futbol, ale nigdy nie dają takiego stypendium zawodnikowi, który tylko grzeje ławkę rezerwowych. – Zaśmiała się i pokręciła głową, jakby sama nie wierzyła, że to sformułowanie przeszło jej przez usta. – Tylko nie mów Oposowi, że ci to powiedziałam, ale taka jest prawda. Tyle że gdy Jeffrey rozpoczął studia w Auburn, znienawidził futbol. Chciał odejść z drużyny, jednak Hoss go namówił, żeby został.

– A co szeryf miał z tym wszystkim wspólnego? Neli odłożyła widelec.

– Wiesz, dlaczego Jeffreya nazwano Spryciarzem?

– Łatwo się domyślić. Gospodyni prychnęła pogardliwie.

– Rzeczywiście jest sprytny, to trzeba mu przyznać. Ale przezwisko wzięło się stąd, że niezależnie od tego, w jakie kłopoty się wpakował, zawsze potrafił wykręcić się sianem.

– Jakie to były kłopoty?

– Och, nic poważnego, wziąwszy pod uwagę to, co zdarzyło się dzisiejszej nocy. Parę razy został przyłapany na kradzieży w sklepie albo podczas jazdy bez dokumentów samochodem matki, której podkradał kluczyki, gdy się upiła i zasnęła. Jego ojciec zaczynał pewnie od tego samego, kiedy był w jego wieku, to znaczy miał dziesięć czy dwanaście lat. Nie jesz już? – Sara pokręciła głową i Neli wzięła z jej talerza ostatniego racucha. – Jeffrey był na najlepszej drodze, żeby pójść w jego ślady, gdyby nie interwencja Hossa.

– I cóż on takiego zrobił?

– Zamiast pakować chłopaka na parę dni za kratki, kazał mu na przykład strzyc trawę na placyku przed posterunkiem. Kiedy indziej zabrał go na rozmowę z kilkoma zbirami, którzy akurat trafili do aresztu. Krótko mówiąc, napędził mu niezłego strachu. Robertowi także, ale on zawsze we wszystkim naśladował Jeffreya, więc gdy ten się ustatkował, Robert również.

– Całe szczęście, że napotkali Hossa na swojej drodze.

– Czasem takie rzeczy się zdarzają – mruknęła Neli, przysuwając kubek z kawą. – Zastanawia mnie tylko, skąd Jeffrey ma takie miękkie serce. Bo chyba sama to zauważyłaś?

Sara nie odpowiedziała, zachodząc w głowę, czy gospodyni na pewno dobrze go ocenia. Przecież wiele mogło się wydarzyć w ciągu sześciu lat jego nieobecności w mieście, a nawet w ciągu jednej nocy.

– Zawsze sądziłam, że zostanie nauczycielem, może trenerem szkolnej drużyny piłkarskiej. Bardzo się zmienił, gdy Jimmy dostał wyrok dożywocia i poszedł siedzieć. Może wstąpił do policji, aby jakoś zrekompensować to, że jego ojciec jest kryminalistą? A może chciał uszczęśliwić Hossa?

– Jak szeryf to przyjął?

– Pewnie byś nie uwierzyła.

Sara dostrzegła przez okno Jeffreya idącego w stronę domu. Pospiesznie wstała od stołu i rzuciła:

– Przepraszam, muszę się ubrać.

Jeffrey wszedł kuche

– Właśnie zamierzałam się ubrać – powiedziała Sara. Obrzucił ją przelotnym spojrzeniem i rzekł:

– I tak świetnie wyglądasz.

Wciąż miała na sobie cienką bawełnianą piżamę, w której wybiegła z domu jego matki.

– Jak się czuje Jessie? – zapytała Neli.

– Nieszczególnie. – Wskazał stojące na stole talerze i dodał: – Apetycznie pachnie.

– Nie wyszłam za Oposa, żeby gotować dla ciebie – mruknęła Neli, wstając od stołu. – W misce zostało sporo ciasta na racuchy, a jajecznica nie zdążyła jeszcze wystygnąć. Ja muszę sprawdzić, czy te głupie psy sąsiada nie powywracały misek z wodą.

Gdy wyszła, w kuchni zapadła grobowa cisza. Nie bardzo wiedząc, co z sobą począć, Sara znów usiadła przy stole. Miała wrażenie, że racuchy szybko rosną jej w żołądku. Resztka kawy w jej kubku była już całkiem zimna, zmusiła się jednak, żeby ją dopić.

Jeffrey włożył do ust plasterek smażonego boczku i nalał sobie kawy. Odstawił dzbanek na rozgrzany blat ekspresu, ale zaraz znów go zdjął i wyciągnął w jej kierunku z niemym pytaniem. Pokręciła głową, toteż odstawił go na miejsce, wziął drugi plasterek boczku i zapatrzył się na kran przy zlewie.

Sara podniosła widelec i w zamyśleniu zaczęła rysować esy-floresy w syropie rozlanym na talerzu, zastanawiając się, co powiedzieć. Doszła jednak do wniosku, że to on powinien się pierwszy odezwać. Odłożyła widelec, odchyliła się na oparcie krzesła i z rękoma skrzyżowanymi na piersiach popatrzyła na niego.

Odchrząknął nerwowo i zapytał:

– Co zamierzasz powiedzieć w czasie przesłuchania?

– A co powi

– Przepraszam. Nie powinienem był tego robić.

– Zgadza się, nie powinieneś – odparła, czując, że znów wzbiera w niej złość. – Przyznam otwarcie, że po tym, co usłyszałam od twojej matki, i po twoich groźbach, powi

Wbił wzrok w podłogę, do głębi zawstydzony. Chciał coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle, toteż jeszcze raz odchrząknął i wydusił z siebie:

– Nigdy w życiu nie uderzyłem kobiety. Przyjęła to w milczeniu.

– Prędzej odrąbałbym sobie ręce, niż miałbym coś takiego zrobić – dodał, w zakłopotaniu przygryzając wargi, jak gdyby nie mógł nad nimi zapanować. – Niemal każdego dnia widziałem, jak ojciec katuje matkę. Czasami doprowadzała go do furii, ale kiedy indziej robił to tylko dlatego, że mu na to pozwalała. – Odwrócił głowę i spojrzał za okno. – Wiem, że nie masz żadnego powodu, by mi wierzyć, ale naprawdę nigdy bym cię nie skrzywdził. Kiedy nadal nie odpowiadała, zapytał:

– A właściwie co powiedziała ci moja matka wczoraj wieczorem?

Nie odważyłaby się powtórzyć na głos jej słów.

– Nieważne – burknęła.

– Owszem, ważne – rzekł z naciskiem. – Przepraszam za nią. W ogóle przepraszam, że cię tu przywiozłem… – Kiedy odważył się zerknąć na nią, zauważyła, że ma zaczerwienione oczy. – Chciałem ci tylko pokazać… – Znowu urwał. – Do cholery, sam już nie wiem, co ci chciałem pokazać. Pewnie to, kim naprawdę jestem. Teraz już chyba widzisz. Wylazło szydło z worka.

Na chwilę zrobiło jej się go żal, ale natychmiast ofuknęła się w myślach.

Odsunął krzesło, na którym siedziała Neli, ustawił je jakiś metr od stołu bokiem do niej i usiadł.





– Dziś rano Bobby w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać.

Czekała w milczeniu na ciąg dalszy.

– Kiedy wszedłem do sali, właśnie się ubierał przed powrotem do domu. – Zamilkł na chwilę. Łatwo można było wyczuć, że walczy z poczuciem bezradności. – Powiedziałem, że chcę z nim porozmawiać, a on odrzekł krótko: „Nie”. Tylko tyle. Jakby miał coś do ukrycia.

– Może i ma. Zabębniła palcami o stół.

– Była z nim Jessie? – zapytała.

– Nie. Spała jeszcze, kiedy po drodze wpadłem do domu jej matki, by sprawdzić, jak się czuje.

Sara przygryzła wargi, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o swoich spostrzeżeniach.

– Śmiało – mruknął. – Zdradź wreszcie, co cię tak zaniepokoiło i co uszło mojej uwagi. – Wzburzony, uderzył otwartą dłonią w brzeg stołu. – Na miłość boską, przecież nie robię tego celowo, Saro. Niezależnie od upływu lat, Robert nadal jest moim najlepszym przyjacielem. Myślisz, że łatwo jest być gliniarzem w tej sytuacji?

Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Mrugnęła odruchowo, kiedy uderzył w stół, i ledwie się powstrzymała, żeby od razu nie wstać i nie wyjść. Tłumaczyła sobie, że to, iż Jeffrey wychowywał się wśród przemocy, jeszcze nie czyni z niego brutalnego człowieka, lecz mimo wszystko nie potrafiła już patrzeć na niego i

Musiał wyczuć jej nastrój, gdyż dodał znacznie łagodniejszym tonem:

– Proszę, nie patrz na mnie w ten sposób.

– Ja tylko… – zająknęła się. Odczekał chwilę.

– Co?

Spuściła głowę, nie czując się gotowa do tej rozmowy. Postanowiła zwrócić jego uwagę z powrotem na dręczącą ją sprawę i oznajmiła:

– Chcę jeszcze raz dokładnie obejrzeć ranę Roberta.

– Po co?

– Nie mam pewności, ale… – Zamilkła na chwilę, uświadomiwszy sobie, że jednak jest pewna. – Dostrzegłam ślady oparzenia poniżej otworu wlotowego po kuli.

– Nie masz pewności?

– Źle się wyraziłam. Jestem tego pewna, tylko chciałabym, żeby było inaczej.

Zaśmiał się gardłowo.

– Przecież z uporem zasłaniał ranę ręką.

– I wykorzystał podkoszulek, żeby rozmazać krew Wokół niej.

– Pozwolił ci obejrzeć ślady na podkoszulku? Pokręciła głową. Nie musiała tłumaczyć, że gdyby pocisk został wystrzelony z broni przytkniętej do ciała, ślady osmalenia musiałyby być doskonale widoczne na materiale.

– Podejrzewam, że w szpitalu już wyrzucili ten podkoszulek – rzekł.

– Albo Robert zrobił to sam.

– Niewykluczone. – Jeffrey pokręcił głową. – Gdyby tylko chciał ze mną porozmawiać, wyjaśnić, co się naprawdę stało…

– I co mamy teraz zrobić? Jeszcze raz pokręcił głową.

– Dlaczego nie chciał mi nic powiedzieć? Wolała mu nie podsuwać oczywistego wyjaśnienia.

– Jest całkiem prawdopodobne, że Luke Swan rzucił się za nim. Jego zwłoki leżały nie tak daleko od ściany.

– Jakiś metr, może półtora.

– A jeśli Robert go odepchnął? Swan mógłby wtedy przykucnąć albo nawet przyklęknąć.

– To prawda.

Zwróciła uwagę na wyczuwalne w jego głosie napięcie, kiedy na własną rękę próbował tłumaczyć postępowanie przyjaciela.

– Powiedzmy, że Swan usłyszał, jak Robert sięga po broń, dlatego skoczył za nim. Jeśli w tym momencie trzymał pistolet nisko z lufą uniesioną ku górze… – Zademonstrował przypuszczalną pozycję rabusia, wyciągając przed siebie rękę z palcami ułożonymi na kształt broni. – A kiedy postrzelił Roberta, ten wypalił mu prosto w głowę.

Sara próbowała znaleźć luki w tej poszlace. Przyznała jednak:

– To możliwe.

Popatrzył na nią z wyraźną ulgą.

– Lepiej zaczekajmy na wyniki sekcji zwłok, dobrze?

Na razie zachowajmy te domysły dla siebie. Może autopsja wykaże, co się naprawdę wydarzyło.