Страница 25 из 59
Wiedział, że wyzwanie zostało rzucone w chwili jego słabości i nieprzygotowania, wyczerpania po popołudniowym wysiłku. Zdawał sobie sprawę, że Ciemność nie rzuciłaby tego wyzwania, gdyby sądziła, iż może przegrać. Wiedział też, że Mrok wie, iż nie może go nie podjąć.
Delikatnie położył Rebeccę na łóżku i wysunął się spod jej wyciągniętej ręki. Poruszyła się i na wpół ocknęła, wołając go po imieniu. Nachylił się i lekko pocałował ją w czoło.
– Śpij, Pani – rzekł, czując słonawy smak na wargach. Dziś w nocy będzie czuwał nad jej bezpieczeństwem i jutro i przez całą wieczność, jeśli będzie mógł. Urzekła go swą jasnością od chwili, gdy ją ujrzał, a co Ciemność zrobiłaby takiej słodkiej prostocie…
Rebecca westchnęła i znów wcisnęła się w poduszki. Widziana oczami Evana promieniowała ciepłym, złocistym blaskiem.
Tom wszedł do wnęki i wskoczył na łóżko, sadowiąc się w swoim zwykłym miejscu, teraz zwolnionym.
– Pilnuj jej, maleńki – szepnął Evan. – Bądź przy niej podczas mojej nieobecności.
Tom podniósł łapę i zaczął wylizywać ją między pazurami. Evan nie musiał mówić mu, co ma robić.
Adept wyprostował się, ubrał się w mgnieniu oka, po raz ostatni dotknął wydatnej krzywizny biodra Rebeki, by utrwalić wspomnienie w pamięci, i ruszył ku Ciemności.
…ku zaułkowi spowitemu mrokiem nie tylko nocy. Usłyszał głosy i śmiech. Ostrożnie szedł naprzód.
– Nie… Błagam…
Evan potknął się, gdy fala Ciemności spadła na niego z hukiem, a potem zaczął biec.
U wylotu zaułka, pod słabym, czerwonym światłem migoczącego znaku wyjścia przeciwpożarowego:
Chłopiec, kilkunastoletni, pod ścianą, obie ręce przyciśnięte do twarzy i krew spływająca między palcami.
U jego stóp następny. Twarzą w rozszerzającej się kałuży.
Przed nim pięć roześmianych cieni z nożami.
Dalej dobrze ubrany mężczyzna, który rozłożył ręce i uśmiechnął się na powitanie. Był to uśmiech, który mógł zobaczyć tylko Evan.
– Nie jesteś już taki ładny, co, gówniarzu? – Jeden z cieni zbliżył się do chłopca dumnym krokiem i postukał go w bark tylcem noża. Ogolona głowa napastnika błyszczała w czerwonym świetle, które zabarwiało na fioletowo pokrywające ją tatuaże. – Zabawimy się trochę z tobą.
– Oto jestem – mruczała Ciemność. – Masz okazję skończyć ze mną.
Chłopiec zaskomlał, a jego jasne spodnie nagle pociemniały w kroczu.
– Hej! On się posikał! – Jednego z cieni wprawiło to w histeryczną wesołość.
– Niegrzeczny chłopiec – szydził i
– Mamy mu uciąć kutasa? – spytał pierwszy, zniżając czubek noża na wysokość szczytu plamy.
– Uciąć mu kutasa! – wrzasnęły cienie, entuzjastycznie przytakując.
– A może najpierw powinieneś czymś się zająć – zasugerował Mrok. Spojrzał na zegarek. – Proszę, pośpiesz się. Nie mam całej nocy.
Evan podszedł do przodu i wszedł w krąg cieni. Czuł, jak wzbiera w nim zimna furia na myśl o tak beztroskim niszczeniu ludzkiego życia po to, by go wciągnąć w potrzask. Nie mógł odmówić ocalenia chłopca.
– Patrzcie, patrzcie, co my tu mamy? – Wyczuwszy nową ofiarę, przywódca gangu odwrócił się i parsknął szyderczo. – Jakiś pieprzony biały rycerz przybywający z odsieczą?
Pozostali roześmiali się i krąg wokół Evana zamknął się. Przyjemność czerpana z zadawania bólu biła w niego falami, otaczała go i izolowała, a po pewnym czasie go osłabi.
– Proszę – powiedział cicho, otwierając dłonie i rozkładając ręce – puśćcie chłopca. Odłóżcie noże. Wyzwólcie się spod władzy Ciemności. – Wszystkim istotom zdolnym do dokonania wyboru należało go umożliwić.
– Zawrócić z drogi Ciemności? – Przywódca zbliżał się, luźno obejmując nóż prawą dłonią. – Panowie, trafił nam się jakiś pierdolony księżulo.
– Wygląda jak pedał – zauważył bandzior ze swastykami wytatuowanymi na obu policzkach.
– Jemu odetnijmy kutasa! – Trzeci głos wybił się ponad pozostałe i prawie załamał z podniecenia.
Tamtego popołudnia Evan oddał się stadionowi pełnemu wzburzonych ludzi, przypomniał im o Światłości i pomógł przegnać Ciemność. Ta piątka mężczyzn, których miał przed sobą, jedynie zmrużyła oczy w blasku i mocniej ścisnęła broń. Nie było w nich już żadnej Światłości, do której mógłby się odwołać.
Kątem oka dostrzegł ostrze noża i uchylił się. Kiedy stal prześlizgnęła mu się po włosach, wbił łokieć w brzuch napastnika. Lepki od krwi obcas wysokiego buta nieomal trafił go w kolano, wtedy Adept uderzył przywódcę gangu i przewrócił na ziemię.
– A to skurwysyn! – wrzasnął wódz, z trudem podnosząc się na nogi. – Załatwić go!
Oparty o mur zaułka Mrok śmiał się.
To ra
Z zaciśniętych rąk Evana buchnęło oślepiające światło.
Po tym walka skończyła się bardzo szybko.
– Wygnawszy zaś człowieka – rzekł Adept Mroku, prostując się – Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia.
Evan westchnął i wciągnął słup światła z powrotem do swego wnętrza.
– Jeśli życzysz sobie cytatu – powiedział zmęczonym tonem, przecierając twarz dłonią: – Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.
– Bowiem oto ciemności okryją ziemię, a ludzkości mrok jeszcze gęstszy.
– To zaledwie połowa cytatu – zauważył Evan.
Adept Mroku wzruszył ramionami.
– Zapomniałem reszty. – Z wdziękiem wyszedł na środek zaułka w przekonaniu, że Światłość do tego stopnia wyczerpała siły, że nie stanowi już zagrożenia. Fakt, że posiadała ich tyle, by rozprawić się z bandą opryszków, zaskoczył go nieco. Wiedział, że uspokojenie mas na stadionie uczyniło ją niemal bezbro
Adept uśmiechnął się szeroko i szybko zasłonił się ramieniem. Wraz z tym ruchem znikło całe jego zmęczenie. Srebrne bransolety zatrzymały bicz mocy Mroku i roztrzaskały go na tysiąc niegroźnych kawałeczków. Evan nie widział, dlaczego tak szybko wróciło mu tyle sił – może na tym świecie było więcej dobra, niż się spodziewał – lecz rozkoszował się przybytkiem mocy. Ciemność czeka przykry wstrząs. Szybko cisnął tuzin błyszczących dysków i uśmiechnął się drapieżnie, gdy jeden z nich przedostał się przez pośpiesznie wzniesioną barierę i Adept Mroku krzyknął z bólu. Z płonącymi oczami i uniesionymi dłońmi Evan zbliżył się do pustego miejsca. Był w zaułku sam z ra
Evan sięgnął zmysłami tak daleko, jak pozwalała mu na to odwaga, lecz uciekający Adept Mroku nie zostawił po sobie śladu.
Szloch wydobywający się z krtani niewi
Schylił się i łagodnie poklepał chłopca po ramieniu, dodając mu otuchy i uśmierzając ból.
– Richard nie żyje – usłyszał szept spoza okrwawionych palców.
– Tak.
Orzechowe oczy o posklejanych rzęsach spojrzały na niego z dołu.
– Czy możesz sprawić, aby wrócił?
– Nie.
– Ale sprawiłeś, że tamci – głos załamał się – znikli.
– To prawda – przyznał Evan. – Jednakże nie potrafię pokonać śmierci.
Bariera rąk opadła. Jedna z nich spoczęła lekko na sztywniejących plecach Richarda. Chłopiec miał nie więcej niż piętnaście lat, a może nawet i tylu nie miał. Z rozcięcia na policzku wciąż powoli sączyła mu się krew.
– Kim jesteś?
– Wojownikiem walczącym z Ciemnością, Matthew. – Chłopiec nagle podniósł głowę na dźwięk swego imienia.- Jakim i ty stałeś się tej nocy. Ta blizna będzie znakiem wojownika. Noś ją z dumą.
Matthew klęczał samotnie.
– Noś ją z dumą, pewnie – parsknęła pani Ruth, wyłaniając się z cienia człapiącym krokiem. – I to ma być cała cholerna pomoc? Ci mężczyźni!
Matthew drgnął i szybko się odwrócił. Kiedy ujrzał niską, krępą sylwetkę bezdomnej kobiety, która mozolnie ciągnęła za sobą przeładowany wózek ze sklepu, strach malujący się na jego twarzy przeszedł w osłupienie.
– Kim…
– Jedynie kimś, kto zbiera resztki, koleś. Niech no ja spojrzę na tę twarz. – Uszczypnęła go w podbródek, chłopiec spróbował się uchylić, ale nie z bólu. Buchający prosto na niego oddech czuć było cebulą i czosnkiem. – Szybka pomoc lekarska i może w ogóle nie zostanie śladu. Znak wojownika. Akurat.
– Co… – Matthew chciał odwrócić oczy, lecz nie mógł nimi poruszyć. Niespodziewanie zabrakło mu sił. Oczy starej kobiety były czarne i głębokie i chłopiec miał przedziwne wrażenie, że gdzieś spada.
– Teraz pójdziemy stąd i wezwiemy policję. Powiesz im, jak ci źli chłopcy przyparli ciebie i twojego przyjaciela do muru i jak uciekli, gdy zobaczyli, że wchodzę do zaułka. Nie wiem, może sądzili, że jestem z Królewskiej Ko
Matthew pozwolił, by pomogła mu wstać. Stara kobieta i mocno wsparty na jej ramieniu chłopiec ruszyli w stronę ulicy. Chłopak widział opryszków, noże, upadek Richarda, słyszał hałas wywołany pojawieniem się bezdomnej kobiety, obserwował szydercze twarze znikające w ciemności.
– Dlaczego… – Popatrzył na swoje ręce. Były zalane krwią. – Dlaczego nic nie czuję?
– To wstrząs. – Pani Ruth mocniej objęła go w pasie. – Tylko nie upadnij mi, koleś. Jestem za stara, żeby cię znów podnieść.
Dotarli do telefonu i Matthew jakoś zdołał wybrać numer policji. Drżącym głosem opowiedział historię, jaką podała mu pani Ruth, gdy tymczasem bezdomna kobieta kiwała głową z aprobatą.