Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 99 из 108

– Technicy RAF, którzy przygotowują samolot dla pańskich przyjaciół na lotnisku Gatow, wykryli w czasie próby silników poważny defekt układu elektrycznego. Niech mi pan wierzy, to naprawdę nie jest żaden podstęp. Oni robią wszystko, żeby jak najszybciej doprowadzić maszynę do porządku. Ale może nastąpić opóźnienie odlotu o dwie godziny.

– Jeśli to jest trik, zapłaci za to przede wszystkim pański kraj. To na waszych plażach wyląduje sto tysięcy ton ropy.

– To nie jest żaden trik – powtórzył Grayling z naciskiem. – Przecież pan wie, że w każdym samolocie zdarza się od czasu do czasu jakiś defekt. Pech chciał, że zdarzyło się to właśnie teraz w tej maszynie. Ale naprawią to, może już nawet naprawili. Jeszcze trochę cierpliwości, panie Swoboda.

Drake namyślał się przez chwilę.

– Dobrze, ale za to muszę mieć cztery niezależne potwierdzenia startu od reporterów czterech rozgłośni: Głosu Ameryki, Deutsche Welle, BBC i RFI z Paryża. Wszystko po angielsku, najdalej pięć minut po starcie samolotu.

W odpowiedzi Graylinga dał się wyczuć ton ulgi:

– Natychmiast poproszę dowódcę bazy RAF w Gatow, aby pozwolił reporterom tych czterech stacji obserwować przygotowania do startu i sam start.

– Musi na to pozwolić – powiedział Drake. – A jeśli chodzi o termin, daję wam dodatkowo trzy godziny. Te sto tysięcy ton ropy zaczniemy wypompowywać do morza w południe.

Połączenie urwało się z suchym trzaskiem.

W niedzielę rano premier Beniamin Goleń był, jak zwykle, w swoim urzędzie w Jerozolimie. Szabas już się skończył – zaczął się normalny dzień pracy. W Europie Zachodniej była dopiero ósma, tutaj już dziesiąta.

Zaledwie holenderski premier odłożył słuchawkę po rozmowie ze Swobodą, a już agenci izraelskiego wywiadu Mossad, czuwający w małym mieszkaniu w centrum Rotterdamu, zaczęli przekazywać najnowsze wieści z “Freyi” wprost do Jerozolimy. Przez ponad godzinę okupowali specjalne połączenie dyplomatyczne. Zapis tych raportów i rozmów przyniósł Golenowi jego osobisty doradca do spraw bezpieczeństwa. Premier czytał pospiesznie.

– O co mu właściwie chodzi? – spytał.

– Zabezpiecza się przed ewentualnym oszustwem. Bo to nie byłoby takie trudne podstawić dwóch podobnych ludzi zamiast Miszkina i Łazariewa.

– A więc ktoś tutaj, w Izraelu, ma stwierdzić ich tożsamość?

– Tak, ktoś, kto będzie na tarasie widokowym. Najwyraźniej mają i tutaj jakiegoś wspólnika, który zna tych ludzi z widzenia. A bardzo możliwe, że również oni, Miszkin i Łazariew, potrafią tego człowieka rozpoznać.

– I co potem?

– Potem on przekaże zapewne przez rozgłośnie radiowe sygnał, który dla tamtych na “Freyi” będzie oznaczał, że ich przyjaciele rzeczywiście dotarli bezpiecznie do Izraela. Jeśli ten sygnał się nie pojawi, uznają, że zostali oszukani, i zrobią swoje.

– Więc mówi pan, że musi tu być jeszcze jeden? Tu, w Izraelu? Nie podoba mi się to! – zirytował się premier. – Rozumiem, że musimy się zabawić w gości

Na “Freyi” ten poranek ciągnął się śmiertelnie wolno. Drake co piętnaście minut przebiegał całą skalę swojego odbiornika, zatrzymując się zwłaszcza na angielskich komunikatach Głosu Ameryki i serwisu światowego BBC. Ich treść była jednak ciągle taka sama: naprawa zepsutego silnika Belfra przedłuża się.

Krótko po dziewiątej wpuszczono na teren bazy Gatow czterech korespondentów, którzy zgodnie z wolą Drake'a mieli być świadkami startu. Pod eskortą żandarmów zaprowadzono ich do kasyna oficerskiego, tam poczęstowano kawą i ciastkami. Mieli stąd bezpośrednie połączenie telefoniczne ze swoimi berlińskimi agencjami, które utrzymywały teraz stałą łączność z głównymi rozgłośniami czterech krajów.

“Cutlass”, “Sabre” i “Scimitar”, ukryte w cieniu krążownika “Argyll”, spokojnie kołysały się na kotwicach. Na pokładzie pierwszego major Fallon zarządził odprawę dla swoich dwunastu komandosów z SBS.

– Musimy liczyć się z tym – powiedział – że władze wypuszczą tych łobuzów z Berlina. Za godzinę lub dwie wystartują, za następne cztery albo pięć będą w Izraelu. Jeśli tak, to nasze tutejsze ptaszki będą próbowały ulotnić się z “Freyi” wieczorem albo w nocy. Na razie nie wiadomo, w którą stronę popłyną, ale pewnie do Holandii. Mają z tamtej strony zupełnie puste morze. Eksperci z Marynarki Królewskiej oceniają, że ten mały oscylator nie może mieć większego zasięgu niż trzy mile. Jak tamci będą już trzy mile od tankowca, saperzy z marynarki popłyną na “Freyę”, żeby rozbroić ładunki. A my wtedy dobierzemy się do tych drani. Tylko od razu zapamiętajcie sobie wszyscy, że Swoboda jest mój! Zrozumiano?

Zgodnym potakiwaniom towarzyszyło parę groźnych uśmiechów. Działanie było dla nich sensem życia. Tymczasem już trzy dni trzymano ich na uwięzi. Jeszcze bardziej zaostrzyło to ich łowieckie apetyty.





– Ich kuter jest znacznie wolniejszy od naszych łodzi – ciągnął Fallon. – Co prawda będą mieli osiem mil przewagi, ale obliczyłem, że i tak dopadniemy ich na cztery mile przed brzegiem. Nimrod i “Argyll” podadzą nam dokładne namiary. Jak będziemy już blisko, włączymy wszystkie reflektory. I wykończymy ich. Dostałem wiadomość z Londynu, że nikt nie chce ich mieć żywych. Nie pytajcie, dlaczego. Może po prostu za dużo wiedzą i lepiej, żeby milczeli. My mamy swoje zadanie… i wykonamy je.

Pięć mil od Fallona komandor Mikę Ma

Narkotyk, którym Munro naszpikował Łazariewa i Miszkina, przestał działać za kwadrans dziesiąta. Jednocześnie ruszyły zegary, które Munro pozostawił w obu celach. Wskazówki podjęły swoją powolną wędrówkę wokół tarcz. Miszkin potrząsnął głową i przetarł oczy. Był nieco se

Munro przeszedł do hangaru, gdzie sierżant Barker wciąż jeszcze z uporem majstrował we wnętrzu silnika Belfra.

– Jak idzie robota, panie Barker? – spytał.

Stary mechanik wydostał się z czeluści silnika i popatrzył na cywila z wściekłością.

– Czy mogę spytać, sir, jak długo jeszcze mam tu strugać wariata? Przecież ten silnik jest bez zarzutu.

Munro popatrzył na zegarek.

– Jest dziesiąta trzydzieści. Dokładnie za godzinę zechce pan zadzwonić do pokoju załóg dyżurnych i do kasyna oficerskiego z meldunkiem, że maszyna jest gotowa do startu.

– Rozumiem, sir, o jedenastej trzydzieści – powiedział z rezygnacją sierżant Barker.

W areszcie Łazariew spojrzał znowu na zegar. Wskazywał już dziewiątą, choć więzień był przekonany, że od chwili jego wejścia do celi nie minęło więcej niż pół godziny. Jakoś szybko zleciała ta godzina. – pomyślał, ale nie zdziwił się zbytnio. Wiedział już, że poczucie czasu w więzieniu, zwłaszcza w pojedynczej celi, bywa zawodne. Niezawodne są tylko zegary – więc trzeba im ufać. Ani jemu, ani Miszkinowi nie przyszłoby nigdy do głowy, że te zegary chodzą dwa razy szybciej od normalnych. W ten sposób nadrabiały poprzednią stuminutową bezczy

O jedenastej do burmistrza Berlina Zachodniego zadzwonił z Hagi premier Jan Grayling.

– Co tam się dzieje, panie burmistrzu?

– Nie wiem – odpowiedział z rozpaczą w głosie berliński dostojnik. – Brytyjczycy twierdzą, że już prawie zreperowali ten przeklęty silnik. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie wzięli sprawdzonego odrzutowca Brytyjskich Linii Lotniczych i nie skorzystali z cywilnego lotniska? Przecież zapłacilibyśmy za ten dodatkowy rejs do Izraela, nawet gdyby miało być tylko dwóch pasażerów.

– No cóż – westchnął Grayling – chciałbym tylko przypomnieć panu, że ci szaleńcy na “Freyi” mają zamiar wypompować sto tysięcy ton ropy. Jeśli do tego dojdzie, cała odpowiedzialność spadnie na Brytyjczyków. Takie jest stanowisko mojego rządu.

– W pełni podzielam to stanowisko – padła odpowiedź z Berlina. – I ma pan rację, nazywając to wszystko szaleństwem.

O jedenastej trzydzieści sierżant Barker zamknął pokrywy silnika i zszedł po drabinie na podłogę hangaru. Podszedł do ście

– Gotowe, sir – zameldował mechanik.

Oficer RAF odłożył słuchawkę i zwrócił się do wszystkich zgromadzonych w pokoju ludzi; byli wśród nich naczelnik więzienia moabickiego i czterej reporterzy radiowi, czuwający przy telefonach.