Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 60 из 62

Rozdział VIII

O wielu sprawach tu nie napisałem. Nie napisałem, na przykład, zbyt wiele o Konfederacji. Skoro poświęcam tyle uwagi Familii, to symetria nakazywałaby skupić porównywalną uwagę na księdzu Rydzyku, Giertychach, „Głosie” czy „Naszej Polsce”. Ale co mi po symetrii? Symetria, jak słusznie zauważył pewien malarz, jest estetyką głupców. A w sferze idei symetria jest, obok idiotycznej zasady „prawda zawsze leży pośrodku”, głównym intelektualnym wyposażeniem półinteligenta. Jak wczoraj komunizm, to dziś katolicyzm. Jak socjalizm był utopią to liberalizm też musi być utopią. Jak wczoraj Moskwa, to dziś Bruksela, Waszyngton, Watykan, Tel Awiw, w każdym razie musi być symetrycznie, bo tak idiota rozumuje.

Konfederacji dostaje się wystarczająco od i

No, z osobistych urazów godnym podjęcia jest jeden, wynikający z mojej rodzi

Dmowski jako pierwszy dostrzegł naród polski, zdefiniował jego interesy, zdefiniował zasady polityki, wyznaczając drogę realizowania tych interesów – i to właśnie powi

Z dwóch ojców założycieli naszej niepodległości w roku 1918 Dmowski był znakomitym teoretykiem, który ze swej teorii wyciągnął, niestety, fatalne wnioski w praktyce – Piłsudski zaś wybitnym praktykiem, na skutkach działań którego fatalnie zaciążyło zaniedbanie teoretycznej refleksji. Z nich dwóch Dmowski nie doczekał się dotąd sprawiedliwości.

Po części sprawiło to, że do jego tradycji przyczepiła się taka ekipa, że, jak pozwoliłem sobie kiedyś ku jej oburzeniu napisać, i jak tu powtórzę raz jeszcze, gdyby sam Dmowski mógł dzisiejszych neodmowszczan zobaczyć, pewnie by na ich widok zwymiotował. Dzisiejsza neodmowszczyzna, silny nurt Konfederacji, z politycznej myśli Dmowskiego nie rozumie nic a nic. Bliższa jest głupocie patriotyzmu mistycznego, w typie powstańczym, z którym Dmowski w całej swej działalności zajadle wojował, widząc w nim szkodliwe szaleństwo niszczenia narodowej substancji. Neodmowszczyzna zamiast sposobu rozumowania patrona podchwyciła właśnie jego starcze obsesje – wyżywa się w wojowaniu z masonami, Żydami i kapitalizmem. Tylko że Dmowski opowiadał się za kontrolą rządu nad gospodarką, bo wierzył – i w świetle tego, co wiedziano we wczesnych latach trzydziestych, miał prawo wierzyć – że państwowa gospodarka lepiej sprzyja industrializacji, bardziej efektywnemu wykorzystaniu zasobów i budowaniu gospodarczej siły państwa, będącego z kolei podstawą siły narodu. Natomiast jego, pożal się Boże, uczniowie domagają się większej roli rządu w gospodarce po to, aby skromne narodowe zasoby tym bardziej trwonić na dotowanie niepotrzebnych narodowi reliktów sowieckiego kompleksu zbrojeniowego, na podtrzymywanie wegetacji skansenu rozdrobnionego rolnictwa i sponsorowanie byczących się degeneratów, których, prawdę mówiąc, w interesie narodu byłoby raczej eutanazować (i zresztą robi się to, w cywilizowany sposób, pozwalając na masową produkcję i sprzedaż siarkowanego zajzajeru na bazie soków owocowych i podejrzanej jakości spirytusu, żartobliwie nazywanego w Polsce winem). Jako wnuk zagorzałego endeka, na tych pseudoendeków nie umiem patrzeć bez irytacji, ani tym bardziej puszczać mimo wygadywanych i wypisywanych przez nich bredni. Nadają się w sam raz do wojowania z pederastami i nieudacznymi artystami, i zresztą w tym się czują najlepiej.

Ale to sprawy marginalne. Spory o Dmowskiego i Piłsudskiego nie mają dla dzisiejszej Polski żadnego praktycznego znaczenia. Twierdzenie śp. Redaktora, jakoby Polską ciągle władały ich trumny, mam za przejaw jego wyjścia z czasu rzeczywistego w ostatnich latach życia. Właściwie to bez sensu, że nie oparłem się pokusie wtrącenia tutaj powyższej dygresji; nie miała ona większego znaczenia, poza nabiciem objętości książki, od której w końcu zależy moje honorarium.

Chcieliście Polski, no to ją macie, pisał pewien poeta. Mamy więc Polskę. Mamy Polskę, która wprawdzie dawno już straciła opinię lidera przemian, ale wciąż zaliczana jest do pierwszej ligi w swoim regionie – za Słowenią, Czechami, Węgrami i Estonią, ale przed pozostałymi. Polskę, która należy do NATO, choć dwa tysiące żołnierzy w Iraku, bez ciężkiego sprzętu, korzystających z amerykańskiego transportu i w większej części opłacanych przez amerykańskiego podatnika, to, jak nieopatrznie wypsnęło się stosownemu ministrowi, wszystko, na co nas stać. Polskę, która należy do Unii Europejskiej, chociaż, zmarnowawszy ogromną część swojego budżetu na bzdury, nie umie znaleźć pieniędzy na współfinansowanie inwestycji infrastrukturalnych, do których Unia gotowa była dołożyć się w połowie, i tym samym nie wyciąga ze swego członkostwa takich korzyści, jakie by wyciągnąć mogła. Polskę, w której rozwija się wolna przedsiębiorczość, ale też Polskę zamienioną w, jak to nazwał profesor Winiecki, urzędniczy gangland, w której rozchamiona biurokracja najbezczelniej w świecie wymusza od przedsiębiorcy, a i od zwykłego obywatela pragnącego, na przykład, postawić sobie dom, bandyckie haracze, pod grozą przewlekania w nieskończoność idiotycznych procedur, nękania nieustającymi inspekcjami, złośliwego interpretowania wzajemnie sprzecznych i mętnie sformułowanych przepisów czy blokowania wymaganych prawem zezwoleń – choćby najprostszą, stosowaną na co dzień metodą nieodpowiadania na podania, na które urząd teoretycznie ma obowiązek odpowiadać w ustawowym terminie; tylko że za niewywiązywanie się z tego obowiązku nic urzędnikowi nie grozi, podczas gdy prosty obywatel, po dawnemu bezbro

Mamy Polskę zalewaną wzbierającymi potokami coraz to nowych ustaw, przepisów i zarządzeń. W roku 1989, ostatnim roku istnienia zbiurokratyzowanego ponad wszelki rozsądek peerelu ostatnia ustawa opublikowana w Dzie

Mamy Polskę ze śmiechu wartą, ale wciąż oficjalnie „bezpłatną” służbą zdrowia i katastrofalnie złym, ale naturalnie wciąż państwowym i „bezpłatnym” szkolnictwem. No i, co najgorsze, Polskę ogarniętą całkowitym politycznym bezwładem. Nie sposób przepchnąć przez parlament jakiejkolwiek sensownej reformy, bo partie licytują się w demagogii i obietnicach bez pokrycia, kto lepiej się przypodoba najbardziej tępej części elektoratu, uważając, nie bezpodstawnie, że to właśnie ta jego część jest kluczem do politycznego sukcesu.