Страница 6 из 64
Z otwartych ust Wondena wydobył się charkot, by po chwili przerodzić się w obłędny krzyk. Zwinął się, waląc głową o pulpit sterowniczy.
Tonaki chciał mu zerwać z głowy obręcz łącznikową z tempaxem. Jeden z techników chwycił go za rękę.
– Nie! To go może zabić!
Wonden wył z bólu. Tonkaia, który nieraz asystował przy ostrych przesłuchaniach, przeszedł od tego krzyku dreszcz. Nigdy nie słyszał niczego podobnego. Usiłował chwycić i unieruchomić rzucającego się w fotelu telepatę.
– Trzymajcie go! – wrzeszczał, nie słysząc własnego głosu. – Wyłączcie to, do kurwy nędzy!
Szef ekipy zwijał się w przerażeniu wokół. Zrywał pokrywy i dłubał pod nimi wywołując krótkie, ostre spięcia.
Tonkai zrozumiał. Tamten musiał poodłączać emitery. Musiał to zrobić jak najdelikatniej, żeby nie zabić połączonego z tempaxem człowieka. Trzech techników rzuciło mu się do pomocy. Dwóch pozostałych usiłowało wraz z Tonkaiem utrzymać szarpiącego się i zwijającego Wodena. Mijały sekundy, Wonden osłabł, jego krzyk znowu zmienił się w charkot.
– Teraz! – krzyknął szef techników. – Dwa, jeden, już!
Ciało telepaty zmiękło nagle i bezwładnie osunęło się na fotel.
– Ambulans! Natychmiast!
Zgrzyt drzwi, szybkie kroki w korytarzu, krzyk, przekazywane z ust do ust komendy. Tonkai zerwał z głowy Wondena obręcz i pochylił się nad wykrzywioną, obrzmiałą twarzą.
– Żyje – wy dyszał z ulgą jeden z techników.