Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 41 из 46

Perhat uświadomił sobie, że jego karabin płonie właśnie w kabinie traka razem z ciałem Wieniczki. Nie miał nawet noża. Mógł co najwyżej rzucić się na napastników z gołymi pięściami.

Ale choćby i miał broń, prawdopodobnie nie użyłby jej. Nie z rozsądku. Ze strachu. Zawsze był przekonany, że to uczucie nie jest mu znane, i rzeczywiście, nie było, ale widocznie teraz wszystko się pozmieniało. Nie chciał umrzeć. Nie teraz. Nie dzisiaj. Za nic. Nie chciał.

I znowu, jakby znalazł się poza swoim ciałem, jakby patrzył na wszystko nie dość, że z daleka, to jeszcze przez odwróconą lunetę. Widział, jak grupa bandziorów, nie zważając na nic, w pośpiechu nosi do szpitalnego furgonu jakieś skrzynie. Widział, jak jeden ze zbirów wywrzaskuje coś i wywija karabinem, popychając Jacqueline na ziemię, twarzą w czarny żużel. Ruszył odruchowo w jego stronę, ale w tym samym momencie jak spod ziemi wyrosła przed nim postać, którą miał potem jeszcze wiele razy oglądać w se

Realizator w wozie transmisyjnym nie stracił zimnej krwi i nie pozwolił, aby taniec ognistego robaka wyszedł z kadru dłużej niż na sekundę. Kamerzysta, który pokazywał Jacqueline zdołał chwycić w obraz podjeżdżającą do szpitalnego furgonu ciężarówkę. Zanim rzucono go wraz z i

W centrum emisji w Pontoise dyżurowało w tym momencie troje pracowników. Kierownik zmiany nazywał się Pierre Buyoma i był człowiekiem obdarzonym refleksem, niezbędnym przy tym zajęciu. Specyfika jego pracy polegała na tym, że można było przekiwać dziesiątki nudnych dyżurów, przysypiając w fotelu, ale kiedy nagle coś się zaczynało dziać, kiedy trzeba było błyskawicznie organizować couerage nowej sprawy, spinać się z i

Buyoma nie miał nawet chwili na zastanowienie. W sekundę po tym, jak wóz Piątka, uderzony w burtę strumieniem ognia, stanął na bocznych kołach, kierownik zmiany był już przy głównym terminalu i popędzał krzykiem swoich podwładnych.

Pierwszą rzecz, jaką zmiana emisja musiała teraz zrobić, stanowiło przygotowanie materiału dla i

Buyoma od razu ocenił, że wszystko, czym dysponuje, i tak nie wystarczy. W chwili, gdy NewsNet i jego mutacje puszczą przez centra sieci światowej trajlery bieżącej transmisji, liczba zgłaszających się po jej odbiór zacznie rosnąć w postępie geometrycznym, a każdy nowo włączający się w program będzie chciał obok bieżącej transmisji ściągnąć zapis archiwalny. Toteż rozpocząwszy rutynową procedurę i pozostawiwszy jej kontynuowanie komputerowi, Buyoma przeskoczył do drugiego terminalu i zajął się wyszukiwaniem oraz bukowaniem na przewidywane potrzeby transmisji każdego wolnego obszaru publicznej infostrady i sieci komercyjnych, jaki udało mu się znaleźć. W ciągu dwóch minut podbił w ten sposób cenę gigabajta na najbliższych węzłach o pięćdziesiąt procent, ale szukał dalej, przekonany, zresztą słusznie, że wkrótce i tak okaże się, iż wziął wszystko za bezcen.

To była pierwsza sprawa – zapewnić oczekiwanym klientom dostęp do materiału, zanim zdoła to zrobić na swoje konto któraś z sieci podnajmujących ich sygnał. Drugą sprawą było jak najszybsze opracowanie tego materiału. Podczas, gdy pierwszym zajmował się Buyoma, nad drugim pracowała już jedna z jego podwładnych. W jej przypadku najpilniejsze było wywołanie z pamięci centrum YiMakera, programu opracowującego obraz i ścieżkę dźwiękową, oraz poddanie jego wstępnej, szybkiej obróbce zapisu eksplodującej ciężarówki Piątka, tak aby sieci informacyjne mogły w swych zasobach umieścić obraz już należycie przetworzony, kasujący rozmachem i widowiskowością wszystko, co w tym samym czasie mogła zaoferować konkurencja. Potem oczywiście, gdy będzie na to czas, gdy już znajdą i w trybie pilnym posadzą do pracy ludzi, ten wstępny obraz zostanie opracowany jeszcze raz, już z maksymalną pieczołowitością. YiMaker od chwili uruchomienia działał na kilku poziomach – oprócz przygotowywania zapisu archiwalnego, przejął również bieżącą transmisję i automatycznie przekształcał ją zgodnie z posiadanymi instrukcjami. Od chwili, gdy Buyoma potwierdził stosowną decyzję przyciśnięciem w swoim panelu migoczącej ikony, ta właśnie wersja stała się podstawowym sygnałem ładowanym do sieci. Ponieważ była ona nieznacznie opóźniła w stosunku do sygnału bazowego, zmiana ta natychmiast dała się zauważyć na monitorach centrum. Kilka z nich pokazywało dalej ten sam obraz, większość powtarzała go z krótką zwłoką.

Trzeci z dyżurnych pracowników centrum miał jeszcze chwilę na przygotowanie się do prawdziwej pracy. W przeciwieństwie do pozostałych, nie należał on do obsługi programu, ale do liczącego niemal połowę pracowników DCI 6 accountingu zajmującego się marketingiem, reklamami i całą finansową stroną firmy. Jego zadaniem było należyte wyzyskanie wzrostu oglądalności. Wyspecjalizowane ośrodki Skorupy bezusta

Kiedy Buyoma mógł wreszcie pozwolić sobie, aby poświęcić część uwagi obrazowi na monitorach, tknęła go potworna obawa, że teraz nie stanie się już nic więcej. Przez pole widzenia kamer przebiegali uzbrojeni ludzie, układający jakieś skrzynie i łączący je kablami, mikrofony głuchły od kanonady i nieartykułowanych okrzyków, ale wszystko to było tylko migotaniem przypadkowych scen, nie składało się w żadną całość, mogącą przykuć na dłużej uwagę widza. Kierownik zmiany emisyjnej poczuł zbliżającą się panikę. Jeśli mylnie ocenił sytuację, jeśli transmisja teraz nagle się urwie, zostaną na lodzie z astronomicznymi rachunkami za poblokowane niepotrzebnie porty Skorupy.

Ale zanim Buyoma zdążył się tej panice poddać, na ekranie, w miejscu, gdzie wcześniej była Jacqueline, pojawił się Claude. Był blady i zagryzał kąciki warg, ale wyraźnie zdążył się już jako tako pozbierać. Wszedł przed kamerę niepewnym krokiem, prowadzony pod lufą przez faceta o mordzie tak bandyckiej, że żaden hollywoodzki specjalista od castingu nie zdołałby znaleźć lepszego.

– Proszę państwa… Kochani – zaczął drżącym z poruszenia głosem Claude. – Nie wiem, czy mnie słyszycie. Mówi Claude Finois, kierownik transmisji. Nasz konwój został napadnięty przez terrorystów. Nie wiemy jeszcze, kim są ci ludzie. Nie wiemy, czego chcą. Nie znamy rozmiarów naszych strat. Ale wiem, że na pewno będziemy potrzebować pomocy. Proszę, nie opuszczajcie nas w takiej chwili. Udało mi się wynegocjować tyle, że nie przerwiemy tej transmisji. Wierzę, że uda nam się z tego wyjść cało. Wierzę, że nas nie opuścicie…

Mówił krótkimi, urywanymi zdaniami, pełnymi emocji, strachu, ale i nadziei, zarazem przejrzyście i zwięźle. Nie można było w tej sytuacji wypaść lepiej.

– I jeszcze jedno – rzekł, pchnięty pod żebra wychodzącą spoza kadru lufą. – Człowiek, który nimi dowodzi, powiedział, że przedstawi swoje żądania za pięć minut.

Buyoma, jak spięty ostrogą, rzucił się do terminalu, aby przez wewnętrzny program komunikacyjny firmy znaleźć szybko tłumaczy z rosyjskiego, ukraińskiego, arabskiego i polskiego; któryś z nich na pewno będzie za chwilę potrzebny.

Tym razem Buyomie było już o tyle łatwiej, że z każdą chwilą zgłaszała się do pracy coraz więcej pracowników DCI 6. Sygnał awaryjny podrywał ich od stołów, wyciągał z basenów, przerywał flirty i interesy. W lokalnej sieci firmy robiło się coraz ciaśniej od ich zgłoszeń – wirtualnych fantomów sygnalizujących wymaganą w kontraktach dyspozycyjność i gotowość do pracy. Zgodnie z regulaminem firmy, dopóki nie zgłosił się któryś z członków zarządu, Buyoma był w DCI 6 najwyższą władzą. Bez chwili wahania zaczął rozdzielać robotę i określać każdemu jego zadania.

Tak jak zapowiedział Claude, dokładnie w pięć minut po jego wejściu – Buyoma wypełnił ten czas przypomnieniem z różnych ujęć i w różnych tempach opracowanej już przez ViMakera sceny napaści na konwój oraz krótkim klipem z historią Fundacji Miłorzębu – przed wciąż zablokowaną na statywie kamerę wszedł dobiegający czterdziestki, bardzo krótko ostrzyżony Rosjanin w panterce, marynarskiej koszulce i nasadzonym na bakier błękitnym berecie.