Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 53



Kapitan zaklął głośno, jak tylko stare wygi kosmiczne potrafią. Pędem wybiegł do budynku kontroli lotów. Dopadł telefonu.

– Centrala? – krzyknął do słuchawki. – Proszę natychmiast wezwać przez megafony tego, no, Ludwika Gremma, z załogi „Kastora". Niech natychmiast skontaktuje się ze swoim dowódcą. Czekam w pawilonie C.

Społeczny inspektor pracy statku towarowego „Kastor” zgłosił się po dwudziestu minutach.

– Co się stało, kapitanie? – spytał z niepokojem. – Wypadek?

– Gorzej niż wypadek. Co pan zrobił z tymi pigułkami, które panu

dałem?

– Po przeczytaniu artykułu doszedłem do wniosku, że pożytecznie byłoby… dać załodze już teraz po jednej pigułce… A o co chodzi? Czyżby to były… nie te pigułki, o których piszą w artykule?

– Te, właśnie te, i na tym polega całe nieszczęście – burknął kapitan z rezygnacją. – Gdzie pan ma to czasopismo?

– Proszę bardzo, mam je ze sobą, właśnie miałem panu oddać. Kapitan chwycił egzemplarz i bez trudu odnalazł miejsce, gdzie przerwał był czytanie artykułu, bo tam właśnie kończyła się czerwona kreska podkreślająca fragment traktujący o działaniu preparatu. Kapitan czytał mieniąc się na twarzy:

Trzecim bardzo istotnym kierunkiem działania preparatu jest wyczulenie pracownika na, wszelkiego rodzaju potencjalne zagrożenia wynikające z na pozór niewi

Kapitan przerwał czytanie i chwycił słuchawkę telefonu. Wykręcił numer, czekał przez chwilę.

– Z inżynierem Góralczykiem – powiedział. – Stefan? Powiedz mi szybko, czy jest jakaś odtrutka na tę zieloną zarazę, którą mi dałeś? No na tę cholerną pigułkę. – Nie ma? No, to już koniec. Załatwiłeś mnie… Mówię, że mnie załatwiłeś na amen. Cześć.



Cisnął słuchawkę i opadł bezsilnie na krzesło.

W drzwiach laboratorium stał kapitan Rott i patrzył ponuro na zaskoczonego inżyniera.

– Dziś mamy wtorek – powiedział Góralczyk. – To znaczy, że jednak nie zdążyliście…?

– Jak widzisz. Przez te twoje cholerne pigułki oczywiście. Ten mój nieoceniony społeczny inspektor rozdał je załodze zaraz tego samego dnia. Przeczytał cały artykuł. I wykorzystał skutecznie własności pigułek. A ja liczyłem na to, że zabezpieczą mi załogę przed wypadkami w czasie podróży. Tymczasem oni po zażyciu pigułek powynajdywali tyle usterek i tyle potencjalnych zagrożeń, że… No, krótko mówiąc zwołali zebranie związkowe, zaprosili inspektora pracy z Okręgu i oświadczyli zgodnie, że odmawiają startu. Związek ich oczywiście poparł.

Inżynier z trudem opanowywał wesołość patrząc na marsową twarz przyjaciela.

– Bardzo się cieszę, że nasz preparat… – zaczął, lecz kapitan przerwał mu wpół zdania:

– A idź do diabła z taką „pigułką bezpieczeństwa"! Plan przewozów szlag trafił!

– Trudno, mój drogi – powiedział inżynier poważnie. – Na zaniedbania organizacyjno-techniczne nie podejmuję się spreparować ci pigułki. Nie tylko załoga, lecz także dowództwo powi

Milczeli przez chwilę. Kapitan ważył w myślach jakąś decyzję. Wreszcie spojrzał na inżyniera jakoś pogodniej i powiedział:

– Wiesz co? Daj mi jeszcze parę tych pigułek.

Otrzymał cały słoik. Gdy wyszedł z laboratorium, tuż za drzewami rozejrzał się ukradkiem dokoła i wysypał na dłoń zielone drażetki. A potem połknął je bez popijania. Trzy na raz.