Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 9 из 48



Przypomniałam sobie, ze od dobrych dwudziestu lat nakłaniam wszystkie kolejne dyrekcje do drobnej zmiany w programach, dołożenia tekstu, wzorowanego na programach i

– Po trzecie – powiedziałam, jeszcze trochę ze złością – nie, po czwarte. Nie, po które tam…?

– Po piąte – podsunął Józio Wolski delikatnie.

– Po piąte, może być. Po piąte, siedział kiedyś u mnie jeden taki, teraz jest trenerem we Wrocławiu, a wówczas był kandydatem dżokejskim, chłopak ze wsi, lubił konie i opowiadał, bardzo zmartwiony, jak się raz narwał sam na siebie. Umówione było, że przychodzi dwa cztery, on jechał na koniu numer trzy. – Wychodzę na prostą – powiada. – Widzę, ze czwórka, co miała być druga, jest przede mną, oglądam się, dwójki, co miała być pierwsza, nie ma wcale, nie daje rady, czuję, że koń mnie niesie, wszystko się i tak połamało, puściłem go i przyszedłem pierwszy. I niech pani powie, siedemset złotych górą za mnie dali, a ja sam siebie nie grałem! – Nie łgał, żałował z całego serca. Po szóste, sytuacji, w których idzie bardzo dobry koń, najlepszy w stawce, faworyt toru, i ten koń przychodzi ni z tego, ni z owego trzeci albo nawet czwarty, a powinien być pierwszy z łatwością, widziałam setki. Nawet bym prawie umiała powiedzieć, jak który dżokej to zrobi, bo mają swoje metody, jeden straci start i za późno zacznie doganiać, drugi będzie prowadził, zmęczy konia, da się wyprzedzić w ostatniej chwili, trzeci pogoni na zakręcie, konia wyniesie, pójdzie na duże koło i do widzenia, już jest te Parę długości do tyłu. Widziałam także sytuacje odwrotne, jak Song zostawał na grząskim torze, naród wpadł w szał, tymczasem Song miał bardzo wąskie kopytka i zwyczajnie się zapadał. Widziałam, jak Mazurek w arabskich Derbach wyłamał na Kabarecie i jak dochodził do celownika z głową obróconą pod kątem Prostym, a panika, że nie zdąży, wręcz z niego biła…

– Zdążył? – zainteresował się Janusz.

– Zdążył, ale Kabaret to był koń wielkiej klasy. W życiu nie zapomnę, jak wychodziła Knieja, najmniejsza klacz na torze, z samego końca potrafiła przejść przez stawkę jakby te i

Przypomniałam sobie, że miałam mówić o robionych gonitwach, a nie wspominać wzruszające wydarzenia. Opamiętała się.

– Mówiłam, że należy mi zadawać pytania! – wytknęłam wyrzutem. – Uczciwie uprzedzałam, że mogę się rozpędzić. Na czym stoimy?

– Na tych punktach do wnioskowania. Teraz powi

– Po siódme, te nagrody i te pieniądze, które oni wszyscy uzyskują za zwycięstwo, od lat budzą śmiech pusty i trwogę. Policzcie sobie, za pierwsze miejsce w przeciętnej gonitwie dżokej dostaje dwieście tysięcy i nic więcej, nawet tej chwały w statystyce. Przychodzi do niego jakiś i daje mu dwa albo i trzy miliony, żeby nie przyszedł pierwszy. To co ten dżokej jest Anachoreta? Derwisz? Święty Franciszek? Bierze dwa miliony już go nie ma, Zyski z wygranych są groteskowe, chyba że gra sam na siebie, ale jeśli jest faworytem, niewiele zyska…

– A wolno mu grać?

– W zasadzie nie ma przepisu, że nie, ale istnieje dżentelmeńska umowa, że pracownicy nie grają. I co z tego? Do kasy pójdzie jego siostra, szwagier, kumpel… Ryzykowne o tyle, że jak mówiłam, oni wzajemnie swoich koni nie znają, ten jaki! drugi z i

– I tak grałaś?

– E tam. Ja typuję doskonale, ale gram idiotycznie. Nie mówiąc już o tym, ze jakiś mi mówi w wielkiej tajemnicy: „w czwartej gonitwie dają trójkę”. Trójka mało, że wychodzi, strzela z programu, sama mogłam mu ją dać, a ten mi zwierza wielki sekret, poufny komunikat ze stajni. Zahamowania umysłowe. Po dziewiąte…

– Będę mógł obejrzeć te pani programy? – przerwał Józio Wolski z wyraźną chciwością.

– A proszę bardzo. Dzisiaj?

– Dzisiaj to bym tylko spojrzał, a w ogóle chciałbym pożyczyć. Razem z notatkami.

– Na długo?

– Nie, tydzień chyba wystarczy,

– Tydzień może być – przyzwoliłam łaskawie. – Po dziewiąte, uczciwość gonitwy sprawdza się po wypłacie. Tu już potrzebne są lata doświadczeń wyścigowych. I dostrzegam osobliwe zjawisko…

Zatrzymałam się. Zastanowiłam się nad tym osobliwym zjawiskiem. Przed laty umiałam bezbłędnie przepowiedzieć wysokość wypłaty, myliłam się o grosze, zgadywałam porządek i triplę. Uświadomiłam sobie nagle, że ostatnimi czasy kompletnie mi to nie wychodzi, prawie wszystkie wypłaty zaskakują mnie in plus albo in minus. Może coś w tym jest…?

Postanowiłam powiedzieć im o tym bardzo porządnie, przystępnie, wytłumaczyć lepiej, niż sołtys krowie na miedzy, bo rzecz mogła okazać się ważna.



– Widzi się najpierw konia w programie – rzekłam powoli. – Można odgadnąć, że będzie to faworyt i ludzie będą go grali. Widzi się następnie, co się dzieje w kasach i co grają. Na jakiegoś tam konia wiszą zerowe bilety, nikt go nie rusza, wszyscy się pchają na faworyta. Przychodzi nagle ten fuks od zerowych biletów, powi

. Przez kogoś ostro zagrany. To samo w porządkach i triplach, fuks, grane zupełnie co i

Opowiedziałam im o koniach po Derczyku i o tej drugiej tripli, która spadła dziesięciokrotnie. Przy okazji przypomnieli mi się Sarnowski i Białas. Pomyślałam, że taśma mu się skończy, a ja ciągle będę w początkach tej epopei.

– Dysproporcje w wypłatach, góra, porządek i tripla – powiedziałam. – Wysoka góra, wysoka tripla, tymczasem bywa dziwnie, góra owszem, a tripla niska. Albo odwrotnie, góra mała, a tripla idzie w miliony, ale to drugie można zrozumieć.

– Bo co to znaczy?

– Ktoś kończył jakimś koniem, i

– Zaraz – powiedział major Józio. – Ja to powtórzę dla sprawdzenia, czy dobrze zrozumiałem. Przychodzi coś, czego nikt nie gra, i za to coś powi

– Nie da rady grać całkiem w tajemnicy, bo wszyscy patrzą wszystkim na ręce. Ale mógł w ostatniej chwili, w jednej kasie, bardzo wysoko.

– Czy z tego należy wnioskować, że zostało to ułożone, a on o tym wiedział?

– Niby można, ale ja bym głowy nie dała. Wstrzymuje mnie wydarzenie, w którym sama uczestniczyłam i którego do dziś dnia nie rozumiem. Przychodził mianowicie kiedyś taki Hindus, z ambasady chyba, bardzo nobliwy, przyprowadzał ze sobą parę żon i mnóstwo dzieci. Raz się przytrafiła gonitwa, w której szło dziewięć koni, dwulatków, w tym jeden debiut. I

– Dlaczego? Może to było właśnie takie robione…?

– W dziewięciu dwulatkach?! Primo niemożliwe, a secundo, gdyby było robione, wiedziałoby o tym pół toru, a nie jeden Hindus. Wytłumaczenie mogłoby istnieć tylko jedno, mianowicie, ze on wszystko grał po dwa tysiące. Stawkę miał taką. W tej gonitwie też mógł grać piętnaście porządków po dwa tysiące i trafić przypadkiem, i

– To, co mi pani tu zadaje, to jest, zdaje się, łamigłówka…

– Możliwe. Lada chwila zacznie pan rozumieć, dlaczego ja nie mam zdania. Otóż, po któreś tam… Które wypada?

– Dziesiąte.

– Po dziesiąte. Dżokej spada z konia, częściowego, powiedzmy, faworyta. Krzyk na torze, specjalnie zleciał! Szczególnie na płotach to było, pojechałam kiedyś z Jeremiaszem na tor, patrzyłam z bliska. Konie idą z szybkością prawie 60 kilometrów na godzinę. Leci ich wielka kupa, wszystkie mają kopyta, zleciałby pan pod te kopyta dobrowolnie? Paru dżokejów już w szpitalu leżało, paru przestało jeździć, paru ma trwały uraz. Ja poważnie wątpię, czy oni spadają specjalnie.

– Też bym wątpił. Zaraz. Od czego zależy wysokość wypłaty?

– W grze?

– W grze.

– Od wpłaconych pieniędzy. Nie wtedy jest wysoka wypłata, kiedy przyszedł koń mało grany, tylko wtedy, kiedy nawalił koń grany przez tor. Z czegoś musi spaść, jeśli rozumie pan, co ja mówię. Bez faworyta nie ma fuksa. Jeżeli grają różne rzeczy, wypłata jest przeciętna.