Страница 27 из 43
Za oszklonymi drzwiami hotelowej sali restauracyjnej, gdzie zajrzał w poszukiwaniu Alicji, dostrzegł znajomą łysinę Prona, otoczonego gromadką kolorowych dziewcząt.
Skąd on bierze punkty na takie życie? – pomyślał Sneer ogarniając spojrzeniem zastawiony stolik. – Siedzi tu od rana do nocy!
Pron dostrzegł go, zawołał i podnosząc się zapraszał szerokimi gestami. Widać było, że jest porządnie pijany, bo opadł z powrotem na krzesło, z trudem utrzymując równowagę. Sneer niechętnie zbliżył się do stolika.
– To mój serrrdeczny przyjaciel! – przedstawił go Pron dziewczętom, a wskazując z kolei na nie, powiedział żałośnie: – Pomóż mi, stary. Te dziewczyny zniszczą mnie doszczętnie!
– Wcale w to nie wątpię! – Sneer podniósł ze stolika pustą butelkę i przez chwilę ostentacyjnie studiował nalepkę. – Polegniesz finansowo. Zniszczą cię automaty kasowe.
– To mi akurat nie grozi – wybełkotał Pron, wywijając Kluczem. – To się nikomu nie uda, dopóki Klucz… Ech, Sneer! Żeby tak gdzieś był taki automat, żeby człowiek mógł… tego… no… ze dwadzieścia lat do tyłu… I jeszcze trochę zdrowia. Ale co tam! Czego się napijesz? Zamawiaj, na mój rachunek! „My, czwartacy, my, czwartacy! Nikt nie goooni nas do pracy!" – zaintonował fałszywie i spadł pod stolik przy akompaniamencie chóralnego śmiechu dziewczyn.
Sneer pochylił się nad nim i korzystając z tego, że Pron trzyma Klucz w zaciśniętych palcach, sprawdził stan jego rejestrów punktowych. Z trudem powstrzymał się od gwizdnięcia.
Dziesięć tysięcy! – pomyślał ze zdumieniem. – Skąd tyle żółtych u takiego nieroba? Za samo posiadanie tej sumy powi
– Zaopiekujcie się moim… kolegą! – rzucił w stronę rozbawionych dziewczyn i wyszedł.
Stanowczo należy zmienić hotel. Za długo tu siedzę i dorobiłem się niepotrzebnych znajomości – stwierdził, maszerując ulicą i rozglądając się za jakimś zacisznymi miejscem, gdzie można by coś zjeść.
Po chwili przypomniał sobie, że główną przyczyną jego pobytu w hotelu „Kosmos" jest teraz Alicja. Nie wiedzieć dlaczego, spodziewał się jej pojawienia czy choćby jakiejś wiadomości od niej.
Ściemniało się. Na ulicach zapłonęły latarnie i barwne reklamy. Przechodnie, wypełniający tłumnie ulice centrum, wybierali wśród setek możliwości jakiś atrakcyjny sposób spędzenia tego wieczoru. Reklamy zapraszały do sal widowiskowych, kin, kabaretów, lokali dansingowych.
Sneer nie miał dziś ochoty na gwarne towarzystwo rozochoconych ludzi. Chciał usiąść i spokojnie pomyśleć lub porozmawiać z kimś zaufanym. Wizyta zerowca z Rady splatała się w jego świadomości z osobą Alicji. Odrzuciwszy wiarę w jej wieszcze zdolności, musiał przyjąć, że znała zamiary Rady. Najprostszym wyjaśnieniem mógł być jej świadomy i planowany udział w łańcuchu zdarzeń, zaaranżowanych specjalnie dla Sneera. Jeśli jednak animatorzy tej sprawy znali dobrze cechy jego osobowości, nie mogli nie wiedzieć o jego sceptycznym stosunku do wróżb i przepowiedni. Sneer nigdy, na przykład, nie korzystał z tak popularnych w Argolandzie automatów stawiających horoskopy. Trudno zatem przypuszczać, by podstawili Alicję jako osobę mającą przekonać go, że to, co ma się zdarzyć, jest nieuchro
Pozostawała zatem druga możliwość: Alicja wiedziała o czekającej Sneera propozycji, nie mając nic wspólnego z Radą. Informowała go o przyszłości, przedstawiając ją jako fakt dokonany, sugerując przy tym pomoc czy wsparcie w jakichś bliżej nie określonych trudnościach. Cóż mogło to oznaczać? W czyim imieniu zwracała się do niego w żartobliwej formie wróżby, która oto zaczynała się spełniać? Jeśli nie była związana z Radą, nie działała w jej imieniu – to może… działała przeciw niej?
Tajemnicze zniknięcie dziewczyny, dziwny prezent w postaci miedzianej bransolety, numer nagrania piosenki, która została wycofana z rozpowszechniania – wszystko razem pasowało do tej hipotezy. Czyżby Alicja spodziewała się pozyskać Sneera dla jakiejś sprawy, jeszcze nim znajdzie się wśród zerowców związanych z najwyższą władzą aglomeracji? Może był jej – lub jakiejś grupie, którą reprezentowała – potrzebny zaprzyjaźniony człowiek na tak wysokim szczeblu.
Albo, po prostu, wszystko polega na nic nie znaczącym zbiegu okoliczności – próbował zbagatelizować sprawę, bo w ten sposób stwarzał sobie iluzję, że Alicja jest zwyczajną dziewczyną, która obdarzyła go swymi względami z czystej sympatii, nie podszytej żadnymi ukrytymi celami.
Na dnie świadomości czaiło się jednak podejrzenie, że wokół jego osoby toczy się jakaś dziwna gra ukrytych sił, której nie był w stanie zrozumieć. Pomyślał, że – być może – zarówno bransoleta, jak owa nie znana mu piosenka Dony Bell, zawierać mogą kolejne elementy łamigłówki, którą należało rozwiązać.
Przez chwilę stał przed witryną wielkiego magazynu spożywczego, wpatrując się bezmyślnie w półki pełne barwnych opakowań, kosze owoców, szeregi puszek i butelek. Widok ten wywoływał z pamięci dalekie wspomnienie dawno minionego czasu, jakąś nieokreśloną, dławiącą w gardle tęsknotę. Sneer wszedł do sklepu, wybrał ze sterty plastykowych toreb największą, jaką znalazł, i idąc wzdłuż regałów, napełnił ją po brzegi. Zatrzymał się dłużej przed małym automatem, kuszącym barwnymi torebkami słodyczy i paczuszkami gumy do żucia. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, wybierając długo odpowiedni przycisk. Schował do kieszeni otrzymaną paczuszkę, położył torbę na pulpicie i wsunął Klucz do automatu kasowego.
Kwota wykazana przez kasę zdumiała go swą wysokością. Prawie cała należność opiewała na żółte. Stołując się w restauracjach, nie miał pojęcia, że ceny podstawowych artykułów spożywczych wzrosły tak znacznie od czasów, gdy na polecenie matki robił domowe zakupy.
Zapłacił, zabrał torbę i koleją podziemną pojechał w kierunku Dzielnicy Północnej.
Znał tu każdy zaułek, choć ostatnio nieczęsto odwiedzał ten rejon miasta. Stały tu stare domy, pamiętające czasy sprzed Wielkiej Reformy. Trwały dzielnie pośród nowej zabudowy, choć stan ich był już najwyraźniej beznadziejny. Nietypowe, budowane wedle dawnej technologii, nie dawały się remontować przy użyciu nowoczesnych maszyn i materiałów, pozostawiono je więc własnemu losowi i opiece mieszkańców – przeważnie ludzi starszych, emerytów, którzy nie chcieli przenosić się do nowych dzielnic, trwając uparcie w swych walących się siedzibach.
Sneer wszedł do jednego z tych domów. Klatka schodowa wstydliwie kryła w mroku swe odrapane ściany. Szedł po omacku, trafiając instynktownie na stopnie schodów, licząc je podświadomie i omijając odruchowo szczerby w ich krawędziach. Na podeście drugiego piętra zatrzymał się przed pomalowanymi na brązowo, drewnianymi drzwiami. Dotknął ich powierzchni, ujął w dłoń wypolerowaną mosiężną gałkę. Wahał się przez kilkanaście sekund, nim nacisnął dzwonek.
Ciężkie kroki za drzwiami zbliżały się powoli. Niski, cichy głos spytał: „Kto tam?", a potem drzwi otworzyły się szeroko.
– Oo! To ty! – twarz starego człowieka o białych, gęstych włosach rozjaśniła się uśmiechem.
Sneer przekroczył próg i znalazł się w ramionach starca.
– Chodź, synku! Mama leży, czuje się niezbyt dobrze, ale ucieszy się bardzo. Często mówimy o tobie. Dawno nie zaglądałeś!
– Praca, kłopoty – uśmiechnął się Sneer. – Wiesz, jak to jest, kiedy człowiek ma czwartą klasę.
– Ech, ty, ty! – ojciec pogroził mu palcem. – Powinieneś nareszcie przestać się bawić! Stać cię na i
Weszli do niedużej kabiny, gdzie na łóżku leżała matka Sneera. Zmieniła się od czasu, gdy widział ją ostatni raz. Już wtedy chorowała, lecz teraz musiało być z nią gorzej.
– Zrobiłem zakupy, mamo! A za resztę punktów kupiłem sobie gumę do żucia! – powiedział, naśladując głos dziecka. – Witaj, mamo! Nic się nie zmieniasz, odkąd cię pamiętam!
– Ach, ty łgarzu! Chodź tu, pokaż się! – uśmiechnęła się wyciągając do niego ręce. – Za to ty się starzejesz.
– Ale nie poważnieję, mamo! – powiedział, schylając się nad nią.
Objęła go i ucałowała, a on, siedząc na skraju łóżka, poczuł się dziwnie daleki od wszystkiego, co zaprzątało jego myśli, nim przekroczył próg rodzi
– Wciąż nie pracujesz? – spytała, trzymając jego dłoń.
– Jak to! Pracuję! Jestem artystą! – roześmiał się.
– Jesteś leniem bez ambicji. Zawsze byłeś zdolnym chłopcem, ale lenistwa nie udało się z ciebie wyplenić.
– Mamo! Ja naprawdę jestem artystą. Czy nie uważasz, że to prawdziwa sztuka: zrobić geniusza z osła? Zresztą, chyba wkrótce zacznę robić coś i
– Nam nie potrzeba niczego więcej – powiedział ojciec. – Mamy wszystko, co niezbędne.
– Ale mamie potrzebny jest dobry lekarz. Przyślę tutaj jednego znajomego. A poza tym chciałem z tobą porozmawiać, tato.
– Porozmawiajcie sobie w kuchni. Pewnie nie jadłeś kolacji, weź sobie coś – powiedziała matka.
Przeszli do małej kuchenki. Ojciec przyrządził herbatę, kroił chleb. Sneer miał uczucie, jakby czas cofnął się o trzydzieści lat. Był znów; małym chłopcem, nie rozumiejącym wielu rzeczy, potykającym się o dziwne, coraz to nowe, zaskakujące problemy, które wyrastały przed nim w tym skomplikowanym świecie.
Jeszcze kilka dni temu był przekonany, że już zna ten świat we wszystkich jego przejawach. Dziś czuł się znowu jak ten dziesięcioletni, mały Adi, wypytujący ojca o różnicę między żółtym a czerwonym punktem.
– Tato – powiedział, patrząc w szare oczy ojca, który mieszał herbatę staroświecką srebrną łyżeczką i uśmiechał się do niego spoza okularów. – Czy ty pamiętasz, jak wszystko wyglądało przed…
– Przed czym?
– No, zanim zaczęli wprowadzać powszechną automatyzację. To nastąpiło jakoś tak… nagle. Ucząc się historii w szkole, zawsze odnosiłem wrażenie, że strasznie dużo doniosłych zdarzeń nagromadziło się w dość małym przedziale czasu. Bo przecież – porozumienia międzynarodowe, odkrycie metody anihilacji materii, unifikacja poziomu ekonomicznego, klasyfikacja, urbanizacja, automatyzacja – wszystko to nastąpiło prawie równocześnie.