Страница 26 из 43
Nieznajomy przerwał na chwilę, wpatrując się w Sneera, który z kamie
– Jednym słowem, proponujemy panu pracę na stanowisku odpowiednim dla czwartaka, z przepisowym uposażeniem w żółtych punktach.
Ale, by zrekompensować straty, jakie poniesie pan w wyniku podjęcia się tej pracy, oferujemy ponadto dodatkowo przeciętną pańskich dotychczasowych przychodów z… hm… pańskiej dotychczasowej działalności.
– Czterysta żółtych na miesiąc – mruknął Sneer, niby do siebie.
– Powiedzmy, pięćset – uśmiechnął się przybysz. – A jeśli będzie panu odpowiadała współpraca z nami, może pan osiągnąć jeszcze większe korzyści.
– A i
– Skądże znowu! Interesuje nas tylko ten czas, za który płacimy. Poza tym, może pan robić, co się panu podoba. Postaramy się nawet, by nikt pana nie niepokoił, oczywiście pod warunkiem, że będzie pan przestrzegał pewnych pozorów i reguł gry.
– Cóż miałbym robić?
– Zostanie pan kimś w rodzaju portiera czy dozorcy w pewnej placówce naukowej. Chcemy wiedzieć, co się tam dzieje. Musimy mieć u nich swojego człowieka.
– Nie zajmuję się donosicielstwem! – obruszył się Sneer.
– Pan mnie źle zrozumiał – urzędnik pokręcił głową i znów się uśmiechnął. Jego szczupłe, delikatne dłonie bawiły się złotą zapalniczką, którą wyjął z kieszeni. – Nie chodzi nam o donosy. Chcemy, aby ktoś rzetelnie i fachowo nadzorował działalność pewnej placówki naukowej. Rozumie pan, nie możemy posłać tam człowieka z formalnym zerem. Cała sprawa musi być załatwiona dyskretnie, z zachowaniem normalnej procedury. Wydział Zatrudnienia musi skierować tam „autentycznego" czwartaka. Zerowców wciąż nam brakuje, a co dopiero takich, jak pan, zakamuflowanych. A wśród tych… uczonych… zdarzają się różni. Czasem trudno stwierdzić, który prawdziwy, a który liftowany. Trzeba im patrzeć na ręce. Szczegółów dowie się pan oczywiście po wyrażeniu zgody, sprawa jest poufna. Nie możemy, rzecz jasna, wywierać na panu żadnych nacisków, ale proszę w imieniu Rady o pomoc w tej sprawie. Obiecujemy naszą głęboką wdzięczność i oferujemy dalszą współpracę, z interesującymi perspektywami, jeśli spodobamy się sobie nawzajem.
– Czy kłopoty, które mnie spotkały wczoraj, były wstępem do naszej | dzisiejszej rozmowy? – Sneer rzucił szybkie spojrzenie na twarz przybysza, lecz ten znowu się uśmiechnął.
– Zacząłem od przeprosin – przypomniał. – To był po części złośliwy przypadek, po części zaś, wynik nadgorliwości lub nieudolności niższego personelu administracyjnego. Musieliśmy oczywiście sprawdzić kilka rzeczy dotyczących pana osoby i nie dało się uniknąć korzystania z pomocy odpowiednich wydziałów Zarządu Aglomeracji. Wie pan, jaki element pracuje w niektórych urzędach. Im niższa klasa, tym ważniejszy chce się okazać taki funkcjonariusz. Stąd nieraz wynikają nie planowane efekty. Ale to się już na pewno nie powtórzy. Jest pan pod naszą specjalną ochroną i nie ukrywam, że zależy nam bardzo na pańskiej pomocy.
– Czy mogę się zastanowić?
– Oczywiście. Oto mój numer, proszę zatelefonować za dwa, trzy dni. Naszą rozmowę proszę jednakże traktować jako poufną.
– W porządku – Sneer schował podaną wizytówkę. – Jeszcze tylko jedno pytanie. Czy kobieta, przedstawiająca się jako Alicja, jest waszą pracownicą lub ma jakiś związek z moją sprawą?
– Alicja? – Urzędnik Rady zastanawiał się przez chwilą. – Nie. Na pewno nie. Jakieś kłopoty?
– Ech, chyba po prostu przypadek – uśmiechnął się Sneer. – W całym zamieszaniu ostatniej doby gotów byłem przypisywać znaczenie każdemu szczegółowi.
Odprowadził gościa do drzwi, a potem usiadł na chwilę, by się zastanowić.
Ładny mi przypadek! – pomyślał w związku z Alicją. – Jeśli ona nie jest od nich, to skąd, u licha, wiedziała o mającej nastąpić propozycji? Przecież ona wy wróżyła mi to z ręki!
Sneer był zatwardziałym racjonalistą i w żadne wróżby nie wierzył.
Po wyjściu delegata Rady przez dłuższą chwilę zbierał myśli, rozbiegane w poszukiwaniu odpowiedzi na kilka pytań nasuwających się w czasie rozmowy. Propozycja była niezwykle obiecująca finansowo, lecz Sneer doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy i nigdzie na tym świecie, a zwłaszcza w Argolandzie, nikt nikomu nie płaci tak dobrze za błahostki. Jeśli więc oferta nie kryła w sobie jakiejś pułapki, jeśli nie była próbą zniszczenia Sneera przez odpowiednie czy
Oferta była kontynuacją niecodzie
To było nawet dość prawdopodobne. Najpierw pokazano Sneerowi, jak niemiło jest utracić, choćby na krótko, możliwość korzystania z Klucza. Potem – zademonstrowano mu, że przy dobrych chęciach ze strony władz, mogą one udaremnić wszelkie próby ratowania się znanymi powszechnie sposobami. Jednym słowem, dano mu do zrozumienia, że dotychczasowy brak kłopotów zawdzięcza tylko łaskawemu przymknięciu czyjegoś oka na jego działalność. A działalność ta – jak wynikało z rozmowy – była doskonale znana odpowiednim czy
W końcu, oddając mu Klucz, wykazano, że władze mogą machnąć ręką na wszystkie dotychczasowe sprawki Sneera – oczywiście pod pewnymi warunkami. Te warunki właśnie zostały przedstawione przez nieznanego osobnika, podającego się za przedstawiciela Rady Nadzorczej Aglomeracji.
Sneer był mimo wszystko przekonany, iż żaden uczciwy organ sprawiedliwości nie znalazłby dostatecznych dowodów, by go legalnie ukarać. Lecz równocześnie wiedział doskonale, jak dalece może utrudnić, obrzydzić, a nawet uniemożliwić życie nieusta
Propozycja, przedstawiona w formie prośby, mogła więc być w rzeczywistości zwykłym szantażem.
Czyżbym, u licha, był naprawdę tak genialnym zerowcem, że właśnie mnie musieli wyłuskać spośród wszystkich i
W zamyśleniu schodził po schodach z siedemnastego piętra. Lubił odbywać tę drogę pieszo, szczególnie wówczas, gdy chciał się nad czymś skupić i odizolować od otoczenia. Schody – w odróżnieniu od takich miejsc, jak kabina mieszkalna, klatka windy czy bar – miały tę ce
Kto tu kogo oszukuje, jeśli wszyscy zdają sobie sprawę, że są oszukiwani? – kontynuował swoje rozmyślania, zeskakując ze schodów na jednej nodze po dwa stopnie naraz. – Zerowcy z Rady wiedzą doskonale, że na ważnych stanowiskach pracują ludzie ewidentnie podliftowani, ale udają, że wierzą w ich kwalifikacje. Jeśli więc cały Argoland jest farsą, w której uczestniczą wszyscy jego obywatele, to któż u diabła jest widzem tego przedstawienia?
Nim znalazł się na parterze, był już bliski decyzji przyjęcia oferty. Uznał, że byłaby to znakomita okazja do przyjrzenia się kulisom tej farsy. Podjęcie się proponowanej roli mogłoby się okazać bardzo pouczające. Sneer nie przepuszczał nigdy okazji nauczenia się czegoś nowego o świecie i życiu. Taka wiedza procentowała zazwyczaj w dalszej działalności, a w tym przypadku same „studia" miały przynieść niebagatelne wynagrodzenie w postaci okrągłej kwoty żółtych punktów.
Od czasu, gdy zaczął podświadomie rewidować swą fenomenologiczną teorię funkcjonowania świata, dostrzegł mnóstwo szczegółów, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Od dawna wiedział dość dokładnie, jak funkcjonuje społeczeństwo, którego był składnikiem. Kolejne pytanie, narzucające mu się teraz z niepokojącą siłą, brzmiało: dlaczego? Dlaczego właśnie tak?
W ogólnym obrazie, w atmosferze tego miasta odnajdywał coś dziwnego – choć nienowego, a jakby od dawna znanego, lecz przyjmowanego bez zastrzeżeń jako normalny składnik rzeczywistości – co kazało spodziewać się zaskakującej odpowiedzi na to pytanie. Czuł instynktownie, że do pełnego obrazu świata brakuje jeszcze jakiegoś elementu, informacji, faktu, pozwalającego racjonalnie wyjaśnić sytuację, w której wszyscy przed wszystkimi udają, że wszystko jest w porządku. Taki paradoks nie tłumaczył się sam przez się, wymagał znalezienia jakiegoś klucza.
Może klucz ów leżał w zasięgu ręki, może znało go wielu spośród aktorów granej tu codzie
Licho wie, czy nie jestem takim samym zadufanym durniem, jak liftowani przeze mnie pseudozerowcy, którzy, osiągnąwszy wysoki szczebel służbowy, zapominają, kim są naprawdę – pomyślał i postanowił sprawdzić się, potwierdzić swoje możliwości, stawiając przed sobą zadanie poznania prawdy.
Wejście pomiędzy zerowców związanych z Radą mogło być wielce, pożyteczne, a może nawet nieodzowne dla osiągnięcia tego celu.