Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 34 из 41



Prędkość obu rakiet zmalała znacznie, teraz już nie było wątpliwości, że Piotr zamierza podejść do planetoidy.

– Sprawdziliśmy – w głośniku rozległ się głos Steve'a

– to jest maleńkie, kilkaset kilogramów! Przy tym daje pełnometaliczne odbicie! To nie może być zwykła planetoida…- Głos Steve'a wyrażał wahanie. Kamil zrozumiał.

– Obiekt sztuczny?

– Możliwe… Nawet bardzo prawdopodobne. Albo żelazny asteroid.

Kamil nastawił kamerę na maksymalne powiększenie. Na ekranie widać było jednak tylko ogromną plamę ognia z dysz rakiety Piotra, która zasłaniała obraz celu jego niewytłumaczonej wycieczki. Kamil jeszcze dwukrotnie próbował bezskutecznie nawiązać łączność z Piotrem. Astrolot, mimo wyłączonych silników, doganiał już prawie obie hamujące rakiety, ponieważ jednak szedł nadal tym samym kursem, wyprzedzał je teraz w odległości kilku tysięcy kilometrów.

– Jeśli nie włączymy silników za cztery minuty, nie starczy nam później paliwa na dojście do astrolotu -stwierdził Brian, spoglądając na wskaźniki. -Musieliby całkowicie wyhamować i zawrócić…

– Piotr też o tym wie – powiedział Kamil. Rakieta Piotra zbliżała się do cygarowato wydłużonej, lśniącej bryły. Kamil obserwował to na ekranie.

– Nie wygląda na żadną z zaginionych sond ziemskich – powiedział cicho.

– Bo też nie jest to ziemska sonda. Spójrz na anteny. Nie widziałem nigdy takiej konstrukcji. Wygląda na przekaźnik łączności, ale mogę się mylić.

Rakieta Piotra łagodnie przywarła do powierzchni błyszczącego cygara. Była znacznie od niego większa.

– Popatrz! On wychodzi! – Kamil wpatrywał się w rosnące na ekranie kształty rakiety i nieznanego obiektu. – Dlaczego, u diabła, nie zabraliśmy skafandrów!

– Nie mieliśmy raczej czasu – zauważył Brian.

Przycumowali do rakiety Piotra. On sam, wlokąc za sobą linę asekuracyjną, stąpał ostrożnie po powierzchni cygara. W pewnej chwili – widzieli to wyraźnie na ekranie – pochylił się i nagle zniknął, jakby zapadł się do wnętrza. W miejscu tym widniał teraz niewielki, kolisty otwór.

– A więc jednak Piotr – powiedział Kamil do siebie. Czuł, że drżą mu dłonie, a serce wali niezwykle mocno.



Brian siedział przed ekranem, nieporuszony i spokojny, jakby spotkanie z obiektem pochodzenia nieziemskiego nie wywarło na nim żadnego wrażenia.

– Co robić? – zastanawiał się głośno Kamil.

– Można tylko czekać – Brian spojrzał na zegar. -Mamy jeszcze półtorej minuty.

Piotr wynurzył się po minucie. Nie zwracając zupełnie uwagi na rakietę Kamila i Briana zniknął we wnętrzu swojej.

– Wracam – usłyszeli w głośniku tylko to jedno słowo.

– My także – mruknął Brian i uruchomił silniki. -Myślę, że w tej sytuacji warto zatrzymać astrolot i wrócić tu ze skafandrami.

– Zgoda – powiedział Kamil i połączył się ze Steve'em.

Astrolot był już dość daleko. Widzieli na ekranie, jak obraca się wylotami dysz w przeciwnym kierunku, by rozpocząć hamowanie.

Rakieta Piotra wystartowała w kilkanaście sekund po nich. Nie patrzyli na nią, zajęci naprowadzaniem swojej na kierunek astrolotu.

– Patrz! – Brian wskazał na ekran sprzężony z wsteczną kamerą.

Z miotaczy rakiety Piotra tryskał ciągły strumień płomieni. Cygarowata bryła rozjarzyła się żółtym ogniem i po chwili była tylko kulą pły

– Zniszczył…- powiedział Kamil. – Nie mogliśmy temu zapobiec.

Odwołał manewr hamowania astrolotu. Obie rakiety szły teraz zgodnym kursem ku macierzystemu statkowi.

Gdy wszyscy trzej znaleźli się znów w korytarzu galerii dziobowej, Piotr podszedł bez słowa do Kamila. Wszyscy trzej weszli do klatki windy i zjechali nią na poziom załogowy. Z wyjątkiem pilotów cała załoga oczekiwała ich na korytarzu. Astronauci w ciszy odprowadzali ich wzrokiem aż do wnętrza przetrwalni.