Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 20

Albo uciekać na drugi koniec świata.

Z zazdrością typu: Bo jemu się zawsze wszystko udaje.

Bo na niej każda kiecka lepiej leży.

Bo on ma lepszy samochód.

Bo jej mąż kupił futro, a nam nie.

Bo on co chwila awansuje.

Bo jej za każdy występ więcej płacą itd. dajemy sobie spokój, ponieważ na myśl o takich doznaniach ogarnia nas zwyczajne zniechęcenie.

Nie zawracajmy głowy.

Podnieśmy swoje kwalifikacje.

Nauczmy się czegoś.

Zróbmy lepiej i więcej.

Schudnijmy.

A w ogóle weźmy się za coś, co naprawdę umiemy i róbmy to rzetelnie. Wtedy zaczną zazdrościć nam.

I nie ma tu co wytrzymywać z tymi lepszymi od nas i zatruwać sobie organizmu zazdrością. Szkoda naszego życia i zdrowia. Są lepsi, to niech są i niech im będzie. Kiepura też był od nas lepszy, także Maria Meneghini – Callas, także Fidiasz, także Szopen, także Mickiewicz, także Bolesław Chrobry…

Ogólnie biorąc, w szczytnym celu wytrzymania ze sobą nawzajem należy (co ponownie podkreślamy z naciskiem) pogodzić się z odmie

Na marginesie: Jeśli większość cech oraz wszystkie poglądy i upodobania my i nasza Istota mamy jednakowe, problem wytrzymywania w ogóle nie istnieje i nie ma o czym gadać.

Wskazane zatem jest: 1. Iść na kompromis.

W parzyste dni ustępuje nasza Istota, w nieparzyste my.

2. Polubić wady Istoty.

W pierwszych chwilach wybuchu uczuciowego jest to dość łatwe, a potem już wchodzi nam w nałóg.

3. Użytkować Istotę zgodnie z jej przeznaczeniem.

Nie będziemy zmuszać konia do pisania poezji ani poety do skakania przez rowy i płoty z siodłem na grzbiecie.

4. Zrobić sobie spis zalet Istoty od razu, na początku, bo później możemy zapomnieć, o co nam właściwie chodziło.

5. Nie wymagać od Istoty więcej niż od siebie.

Owszem, to najtrudniejsze.

6. Nie wymagać od Istoty tego samego, co od siebie.

Ta szafa do przepchnięcia, to dziecko do urodzenia, to myślenie racjonalne i logiczne… Też niełatwe.

7. Zastanowić się uczciwie, czy my sami wytrzymalibyśmy z tym, co znosi od nas nasza Istota.

8. Zastosować się ogólnie do rad, zawartych w niniejszym pouczającym utworze.

Nie chcemy tu nikogo wpędzać w depresję, ale czujemy się zmuszeni przypomnieć, że w naszym trudnym życiu istnieją jeszcze jednostki ludzkie, wymienione na samym wstępie. (Kto jednostek nie pamięta, niech zajrzy na pierwszą stronę.) Uprzejmie wyjaśniamy, iż nasza liczba mnoga nie pochodzi z megalomanii, tylko stąd, że autorka, występująca uporczywie w charakterze płci obojga, sama już nie wie, w ilu osobach istnieje.

Z mamusią i tatusiem w zasadzie najwięcej użeramy się w dzieciństwie i wczesnej młodości. Później łapiemy już jaki taki oddech i rozmaitym okropnościom możemy przeciwdziałać.

Nie da się ukryć, że najłatwiej z nimi wytrzymać, mieszkając oddzielnie.

Jeśli to szczęście udało nam się osiągnąć, grożą nam już tylko wizyty, nasze u nich i ich u nas.

Długość wizyt uzależniona jest ściśle od miejsca stałego pobytu.

Jeśli mieszkamy w Australii, a mamusia z tatusiem w Europie (albo odwrotnie), jasne jest, że nikt tu do nikogo nie będzie przybywał na parę godzin, tylko co najmniej na dwa miesiące, a może być i gorzej.

Jeśli mieszkamy w tym samym kraju, należy się liczyć z wizytami co najmniej trzydniowymi, a może być i gorzej.

Jeśli mieszkamy w tym samym mieście, w różnych odległych od siebie dzielnicach, wizyty dadzą się ograniczyć do jednego popołudnia, ale może być gorzej.

Jeśli mieszkamy na sąsiedniej ulicy, orgii wizyt w ogóle nie uda nam się opanować. Ale może być lepiej. i (Miasto nie ma nic do rzeczy. Dokładnie to samo dotyczy wsi.) Należy przyznać, iż bez względu na rodzaj i długość wizyt, z tatusiem (który zarazem jest teściem naszej Istoty, o czym warto pamiętać) na ogół nie mamy wielkich zgryzot. O ile nie jest: – zakamieniałym alkoholikiem, Co zmusza nas do poszukiwań po okolicznych knajpach, wizytowania szpitala odwykowego i transportu z izby wytrzeźwień, przyczyniając nam straty czasu i licznych kosztów.

– złodziejem, Co powoduje nasze ścisłe kontakty z bramą więzie

– aferzystą wysokiego szczebla, Co naraża nas na występowanie w roli świadka i wielogodzi





– królem, Co kompletnie dezorganizuje naszą egzystencję i wypłasza naszych co skromniejszych przyjaciół. ani też niczym podobnym, zazwyczaj wielkich kłopotów nie sprawia, nie czepia się, znajdujemy z nim nawet czasami wspólny język (przeważnie przy narzekaniach na mamusię) i wytrzymywać musimy tylko potężne chrapanie.

Zatykamy sobie uszy i cześć.

Z mamusią (będącą zarazem teściową naszej Istoty) sprawa wygląda gorzej.

Nie wiadomo dlaczego z faktem, iż nasze dziecko… nasza osobista własność, przedmiot naszych starań i źródło wszelkich nadziei, nasza podpora i skarb największy… nagle przestało należeć do nas i przeszło w ręce obcej nam osoby, łatwiej na ogół potrafi pogodzić się tatuś niż mamusia. Mamusia nie popuści.

I nawet trudno ocenić, w kogo bardziej wczepi pazury: w córkę czy w synka?

Zważywszy jednak, że mamusia to zawsze mamusia i choćby nawet była najnieznośniejsza i najuciążliwsza w świecie, wiążąc się z Istotą, zdołaliśmy jej umknąć, wytrzymywanie z nią w czasie wizyty polega na prostym przeczekaniu. Ozłoconym pewnością, że prędzej czy później wyjdzie lub wyjedzie.

Jeśli zatem mamusia u nas: a. Siada w fotelu i każe się obsługiwać, b. pomiata naszą Istotą, w której już widzimy zaczątek iskrzenia, C. Lata po całym domu i wszystko nam przestawia, d. Nigdzie nie lata, tylko wszystko krytykuje, e. Wypytuje nas natrętnie o intymne szczegóły naszej egzystencji, f. obraża naszych gości, g. Jojczy, płacze i narzeka, jaka to jest samotna i zapomniana, h. Wlewa w nas siłą wzmacniające ziółka, i. Wbija nas siłą w ciepłe majtki, gacie, sweterek i szaliczek, j. a nie daj Boże, może nawet robi porządek w naszych rzeczach, mobilizujemy się, zaciskamy zęby i przetrzymujemy, jak trąbę powietrzną, względnie bombardowanie. Czy jakikolwiek i

Chyba że: mamy na podorędziu drugą taką samą (na przykład sąsiadkę), z którą wspólnie będą mogły sobie ponarzekać.

Albo: Trzymamy w zapasie coś, co mamusia uwielbia i możemy jej tego błyskawicznie dostarczyć (kwoka z małymi kurczątkami, film z Gretą Garbo, ptysie z bitą śmietaną, przegląd błędów młodości aktualnej prezydentowej z fotografiami i komentarzem, flacha Remy Martin, kominek do oczyszczenia, żywy Bogusław Linda, żywy tygrys… Kwestia gustu).

Albo: Potrafimy organizować sobie awaryjne wyjście, a jeszcze lepiej wybiegnięcie z domu (telefon z życzliwą informacją, że pali się na naszym strychu, że właśnie kradną nasz samochód, że nasz wspólnik ucieka z naszymi pieniędzmi, że coś wybuchło w naszym miejscu pracy i jesteśmy wzywani w trybie natychmiastowym… itp.

Byle co nie wchodzi w rachubę, musi być wydarzenie rzędu co najmniej katastrofy).

Albo: Posiadamy terrarium i umiemy skłonić nasze ulubione zwierzątka do rozlezienia się po całym mieszkaniu (musimy umieć je skłonić także do powrotu).

Jest rzeczą jasną, iż powyższe kataklizmy nie powi

Mogą nam najwyżej od czasu do czasu dostarczać odrobiny ulgi.

Ale już sama myśl o uldze będzie stanowić pociechę i pozwoli łatwiej wytrzymać. Też zysk1

Bywa odwrotnie. Mamusia jest dla nas aniołem.

1. Wysłucha ze zrozumieniem.

2. Pocieszy i pomoże.

3. Udzieli sensownej rady.

4. Zadba. Naprawi, przygotuje.

5. Użali się i zatroszczy 6. Utwierdzi nas w mniemaniu, że jesteśmy najdoskonalsi w świecie.

Wszystko pięknie i sama radość, niemniej jednak uporczywie nasza mamusia dla naszej Istoty jest TEŚCIOWĄ.

Pozwolimy sobie na krótki przykładzik z życia.

Do stadła na kontrakcie w kraju o średnio rozwiniętej cywilizacji przybyła mamusia męża (a zatem teściowa żony).

Pierwsze, co uczyniła, to uprała wszystkie spodnie synka. Synek nie miał absolutnie nic przeciwko temu, ale jego małżonka potraktowała czyn teściowej niczym osobistą obrazę i nietaktowny wyrzut, jakoby niedostatecznie dbała o jego garderobę.

I już widać, że co i

Kimkolwiek dla nas jest, przybywszy z daleka z dłuższą wizytą, każe się oprowadzać i obwozić po nie znanym jej kraju, pokazywać i tłumaczyć wszystko…

Chce koniecznie poznać naszych znajomych i uczestniczyć w życiu towarzyskim…

Chce jeść to samo co w domu, bo u nas wszystko jej szkodzi…

W tym ostatnim wypadku pojawiają się przed nami ogromne szanse skrócenia wizyty. Wystarczy upierać się z wielkim smutkiem, że tylko takie potrawy w tym rejonie geograficznym istnieją, i

W pozostałych sytuacjach nastawiamy się z góry na wszelkie możliwe udręki i potem codzie

Malejąca ilość dni do skreślenia przysparza nam radosnej nadziei i wprawia nas w coraz lepszy humor, dzięki czemu wytrzymywanie traci swój straszliwy ciężar.

O ile jesteśmy kobietą, a teściowa zanudza nas wizytami kilkugodzi

Szumowanie konfitur, na przykład, albo pilnie potrzebną robótkę szydełkiem, w której bez przerwy trzeba liczyć oczka.

Trudno, siła wyższa musimy się temu oddać i w żaden sposób nie zdołamy poświęcić należytej atencji gościowi. Gość w końcu nie wytrzyma i pójdzie w diabły.

Nie warto chyba nawet wspominać, że zarówno robótkę, jak i konfitury odkładamy natychmiast do kąta i w ogóle nie spoglądamy w ich stronę aż do następnej wizyty. Raz wrzucone do garnka konfitury posłużą nam długo, a że skisną albo spleśnieją, to co nam szkodzi?

Nie miałyśmy wszak w planach przyrządzania smakołyku, tylko wypłoszenie teściowej.