Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 13 из 43

Furtka z ogrodzeniu nie była zamknięta. Zaraz za nią ujrzał mały dziedzińczyk, przejście dalej do ogrodu i oszklone drzwi w ścianie parterowego budynku. Drzwi były uchylone, a z wnętrza dobiegały jakieś głosy. Jarzębski, nie widząc dzwonka, grzecznie zapukał.

– Proszę! – wrzasnął ktoś ze środka po polsku.

Podporucznik Jarzębski skorzystał z zaproszenia, wszedł, uczynił cztery kroki i ujrzał salon, w którym siedziały trzy osoby. Dwie facetki i jeden młody człowiek.

– Dobry wieczór – powiedział w ojczystym języku. – Czy tu mieszka pani Alicja Hansen?

– Owszem, to ja. Dobry wieczór – odparła jedna z facetek, przyglądająca mu się z zainteresowaniem.

Tym, że dane z dokumentów paszportowych okazały się zgodnie z rzeczywistością, Jarzębski poczuł się zaskoczony tak, że przez chwilę nie wiedział, co zrobić. Miał ochotą paść na kolana i z całej duszy podziękować tej Alicji Hansen za samo istnienie pod podanym adresem. Powstrzymał się z pewnym trudem.

– Bardzo przepraszam, że tak znienacka panią nachodzę, ale czy znajduje się może u pani Joa

– Znajduję się – powiedziała natychmiast druga facetka. – To ja.

Jarzębski nie uwierzył własnym uszom i oczom. Młody był, ale znał życie, w czasie całego lotu z każdym kilometrem i z każdą minutą tracił kawałek nadziei i obecnie był już najgłębiej przekonany, że tej piekielnej baby nie znajdzie. Osłupiał do tego stopnia, że kolana się pod nim ugięły.

– Czy mogę usiąść? – spytał i zabrzmiało to jakoś dziwnie żałośnie.

– Oczywiście – przyzwoliła ta, która przyznała się, że jest Alicją Hansen. – Chociaż, między nami mówiąc, myślałam, że się pan przedtem przedstawi?

Podporucznikowi Jarzębskiemu w środku wzdrygnęło się wszystko i na moment zastygł w połowie siadania na najbliższym krześle. Jednak usiadł. Zamknął oczy, otworzył je. Tamci troje przyglądali mu się z umiarkowanym zaciekawieniem.

– Kajtuś…? – powiedziała pytająco Alicja Hansen. Młody człowiek pokręcił głową.

– Nie. W życiu go na oczy nie widziałem.

– Joa

– Też nie – zaprzeczyła stanowczo ta druga, która zgodziła się być Joa

Podporucznik nic nie mówił, bo właśnie w tej chwili uświadomił sobie, co czyni i zrobiło mu się gorzej, niż było. Odsiedział jeszcze chwilę w milczeniu, po czym wstał z krzesła i złożył wytworny ukłon.

– Wyjaśnię kolejno, jeśli państwo pozwolą – rzekł w przygnębieniu i najzupełniej rozpaczliwie. – Okazuje się, teraz to dopiero zauważyłem, że byłem cholernie przejęty. Zdaje się, że zrobiło mi się słabo, pierwszy raz w życiu. Dlatego musiałem usiąść.

– Rozumiemy – zgodziła się życzliwie pani domu. Podporucznik skłonił się z galanterią i kontynuował.

– Ponadto jestem tu całkowicie bezprawnie. Nazywam się Tadeusz Jarzębski i może mnie pani natychmiast stąd wyrzucić. Nikt z państwa nie ma obowiązku zamienić ze mną ani jednego słowa…

– Nie przesadzajmy, aż taka zacięta to ja nie jestem – przerwała mu pobłażliwie i wyrozumiale Alicja Hansen. – Większość osób przebywa w tym domu całkowicie bezprawnie. Jedna mniej, jedna więcej, nie robi mi wielkiej różnicy.

– Ja jestem bezprawnie wyjątkowo! – zakomunikował z mocą odzyskujący siły podporucznik. – Bardzo przepraszam, że nic powiedziałem tego od razu, ale to z przejęcia. Podstępem wydarłem z państwa personalia…

– Ze mnie nie – zastrzegł się młody człowiek.

– Nie szkodzi – uspokoił go Jarzębski. – Aż się boję powiedzieć i chyba będę błagał o litość. Jestem podkomisarzem policji w Polsce i na terenie Danii nie mam nic do gadania, ale przyjechałem prywatnie służbowo do pani Chmielewskiej…

– Aaaaa…! – wyrwało się pani Chmielewskiej.

– I nic mnie nie obchodzi, że pani jest podejrzana, bo zależy mi do szaleństwa tylko na jednej informacji. Możliwe, że dostałem amoku, teraz to widzę… Miałem, przyznaję, jakąś myśl o perfidnych podstępach, ale zdaje się, że mi nie wyszło. Jeżeli zamierzała pani prędzej czy później wrócić, to chyba właśnie wykończyłem Frelkowicza…

– Ty rozumiesz, co on mówi? – zwróciła się Alicja Hansen do Joa

– W pewnym stopniu, O tyle niedokładnie, że nie znam sprawy od ich strony. Jeden już ze mną rozmawiał.

– Nie ten?

– Nie, i

Podporucznik Jarzębski czuł się wprawdzie ogłuszony, w dodatku przez samego siebie, ale jakieś przebłyski świadomości chwilami się w nim zapalały.

– Na jakim miejscu? – oburzył się. – Przecież pani jest tutaj! Nikt z panią nie rozmawiał na miejscu!

– Owszem, przedwczoraj, zaraz, jak on się nazywał, takie wojskowe nazwisko… Werbel! Podporucznik Werbel. Pytał mnie o moje wszystkie synowe, nie wiem dlaczego.

Jarzębski wyraźnie poczuł, że znów robi mu się słabo.





– Jak to… Zaraz, chwileczkę… Jakie synowe…?!

– Moje. Różne. A co…?

Alicja Hansen odepchnęła nagle od stołu pusty fotel.

– Niech pan siada -powiedziała ze współczuciem. – Coś się tu chyba pokićkało. Mam wrażenie, że on myśli, że ty jesteś Joa

– Dam mu kieliszek, co? – zaproponował młody człowiek, podnosząc się z miejsca.

– Daj. I filiżankę.

– Jestem Joa

– Sympatycznie wygląda i jakoś przyzwoicie. W życiu bym nie powiedziała, że to policjant. Myślisz, że należy do tej części, którą kochasz?

– Jestem pewna. I nie łże, jak sama widzisz.

– Ale chciał…?

– I co z tego, że chciał, nie wyszło mu. To tylko dobrze o nim świadczy.

Podporucznik Jarzębski usiadł przy stole na podsuniętym fotelu i przyjął kieliszek czegoś. Pomyślał, że nie ma najmniejszego prawa być tu służbowo, jest zatem chyba prywatnie, a skoro jest prywatnie, nie ma żadnego znaczenia, co się w tym kieliszku znajduje. Atmosfera tego domu nie sprzyjała służbowości, a w ogóle zaczynała go ogarniać rzetelna rozpacz.

– O ile jestem w stanie zrozumieć, co się tu mówi, pani, to wcale nie pani, tylko pani – rzekł w przygnębieniu i spróbował koniaku, który okazał się bardzo dobry. – Nic z tego nie rozumiem, przecież pani jest w Warszawie! To ta druga przyleciała do Danii!

Młody człowiek zachichotał, a Alicja Hansen nalała do filiżanki kawy ze szklanego dzbanka, przysunęła cukier i śmietankę.

– Obie przyleciały – pouczyła Joa

Niezdolny do wydania głosu, podporucznik kiwnął głową.

– Mnie też. Zastanawiam się, czy powiedzieć panu prawdę. Zdaje się, że podejrzewacie ją o zamordowanie Mikołaja, pardon, pana Torowskiego?

Podporucznik był już tak skołowany, że znów kiwnął głową.

– Nic z tego. To znaczy, oczywiście, nie dam głowy, czy to nie ona go kropnęła, ale nawet jeśli, mam zamiar ją chronić. Na ile ją znam, to jednak nic ona, więc znajdźcie kogoś i

– Fałszerstwami pieniędzy – powiedział podporucznik Jarzębski bez namysłu i doznał dziwnego wrażenia, że postępuje słusznie, chociaż wbrew wszelkim zasadom. – I właśnie przyznaję się państwu, że tylko o to mi chodzi, ja nie jestem z wydziału zabójstw, tylko z gospodarczego. Miał dla mnie informacje, ale nie zdążyłem do niego za życia. I wszystko wskazuje na to, że w ostatniej chwili kobieta wyniosła z jego domu dotyczące tej sprawy materiały, a ową kobietą najprawdopodobniej była Joa

– Matko jedyna moja – powiedziała ze zgrozą Joa

– Dlaczego ona w ogóle jest od pani młodsza tylko o jedenaście lat?! – krzyknął podporucznik z ciężką pretensją.

Alicja Hansen i młody człowiek, nazywany Kajtkiem, najwyraźniej w świecie bawili się znakomicie. Joa

– Ona była starsza od mojego syna – powiedziała Chmielewska. – Przyznaję, że urodziłam go, mając lat siedemnaście, miałam zatem trzydzieści sześć, a on dziewiętnaście, kiedy uparł się z nią ożenić. Ona już była rozwiedziona i miała dwoje dzieci, więc nic byłam zachwycona pomysłem, ale poznałam ją osobiście i przestałam protestować. Uzgodniłyśmy między sobą, że rozwiodą się, kiedy on oprzytomnieje, on sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, że jest młodszy od niej o sześć lat, no i wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Rozeszli się po dwóch latach. Jak pan sobie to wszystko doda i odejmie, zrozumie pan, że różnica lat między nami wynosi tylko jedenaście, a w mojej rodzinie wszystkie kobiety zawsze młodo wyglądały.

– Toteż właśnie – powiedział podporucznik z uporem. – Dlatego ja nie mogę wiedzieć, która z pań jest która, bo pani więcej wygląda na nią, niż na siebie.

– Tu jest słabe oświetlenie – zwróciła uwagę Alicja Hansen, a Kajtuś znów zachichotał.

Joa

– Ona jest znacznie ładniejsza ode mnie – powiedziała cierpliwie. – Poza tym, siedzą tu dwie pełnoletnie osoby… trzeźwi jesteście, mam nadzieję…? Które zaświadczą, że ja, to ja. A jej nie ma.

– Ale przecież tu przyleciała?

– Przyleciała, zgadza się. Mignęła Kajtusiowi na lotnisku i gdzieś znikła. Nie wiem, gdzie się podziała, ale żadnych rzeczy Mikołaja nie miała ze sobą, to pewne. Jeśli cokolwiek od niego wyniosła, to coś zostało w Polsce.