Страница 47 из 50
– Co to znaczy? – spytał. – One tu były nie w porozumieniu z wami?
Krzysztof Cegna wyraźnie poczuł, że jest to chwila dla jego życia i kariery decydująca. Już wcześniej zorientował się, że jest podejrzany o angażowanie na własną rękę do współpracy osób postro
Wyraz twarzy majora uległ całkowitej odmianie.
– Człowieku, jak ty masz takie szczęście… – powiedział z żywym błyskiem w oku. – Jak ty tak zawsze będziesz trafiał w dziesiątkę… No, to ja się muszę nad tobą dobrze zastanowić!
– Przestań mylić – powiedziała Tereska surowo. – Eneasz miał syna Askaniusza i ojca Anchizesa, a nie odwrotnie. Swojego ojca, Anchizesa, wyniósł na plecach z płonącej Troi, a synek Askaniusz leciał obok. Prawdopodobnie rycząc baranim głosem.
– Te wszystkie imiona na A ciągle mi się plączą – odparła Okrętka z niesmakiem. – Agamemnon, Alcybiades, Achilles, Achajowie, a jeszcze na domiar złego Archimedes! I cała reszta!
– To tylko Grecja, nie przejmuj się. Rzym operował już większą ilością alfabetu.
– Aha. A Atylla?
– O Jezu, jeden Atylla, wielkie rzeczy, poza tym oszalałaś chyba! Atylla to piąty wiek! Już co jak co, ale jego chyba trudno z kimś pomylić.
Obie siedziały w pokoju Tereski i uczyły się historii, Sarenka nie poprzestała bowiem na badaniu wiadomości Tereski. Przy okazji znęcała się także i nad Okrętką, której nauka tego przedmiotu w towarzystwie przyjaciółki przychodziła z większą łatwością niż w samotności.
Przed ich nosem stał dowód wielkiego osiągnięcia i nadzwyczajnego sukcesu. Imponujących rozmiarów bukiet róż w pięciolitrowym słoju zdobił środek biurka, przy czym słój został użyty, ponieważ w całym domu nie było dostatecznie wielkiego wazonu. Taki sam bukiet róż stał pośród kaktusów u Okrętki.
Z kwiatami przybył Krzysztof Cegna w tydzień zaledwie po akcji w Wilanowie. Promieniał blaskiem szczęścia i z wdzięczności za pomoc zrelacjonował im dalsze szczegóły likwidacji przemytniczej szajki. Tajemnica spokoju, panującego tak długo w domostwie Sałakrzaka-szaleńca, wykryła się jeszcze tegoż wieczoru i zasługi, położone przez Krzysztofa Cegnę, przeszły najśmielsze oczekiwania.
Krzysztof Cegna właśnie zgłosił odkrywczą propozycję. Po złożeniu zeznań przez Tereskę i Okrętkę, po dostarczeniu im przywleczonego przez funkcjonariuszy milicji drewna, po pozbyciu się obu zdenerwowanych pomocnic, tknięty zapewne nadprzyrodzonym przeczuciem, uparł się, żeby sprawdzić, co słychać w melinie na Belgijskiej. Już wcześniej podsłuchał hasło, które pozwalało dostać się do jaskini hazardu, i dzięki jego to gorączkowym namowom trafiono tam na niezwykłą scenę.
Krzysztof Cegna opowiedział wszystko z zapałem i obrazowo.
– Poszliśmy we dwóch z porucznikiem, tak tylko, żeby zobaczyć, co tam się dzieje, porucznik miał krótkofalówkę, hasło o tej pielęgniarce wystarczyło. Po cywilnemu oczywiście. I proszę ja was, akurat jak się tam to całe towarzystwo najwięcej rozżarło, forsa wszędzie, w jednej puli ćwierć miliona, dolarów jak śmiecia, każdy z obłędem w oczach, weszło dwóch. Ten wasz ulubieniec z Tarczyna i jeszcze jeden, taki blondynek, nie znacie go, ale myśmy znali. I powiadają: „Milicja, ręce do góry”. I porucznik zbaraniał, i ja też. Zgarnęli wszystko, szczególnie że ci grający zgłupieli i żaden się nawet nie ruszył. Poczekaliśmy grzecznie, porucznik powiedział, co trzeba, do nadajnika, a ja przez ten czas robiłem hałas, co najmniej jakbym kokluszu dostał. Nikt się nie zdziwił, bo ze zdenerwowania człowiek może dostać gorszych rzeczy. No i jak już całkiem lokal wybebeszyli, weszli nasi i dopiero się zrobiła Sodoma i Gomora. Najwięcej uszarpali od tego faceta z Wilanowa, tego, co go tak nie lubicie, bo okazało się, że on był niemożliwie bogaty. Mnóstwo przegrał i akurat z ciężką forsą przyszedł się odbijać, a bogaty był, bo od urodzenia handlował walutami. Już za okupacji zaczął, a ogrodnika tylko udawał…
– A co się stało z jego żoną? – przerwała z zaciekawieniem Okrętka.
– Z jaką żoną? On nie miał żony. To wdowiec i bezdzietny.
Z dalszej relacji wynikło, że obaj podszywający się pod milicję napastnicy pozostawali w ścisłym związku z chudym blondynem i czarnym właścicielem Fiata. Dowody tego związku, zaprezentowane rozwścieczonemu handlarzowi z Wilanowa, sprawiły, że widząc się oszukanym, z zemsty zaczął sypać i nadzwyczajnie ułatwił rozwikłanie ostatnich szczegółów afery.
– Długo nie można było zrozumieć, wiecie, o co im chodzi z tą firanką – ciągnął Krzysztof Cegna, trzeci raz słodząc kawę, którą został podjęty. – A to był znak, jak się umówili, że zrobią napad sami na siebie. Mało im było tego, co mieli, bo dochód z przemytu szedł do podziału, najwięcej brał szef, to był ten z uchem, a Czarny Miecio i ten chudy czuli się skrzywdzeni. Ten chudy ich namówił. Chcieli ściągnąć do meliny możliwie dużo bogatych, szczególnie takich, co grali na dolary gotówką, i uzgodnili, że w najlepszym momencie odsuną firanką. Wtedy tamci dwaj, oni się tam nigdy przedtem nie pokazywali, przyjdą i zgarną forsę, niby że milicja. No i tak zrobili. Z tym, że przedtem już dwa razy usiłowali i ciągle mieli przeszkody. Raz im pani zrzuciła tę palmę, ta palma to też był znak, dopiero jak zleciała, zaczęli odsuwać firankę…
– Chwileczkę – przerwała nieco oszołomiona Tereska. – To znaczy, że co… że na znak ta palma miała zlatywać?
– Nie, skądże znowu, miała stać pośrodku okna. Ale sznureczek okręcił się przypadkiem dookoła donicy i jak pani zdrowo szarpnęła, to pociągnął i zleciała. Sznureczek szedł do dzwonka, ten ich cięć na dole w razie czego miał delikatnie pociągać i alarmować… A drugi raz zrezygnowali wtedy, kiedy im rąbnęłyście zegarki. Ten z Tarczyna wystraszył się, uciekł, i nie miał kto napadać…
Zarówno Tereska, jak i Okrętka zdołały już przeboleć metamorfozę młodzieńca o małpiej urodzie, który ze szlachetnej jednostki przeistoczył się w podstępnego bandytę. W przekonaniu, że powierzchowność o niczym nie świadczy, zachwiały się nieco, niepewne, czy mają ten wypadek zaliczyć do wyjątków, czy też nie.
Dalej Krzysztof Cegna wyjaśnił, że pamiętnego wieczoru melina przemytnicza stała pustką, ponieważ cała szajka była gruntownie zajęta w melinie hazardu. Dwa identyczne Fiaty złapano na gorącym uczynku zamiany numerów, przy czym wykryło się, że istniały też dwa bliźniacze Mercedesy.
– Podstawiali jeden za drugi i milicja już całkiem głowę traciła, bo numer się zgadza, wóz ten sam, a skutku żadnego…
Wszystkie pozostałe osoby złapano również, udowodnienie im w tej sytuacji nielegalnego handlu i przemytu było drobiazgiem, Krzysztof Cegna zaś ma zapewnione miejsce w szkole oficerskiej.
– A wszystko dzięki wam – oświadczył, z galanterią składając pocałunek na ich dłoniach. – Żebyście od początku nie zwróciły na to uwagi…
– Ale myśmy zwróciły uwagę na tego reżysera – przerwała Tereska samokrytycznie – nie na bandytów!
– Ale myśmy zwrócili uwagę na bandytów. Powiedziałyście, że ktoś za wami jeździ, i od tego się zaczęło. A potem, żeby nie ta heca w melinie i nie ten cały Sałakrzak, który w nerwach wszystko wysypał, toby nie poszło tak łatwo. I w ogóle wykryłyście najważniejsze rzeczy. Właściwie to nie ja powinienem iść do szkoły oficerskiej, tylko wy!
– Dziękujemy bardzo – powiedziała Okrętka z głębokim niesmakiem. – W zupełności mi wystarczy to, że zamknęłam w komórce milicjanta. Nikogo więcej wolę nie zamykać. I nie życzę sobie sama być zamykana ani kneblowana!
Ostatnia uwaga brała się stąd, że major przygotowawszy pułapkę na przemytniczą szajkę, świadomy konieczności utrzymania bezwzględnej tajemnicy, zaniepokoił się, że Tereska i Okrętka mogłyby go przedwcześnie zdradzić. Ujawnił nawet nikłą chęć zatrzymania ich obu aż do chwili rozwikłania afery.
– Czy panie w ogóle rozmawiają o tym z kimkolwiek? – spytał niespokojnie. – Może w szkole albo w rodzinie?
– Broń Boże! – wrzasnęły na to obydwie gwałtownie i niezwykle zgodnie. – I niech panu przypadkiem nie przyjdzie do głowy coś powiedzieć – dodała Tereska ostrzegawczo. – W szkole wykluczone, mieliby nas wszyscy za głupie i zatruliby nam życie. A w rodzinie jeszcze gorzej. Nikt nic nie wie i nie ma prawa wiedzieć. Musiałybyśmy uciec z domu.
Okrętka kiwała głową, a obecny przy tym Krzysztof Cegna uroczyście zaświadczył, że istotnie rodzina Tereski o niczym nie ma pojęcia, ona sama zaś stara
– Aleksander Wielki – powiedziała teraz z obrzydzeniem Okrętka, wpatrzona w róże. – Albigensi, Aaaaaa…
– Nie chcę cię martwić, ale Atyllę pobił w Galii niejaki Aecjusz – powiedziała niemiłosiernie Tereska. – Też na A. A potem było jeszcze paru Albrechtów, w tym ten jeden od hołdu pruskiego. Później zwariował, przypuszczalnie ze zmartwienia, że spotkała go taka hańba. Możliwe, że naigrawała się z niego królowa Bona.
– Na litość boską, jakim cudem te wszystkie rzeczy pamiętasz? Do tyłu i do przodu?! Gdzie Galia, a gdzie hołd pruski?!
– Muszę. Ona lata po wszystkich wiekach. Muszę mieć w zapasie rozmaite szczegóły, w razie gdybym zapomniała czegoś i
– W przyszłym roku wybij sobie z głowy te kryminalne rozrywki, a w każdym razie przyjmij do wiadomości, że ja stanowczo odmawiam. W przyszłym, roku będzie matura. Ja już teraz się boję.
– Toteż właśnie – powiedziała Tereska trochę bez związku. – Kajak trzeba kupić w tym roku, bo w przyszłym mogę nie dać rady. I w tym roku zrobić kartę pływacką. Na kartę pływacką ostatni raz skoczysz na głowę, a potem już będziesz mogła włazić do wody nogami. Niech cię to pocieszy, a teraz bierz się za robotę!
Okrętka pomyślała sobie, że po wszystkim, co dzięki Teresce przeżyła dotychczas, nic ją już właściwie nie przestraszy, a po zakończeniu tak potężnej afery przemytniczej drugiej podobnej chyba zbyt szybko nie będzie. Poza tym karierę Krzysztofa Cegny mają z głowy i nikomu na razie nie muszą pomagać. Na wspomnienie Krzysztofa Cegny zrobiło jej się nawet przyjemnie.