Страница 12 из 50
W pół godziny później radiowóz podjechał pod dom Okrętki, która została brutalnie wyrwana ze snu i siłą zwleczona z tapczanu. Zasłanianie się bólem głowy nic jej nie pomogło, Tereska była bez miłosierdzia.
– Jeżeli ze mnie zrobili głupią i narazili mnie na kompromitację w obliczu tłumów ludzi, to ty też powi
– Boże, ratuj, jaki Skrzetuski? – spytała oszołomiona Okrętka, której śniło się jakieś dziwne skrzyżowanie Robin Hooda z Arsenem Lupin i nie była pewna, czy nie śni jej się, dalej.
– Ten na drodze, ten, który uciekł przed nami. Nie zauważyłaś, że jest podobny do Skrzetuskiego? Wtedy, kiedy się użerał ze złapanym na arkan Chmielnickim. Ubieraj się, prędzej!
W komendzie MO zostały potraktowane poważnie i od razu poczuły się bardzo ważnymi osobami. Dzielnicowy, który pracował w tej komendzie od wielu lat, znał nie tylko swój rejon, ale także jego okolice. Żadną miarą nie mogąc dopasować zasłyszanych informacji do nikogo spośród swoich podopiecznych, usiłował zdobyć możliwie dużo szczegółów. Zapał Krzysztofa Cegny działał zaraźliwie.
Tereska i Okrętka z największą dokładnością opisały trzy zbrodnicze indywidua, kilkakrotnie cytując ich rozmowę. Z żalem stwierdziły brak wyraźnych i pożytecznych, rzucających się w oczy, znaków szczególnych, które pozwoliłyby na poczekaniu rozpoznać ich na ulicy, na podstawie samego opisu.
– Miał włochate plecy – powiedziała Okrętka po długim namyśle.
– Który?
– Ten z łopatą.
– Na nic. Przez ubranie czegoś takiego nie widać, a goły po mieście nie chodzi.
– Ten w krawacie miał tępy wyraz twarzy – zauważyła Tereska niepewnie.
– Też na nic. Trzeba by łapać bez mała co drugiego…
W kwestii wzrostu również trudno było coś ustalić, zważywszy, że tylko jeden stał, a dwaj siedzieli. Zdekompletowana odzież uniemożliwiała opis garderoby. Dzielnicowy posępniał coraz bardziej.
– I mówili, że kiedy ta zbrodnia ma nastąpić?
– O drugiej. W nocy, bo była mowa o śpiących ludziach.
– Aha. A miejsca bliżej nie określili?
– Koło skwerku.
– No tak. I samochodem?
– Samochodem.
– No tak… To tylko przez działkę możemy do nich trafić. Inaczej nie ma siły.
Wbrew gorącej niechęci Tereski i Okrętki postanowiono, że nazajutrz skoro świt, przed rozpoczęciem lekcji w szkole, najlepiej o wpół do siódmej rano, doprowadzą one przedstawicieli władzy do podejrzanej działki, milicja zaś powi
Zarówno Tereska, jak i Okrętka nader zgodnie i bardzo stanowczo oświadczyły, że na ową działkę nie trafią żadną i
– To tu – powiedziała Tereska, zatrzymując się w alejce.
– Ależ skąd! – zaprotestowała Okrętka. – To tam!
– Coś ty? Tutaj! Tutaj jest stół, a tutaj on kopał.
– Nic podobnego. Stół stoi tam, przecież widzisz. A tu siedział ten w fartuchu.
– Ale to było przy drodze w poprzek!
– Toteż właśnie. Przy tamtej drodze w poprzek!
– Niech się panie szanowne na coś zdecydują – zaproponował beznadziejnie dzielnicowy – Nie możemy się zajmować wszystkimi ludźmi na wszystkich działkach.
Na szanowne panie nie było siły. Każda z nich kategorycznie upierała się przy swoim, przy czym podejrzane działki, oddalone od siebie o kilkadziesiąt metrów, istotnie wyglądały prawie identycznie. Na każdej z nich znajdował się stół, przy nim ławeczka, przy ławeczce rosło duże drzewo, a środek wydawał się świeżo skopany. Kilka uwag Krzysztofa Cegny, wygłoszonych przy wczorajszym przesłuchaniu i dzisiejszej lustracji, sprawiło, że i Tereska, i Okrętka poczuły się gorąco przejęte. Słuszność uratowania życia przyszłej ofiary i złapania bandytów przed popełnieniem zbrodni nie budziła najmniejszej wątpliwości. Wszelkimi siłami starały się w tym dopomóc.
W ostatecznym rezultacie dzielnicowy zdecydował się sprawdzić obie podejrzane działki i zorientować się bliżej w poczynaniach ich właścicieli. Wszystko razem mogło okazać się pomyłką, ale mogło też być śladem poważnej afery. Dzielnicowy lubił wiedzieć, co się dzieje na jego terenach, a Krzysztof Cegna z uporem pchał go do czynu. We właściwym momencie miała nastąpić konfrontacja świadków z podejrzanymi.
– Słuchaj – powiedziała w zadumie Okrętka, kiedy obie wyjątkowo wcześnie zbliżały się do szkoły. – My chyba jesteśmy zupełnie bezmyślne.
– Możliwe – przyznała Tereska. – Bo co?
– Bo przecież sad mamy pod nosem. Jak wczoraj przełaziłam przez to wszystko, wyraźnie widziałam, że tam na kawałku rośnie coś takiego jakby szkółka. Wpadło mi w oko. Po jakiego diabła mamy włóczyć się Bóg wie gdzie, po obcych ogrodnikach, kiedy tego tutaj to nawet ja znam.
– Ten jeden, sam jeden, nie nastarczy. Było tam tysiąc drzewek? Nawet gdyby, to wszystkich nie odda. Dzisiaj pójdziemy do niego, ale potem musimy jednak jechać i do tamtych. I słuchaj, może lepiej będzie od niego wziąć adresy, bo w tamtych miejscach, które oni podali, mogą się na nas zaczaić.
Okrętka wrosła w chodnik.
– Zwariowałaś? Dlaczego?!
– No przecież nic o nas nie wiedzą. Nie szli za nami, nie powiedziałyśmy im, która szkoła, ani w ogóle nic. Jeśli postanowili nas też zamordować, muszą nas szukać w jakimś uzgodnionym miejscu. Chodźże wreszcie, będziesz tu stała do końca świata?
– Boże, Boże! – jęknęła Okrętka. – Za czyje grzechy ja muszę to wszystko znosić?! Ja wcale nie chcę takich sensacji, gdybym wiedziała, co z tego wyniknie, złamałabym wczoraj nogę! To ty chcesz mieć urozmaicone życie, a nie ja!
– Nic straconego, złamać nogę zawsze zdążymy. Nie przesadzaj, nic takiego na razie się nie dzieje. A ten Skrzetuski wydaje mi się sympatyczny i zobacz sama, że on ma rację.
– Rację ma, owszem – mruknęła Okrętka, wlokąc się z niechęcią w kierunku szkoły. – Brakuje mu czarnej brody… Ale ja w tym nie muszę uczestniczyć. Proszę cię, miej sobie to urozmaicone życie beze mnie!
Tereska istotnie od najmłodszych lat, od chwili, kiedy nauczyła się czytać, a być może nawet wcześniej, gorąco i namiętnie pragnęła mieć urozmaicone życie. Wszelka myśl o stabilizacji, normalizacji, bezruchu i zastoju była jej wstrętna. Teraz jednak doszła do wniosku, że litościwa Opatrzność przesadziła chyba nieco w realizacji jej pragnień, życie bowiem zrobiło się urozmaicone do szaleństwa.
Bezpośrednio po szkole, musiała składać wizyty rozmaitym ogrodnikom i badylarzom, rozprzestrzenionym szerokim kręgiem po okolicach miasta, i maksymalnie wysilać umysł, żeby nakłonić ich do dobroczy
Transport drzewek, świadomie przesunięty na możliwie jak najpóźniejszą godzinę, odbywał się w sposób dość osobliwy i przyjemnie było ukryć go pod osłoną ciemności. Wiadomo było przy tym, że Boguś później niż do ósmej nie przyjdzie, po ósmej zatem mogła spokojnie oddalić się z domu, tak że razem wziąwszy, składało się zupełnie nieźle.
Wśród wielu rozmaitych rupieci u Okrętki znalazły się pochodzące z zamierzchłych czasów zabytkowe sanie, które jej ojciec wykonał po powstaniu, w ostatnią zimę wojny, i które służyły wówczas do przewożenia kartofli. Nie dysponując niczym i
– Wyglądamy jak handlarze odpadkami – powiedziała Okrętka z niesmakiem.
Wygląd był Teresce w tym wypadku w zasadzie obojętny, wolała jednak nie afiszować się nim zbytnio w biały dzień. Tego tylko brakowało, żeby przypadkiem natknąć się na Bogusia! Po poprzedniej kompromitacji coś takiego mogłoby przynieść szkodę nieodwracalną.
Po następnych trzech dniach pani Marta popadła w rozterkę. Dotychczas była skło