Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 48 из 49

I znów, jak zwykle, narobiło się wszystkiego za dużo. Mój gości

Zmieniając obuwie, Lalka zażądała szczegółowej relacji o wydarzeniach. Należała się jej, to jasne, ale zaintrygował mnie ognipiór.

– Zleceniodawca – wyjaśniła krótko. – Ognisty ptak i wszystko i

– Omówiliście? – zatroskałam się.

– A jak? Wszystko proste, na kolorystyce się opiera, w razie wątpliwości wyjaśnimy je w drodze powrotnej. Rano, jadąc po mnie, zadzwoni, znaczy nie sam będzie jechał, tylko człowieka wyśle, solidny jest, można mu wierzyć, już ci mówię wszystko, żeby mieć z głowy i dajmy sobie z nim spokój. Po żer przyleciałam!

Żer spowodował, że jakoś tam marginesowo zastanowiłam się, co mam w domu do jedzenia i problem od razu przysechł. Kaszanka, wątróbki drobiowe, korniszonki, jajka… O, bez przesady, wystarczy, Lalka nie wołoduch, a jeden posiłek bez witamin nikogo nie dobije.

– Tylko żadnego żarcia! – zastrzegła się gwałtownie na schodkach salonu. – W samolocie było, nie marnujmy czasu, pić możemy cokolwiek i mów, znaczy nie ty, tylko ja, bo moje krótsze…

W rezultacie na przyjęcie złożyły się plasterki kaszanki, kawałki różnych serów i czerwone wino. Skórki od kaszanki stara

– …ona się trzęsła – mówiła Lalka gniewnie. – Nie, żeby podejrzewała, ale coś jej w środku trzeszczało, a głupio jednak mieć ojca psychopatę, bo że świr, to pewne. Na końcu to wyszło na jaw, wcześniej myślałam, że się boi o chłopa, tego Henryka, i myślałam, że słusznie…

– Ja też – przyznałam ze skruchą. – Aż do chwili, kiedy go poznałam.

– Bo jaki on?

– I

– Ona to wiedziała. I bała się, teraz rozumiem, ojciec to ojciec, nawet prawo nie pozwala ci się odciąć, bała się go jak cholera pod każdym względem. I tak rozpaczliwie miała nadzieję, że może jednak nie, może to ten Barier, nie, Poręcz, może ktokolwiek. Tyle czasu żyła w nerwach! To teraz mów, czy to pewne…?

Już od rana miałam w domu dwie kasety. Ściśle biorąc, kopie dwóch kaset, jedną dostałam od Ostrowskiego, drugą dostarczył mi Górski z suchym komunikatem, że to na pamiątkę. Nie musiałam nic mówić, Lalka w skupieniu słuchała wyjątkowo dobrego nagrania.

– …Jak państwo sobie to właściwie wyobrażają? – brzmiał głos Górskiego bardzo wyraźnie, acz nieco zgryźliwie. – Wali nam się na głowę seria zabójstw ludzi znanych, można powiedzieć na świeczniku, połączonych tysiącem węzłów z rozmaitymi czy

– Wcale nie miałam takiego przeczucia! – to był mój wtręt, pełen urazy.

Górski kontynuował.

– Bo gość pasuje charakterem, wyjaśniam, a prokurator znów pyta, skąd ja to wiem. A bo niejaka Wiśniewska, wścibska baba, tak powiedziała. Gorzej, mamy jedno z narzędzi zbrodni, gdzież znalezione? U starszej pani, niezbyt sprawnej fizycznie, aktualnie z ropnym zapaleniem wyrostka robaczkowego, która to pani, o ile wiem, nigdy w życiu nie przekroczyła progu budynku telewizji…

– Raz przekroczyła – to Peter.

I znów Górski, wyraźnie lekceważący uwagi słuchaczy.

– …ale w telewizji pracuje jej syn. A podejrzany jest jego chrzestnym ojcem. I co z tego do cholery, pyta mnie prokurator, i zwraca mi uwagę, że każdy chrześcijanin ma jakiegoś chrzestnego ojca…

– Podobno czasem chrzczą z wody…? Wtedy chyba nie ma…?

– Bo od razu umarło. A Peter żyje…

Te przeszkody Górski przeczekiwał. Dalej brzmiał mocno jadowicie.

– Prokurator, jeśli jeszcze wytrzymuje i nie wyrzuca mnie za drzwi, pyta, gdzie był podejrzany w chwilach popełniania zabójstw, może go widziano na miejscu przestępstwa? A skąd, odpowiadam, był w ogóle poza Warszawą…

– Przecież przyjechał!

W tym miejscu Górski uwzględnił moje oburzenie.

– Czego dowodzi fakt, że pani Chmielewska widziała jakiegoś chorego w bandażach i całkowicie obcy samochód, do podejrzanego nie należący. Na tej podstawie mam dostać nakaz zatrzymania obywatela tego kraju, osobnika praworządnego, niekaranego, na którego nigdy nie wpłynęła żadna skarga. Nawet mandatów nie płacił!

To ostatnie zabrzmiało jak okrzyk rozpaczy.





– No, wiesz – pokręciła głową Lalka. – To wszystko racja, on chyba rzeczywiście miał niezłą zgryzotę. Jakim cudem w końcu trafił?

– Zaraz będzie – zapewniłam ją. – Słuchasz taśmy Ostrowskiego, nikt nawet nie zauważył, kiedy zamieniał jedną na drugą, jedna by nie wystarczyła.

– A pewnie. Dawaj dalej!

– Świadkowie? – tu wskoczył Wierzbicki badawczo i z naciskiem.

Górski Wierzbickiego potraktował poważnie.

– Świadkowie…! Trzeba zobaczyć ich zeznania na oficjalnych protokółach! Absolutne zero, rozmazane w dodatku, istna sieczka, konglomerat niepewności, imponujące zaniki pamięci. Świadek Wiśniewska ma w ogóle przytępiony słuch, żaden dźwięk do niej nie dociera, nic nie widzi, nic nie słyszy, a sąsiadów prawie nie zna. Czy to koniak na tym stole? Mogę się umizgnąć? Radiowozem przyjechałem i radiowozem odjadę…

Mieszane dźwięki nie dawały jasnego obrazu sytuacji. Rzuciłam się wtedy po kieliszek, prawie wpadając Wierzbickiemu na głowę. Ostrowski coś mamrotał, ale Górski mu przerwał.

– I gdyby nie to wszystko, co od państwa usłyszałem, cała sprawa poszłaby ad acta. Nie od razu, ale taki byłby skutek. Dwie rzeczy… – niewątpliwie zwrócił się do mnie. – To chyba czysty przypadek, że pani mi napomknęła o jakimś chłopaku z przeciwka, przypomniałem go sobie, ten vis – a – vis Wystrzyków…

– Ale on tam krótko mieszka. I nie spodobałam mu się!

– Nie szkodzi. Dziękuję bardzo… Ja też mu się nie spodobałem, dzięki czemu okazał się bezce

– No…! – to była Magda.

Górskiemu jakby zmienił się nastrój.

– Głównie wspomogła mnie młoda dama, towarzysząca młodzieńcowi. Tam, zdaje się, rodzice wyjechali na jakiś urlop i zostawili wolną chatę. Krótki urlop chyba, bo krzyki słyszałem, że czasu tyle, co ognia w krowie, a tu jeszcze jakieś łajzy przeszkadzają, rozumiem, że jedna łajza to pani, a druga ja.

– Może był jeszcze ktoś po drodze.

– Możliwe. I miał być spokój, a tu ciągle złośliwe ścierwo za drzwiami się skrada i człowiekowi nerwy szarpie. Przez co młodzieńcowi spada poziom wigoru. Ja teraz oczywiście dokonuję tłumaczenia, krzyki miały nieco i

– Skradające się za drzwiami ścierwo widzieli?

– I to również obydwoje. Dama trochę nieufna, sprawdziła, czy amant prawdę mówi, obejrzała sobie denerwującą postać całkiem dokładnie, częściowo przez wizjer, a częściowo przez dziurkę od klucza.

– Wystrzyk? – to Wierzbicki, suchym głosem.

– We własnej osobie. Ponadto drugi użyteczny element, dopiero wczoraj wyszło na jaw, że istnieje jeszcze jedno nagranie z kamery w budynku telewizji, to też czysty przypadek, tam panuje bajzel techniczny, od którego włos się jeży. Należało ściągnąć wszystkich wykonawców zabezpieczeń, nawet sprzed lat, tymczasem ten właściwy pojawił się w Warszawie całkowicie dobrowolnie, z Gdańska wpadł na chwilę, nie mając pojęcia, że akurat jest potrzebny. Oczywiście natychmiast do niego dotarło i sam się zgłosił…

Zatrzymałam na chwilę taśmę, bo przypomniało mi się wrażenie, jakiego doznałam w tamtym momencie. Siedząca obok mnie Magda jakoś gwałtownie zesztywniała. Jeden oddech z niej wyszedł z delikatnym świstem. Nie odezwała się ani słowem, trwała jakby w tym sztywnym oczekiwaniu.

Teraz odgadłam. Jasne, ów alarmiarz, przybyły z Gdańska, to był jej desperado, może do niej przyjechał, może byli umówieni, może Górski powie coś więcej, a naprzeciwko siedział przecież Ostrowski…

Omal nie wyrwało mi się do Lalki, ale nie, zdołałam wyhamować. Magdy sprawy, nie nasze i nie Ewy Marsz!

– No…? – zniecierpliwiła się Lalka.

Prztyknęłam odtwarzaczem.

Górski mówił dalej.

– …o jednej kamerze nikt nie wiedział, a on ją osobiście instalował. Taśmy starczyło, prawie na samym końcu nagrał się jeszcze obraz. Zamorski, wchodzący do budynku w towarzystwie jakiegoś faceta, widać, że są razem. Jest na tym godzina i data…

Z kamery wyszło zamieszanie, wszyscy naraz usiłowali coś powiedzieć, Ostrowski uczepił się techniki powiększeń i wyostrzania, Piotruś Pan ochroniarzy, jakiś Tyrczyk powinien zostać dociśnięty, usiłowałam wepchnąć w to bardzo konkretne pytanie „i co?!”, a Wierzbicki mnie wspomagał. Górski znów doszedł do głosu.

– I to już wreszcie jest punkt zaczepienia… Po tym, co tu podsłuchałem… Inaczej się szuka, jeśli się wie, czego. Mam przynajmniej podstawy, żeby przycisnąć tych wszystkich w Busku, przygniotę Kraków, tam dochodzenie w proszku, a w końcu ludzie się znają, dwóch sobie wytypowali, portrety pamięciowe…