Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 51 из 70

Później od służby dowiedziałam się, że w trakcie naszej rozmowy zawrócił do mnie i Armand. Ujrzawszy jednak powóz państwa Borkowskich na podjeździe, zrezygnował z wizyty i nawet z konia nie zsiadł. Wywnioskowałam z tego, że tym razem dla zabicia mnie przyjechał, nie zaś tylko dla kompromitacji, i świadkowie go zniechęcili.

Roman krótko potem się pokazał, tak wyraźnie wzburzony, żem go od razu na rozmowę do gabinetu wezwała, znów drzwi zamykając, smętnie zaciekawiona, kiedy też plotka o moim romansie z koniuszym rozejdzie się powszechnie.

– Już wiem, proszę jaśnie pani, skąd pochodzi pomyłka pana Guillaume – oznajmił bez wstępów. – Udało mi się. Szmul wie, co ma czynić, i tylko na pana Guillaume czyhał, żeby mu się swoim świadczeniem dyplomatycznie pochwalić, ale pan Guillaume na oczy mu się nie pokazał. Noc gdzie indziej spędził, wpadł o świtaniu po moderunek myśliwski i wypadł, nim ktokolwiek zdążył z nim słowo zamienić.

– Ciekawe, gdzie tę noc spędził, bo u nas w domu był spokój – mruknęłam zgryźliwie.

– Jeśli jaśnie panią plotki obchodzą, to na symulowanym wyjeździe do Warszawy, a naprawdę w oranżerii pani baronowej Tańskiej – odparł mi Roman spokojnie. – Ale ja wiem, że rzeczywiście był i w Warszawie, bo to właśnie sprawdziłem. Dependentów pana Jurkiewicza poił i podpytywał, ściśle dwóch, oni zaś mu przysięgli, że żadnego testamentu nie ma. Jaśnie pani nie napisała.

Przeraziłam się.

– Na litość boską, to co pan Jurkiewicz z nim zrobił?!

– Schował u siebie i przez żadne rejestry nie przepuścił. Tego też się właśnie dowiedziałem, mieniąc się zaufanym posłańcem jaśnie pani. Posiadanie dokumentu utrzymał w tajemnicy, choć wszyscy tam wiedzą, że owszem, testament jaśnie pani jest w trakcie tworzenia i jakieś trudności formalne napotyka. Jest to nic i

– Świetnie! – rozzłościłam się. – A przez jego arcydzieło ja życie stracę!

– Na to wygląda. Boję się, że nawet gadanie Szmula nie pomoże, bo pan Guillaume weźmie to za plotki albo też przypuści, że coś tam zostało źle napisane i nie ryska ważności. Albo jeszcze gorzej, że pan Jurkiewicz wcale tego nie ma, tylko jaśnie pani gdzieś u siebie schowała. Zacznie się wdzierać i dom przeszukiwać, a już na pewno nie straci nadziei, że po, Boże nie dopuść, śmierci jaśnie pani znajdzie i zniszczy.

– Do licha… Trzeba było może wikaremu powiedzieć… – Też źle, bo w razie zmiany kościół się obrazi… Popatrzyliśmy na siebie, Roman głęboko zatroskany, ja zirytowana i stropiona.

– Ze wszystkiego wynika, że naprawdę muszę go otruć wyrwało mi się.

Roman, wcale tą myślą nie wstrząśnięty, pokręcił głową. – Osobiście jaśnie pani nie da rady. Natomiast w razie gdyby się nocą włamał do domu… Włamywacza zastrzelić, rzecz zwykła. Pułapkę nawet można by zastawić, drzwi nie zamknąć… No, skandal byłby okropny, bo nikt by nie uwierzył, że on nie z wolą jaśnie pani przyszedł, ale chyba lepszy skandal niż grób?

Też byłam tego zdania, nawet na sto skandali gotowa, żeby życie ocalić. Jedyne, co mnie niepokoiło, to Gaston, kto wie jak by tę kwestię potraktował, jak by przyjął moją rzekomą rozpustę… I to jeszcze z Armandem…

– On przecież nawet teraz może do jaśnie pani przez okno strzelić – powiedział Roman ponuro.

Mimo woli spojrzałam w okno, oczywiście częściowo otwarte, za którym ciemność panowała. Może przynajmniej kotary powi

Roman, niestety, skrytykował mój pomysł, który mu natychmiast przedstawiłam. Armand mieszkał na piętrze, żeby go trafić, na drzewie trzeba by siedzieć, nie wiadomo przy tym ule wieczorów i nocy mógł gdzie indziej spędzić. Moją codzie





– A co gorsza – westchnął – widzę, że jaśnie pani wcale czegoś takiego pod uwagę nie bierze… pan Guillaume wcale nie musi strzelać do jaśnie pani osobiście. Pierwszego lepszego zbira może opłacić, złote góry mu obiecać, zbir w jaśnie panią huknie, a pan Guillaume zaraz potem, przy rozrachunkach, zbira spokojnie zabije, żeby szantażu uniknąć. Dla niego to kiszka z grochem… znaczy, chciałem powiedzieć, małe piwo… znaczy, bardzo przepraszam, chciałem powiedzieć, nic takiego, drobnostka. Śledztwa w sprawie zbira nikt nie będzie prowadził…

Omal w zapale nie zaproponowałam Romanowi, żebyśmy też wynajęli zbira, którego się potem spokojnie zabije, ale zreflektowałam się. Uświadomiłam sobie, że jednak nie poszłoby to tak spokojnie, krwiożerczych skło

– Drgnęłaby jaśnie pani bez wątpienia – zapewnił mnie Roman. – Co i

Na tym stanęło.

Co za noc przeżyłam okropną…

Nie, nie przez Armanda, cóż znowu! Przez Gastona. Od chwili kiedy mi na myśl przyszedł, już się tęsknoty do niego pozbyć nie mogłam. Sama zostawszy, tylko jego jednego miałam w głowie, i żeby tylko! W głowie, w sercu, w całej sobie, aż zęby musiałam zaciskać i paznokcie w dłonie wbijać. Szał mnie jakiś do niego ogarniał, w pamięci miałam owe noce, razem za sto piętnaście lat spędzane, i prawie jęki się ze mnie wyrywały. Chciałam go wszystkim, chyba plecami nawet!

O zaśnięciu mowy nie było. Przewracałam się w pościeli, wstawałam, chodziłam po tym gości

Kiedy zaś zadrzemałam na chwilę, Gaston mi się natychmiast śnił, garnący mnie w uścisku, i budziłam się rozgorączkowana i nieszczęśliwa bezde

Niedługo jednak wytrzymałam i ledwie świtało, a już na mojej klaczy się znalazłam. Wschód słońca na skraju lasu mnie zastał, nie wiem, która z nas bardziej była zmęczona, z Gwiazdeczki para buchała, ale ja spokojniejsza się nieco poczułam. Wreszcie jakaś rozsądniejsza myśl do głowy mi przyszła, że oto głupstwo robię, na zamach jakiś się narażam, ale siły wielkiej ta myśl nie miała. Własne życie stało mi się obojętne, Gaston tylko istniał, a przy nim znikła reszta świata.

Do domu jednakże wróciłam już opanowana, przynajmniej zewnętrznie. Roman mi wyrzutu żadnego nie uczynił za samotną wyprawę, bo, jak się okazało, Armanda pilnując, o mnie był spokojny. Zbira nawet jeśli Armand wynajął, to tak niedawno, że chyba nie zdążył go na mnie zasadzić, takie rzeczy Roman wiedział, wszędzie swoich ludzi utknąwszy, których nawet pojęcia nie miałam, skąd bierze. Plany nasze nadal były w mocy, ale ostatecznie do Warszawy nie pojechałam, ledwo się bowiem zdążyłam ogarnąć po szaleńczej jeździe, przybył pan Jurkiewicz.

Trafił akurat na późne śniadanie. Z trudem okazałam tyle grzeczności, żeby już przy stole awantury mu nie zacząć robić, ale na więcej się nie zdobyłam. Nim w gabinecie miejsce w fotelu zająć zdołał, z pretensjami wystąpiłam.

I okazało się, że niepotrzebnie, bo pan Jurkiewicz gotowy dokument do podpisania przywiózł. Nadęty mocno i naburmuszony, wytknął mi, że moje lekkomyślne zaniedbania zmusiły go do korespondencji telegraficznej z panem Desplain, bez mała dzień i noc trwającej, co pozwoliło wreszcie mój stan posiadania ustalić i do tego rzecz równie ważną, wykonawstwo testamentu na dwa kraje. Z mojego pisma bowiem wynikało, że w Polsce owszem, występuje pan Borkowski, we Francji natomiast nie wiadomo kto. Wspólnie o tym beze mnie zadecydowali, ja zaś zgodziłam się teraz na ich decyzje, nawet nie słuchając, bo mi było wszystko jedno. Aż się trzęsłam do złożenia podpisu!

Świadkiem jednym był sam pan Jurkiewicz, drugim zaś, jak na zamówienie przybyły ksiądz wikary, który po obiecane pieniądze dla ubogiej rodziny przyjechał. Podpisał się, w treść testamentu wcale nie wnikając, i zaraz odjechał.

Za to na samo zakończenie tej procedury zjawił się Armand, co mnie nad wyraz ucieszyło. Nie omieszkałam powiadomić go natychmiast, co tu robimy i do czego mi ‘pan Jurkiewicz potrzebny. Pan Jurkiewicz lekkie zdziwienie i niezadowolenie okazał, kiedy o rozdysponowaniu majętnością tak skwapliwie mówiłam, i bardzo niechętnie potwierdził kościelną korzyść, Armand natomiast prawie pełne opanowanie zachował. Na moment krótki, niczym błysk oka, w twarzy mignął mu gniew, ale bez uważnej obserwacji nawet bym tego nie dostrzegła, później zaś drwiąco pobożne intencje pochwalił. Mógł sobie chwalić albo ganić, nic mnie to nie obchodziło, bo wreszcie poczułam się przed nim bezpieczna.

W szampański humor wpadłam i pozwoliłam mu zostać na drugim śniadaniu, nie bacząc na głupie plotki i ludzkie opinie, tyle że pa

Potem zaś list od Gastona przyszedł, z drogi pisany, i na nowo stałam się stracona dla świata. Zamknęłam się w buduarze dla wielokrotnego przeczytania tej korespondencji, która najmniejszych wątpliwości nie pozostawiała. Nie napisał wprost, że mnie kocha i pragnie za żonę, ale tak wyraźnie dał mi to do zrozumienia, że więcej nie było trzeba. Oczu od jego pisma oderwać nie mogłam, trzech bitych stron nauczyłam się na pamięć i dopiero na obiad z buduaru wyszłam.