Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 70

Chociaż dopiero teraz pojęłam, jak bardzo, w tak krótkim czasie, przyzwyczaiłam się do tych łazienkowych wygód i jak trudno mi będzie obyć się bez nich. Niespokojnym okiem rzuciłam na bagaże, owszem, stały, mała walizka i neseser, dużą walizę Roman zostawił w samochodzie, dałby Bóg, żeby się nie przemieniła w tłumok czy kufer…

Boże wielki, samochód…!!!

Rzuciłam się do okna, próbując je otworzyć, bez skutku, zabite było gwoździami. Omal szyby nie wytłukłam, chcąc wyjrzeć, ale okazało się to niepotrzebne, bo i bez tłuczenia na dziedzińcu przed domem własną karetę ujrzałam i własne konie, akurat zaprzęgane. Przy nich Romana. Od ulgi na jego widok prawie zesłabłam.

Starczyło mi jednak siły, by szarpnąć dzwonek na służbę, do którego ręka mi sama trafiła, choć w pierwszej chwili wzrokiem guzików na futrynie usiłowałam poszukać. Dźwięk w głębi domu się rozległ, za chwilę kroki usłyszałam śpieszne i dziewka służebna w drzwiach się ukazała. Tacę ogromną ze śniadaniem trzymała w rękach, co trochę w dygnięciu jej przeszkodziło.

Tacę kazałam na stole postawić, bo widać było, że zamierza mi ją do łóżka zanieść, i wody gorącej zażądałam. To nie do wiary, jak człowiek do mycia się przyzwyczaja… Zęby i bodaj twarz… Ożywić się, zanim jeść zacznę.

Nim z wodą wróciła, z ciekawością obejrzałam śniadanie, bo już zdążyłam zapomnieć, co jadałam we własnych czasach. No tak, oczywiście, polewka piwna z serem, kaszanka na słoninie smażona, jeszcze skwiercząca, jajecznica, połówka pulardy na zimno, miód, chleb razowy świeżutki, masło, konfitura wiśniowa i wczesne groszki. Do tego kawa ze śmietanką, bardzo słaba. Dziw, że mi baby drożdżowej nie dołożyli. Ależ, na miły Bóg, na cały dzień by mi tego pożywienia starczyło, a kto wie czy nie na dwa!

Prawdę mówiąc, po odrobinie spróbowałam wszystkiego, chcąc sobie znane smaki przypomnieć i aż śmiać mi się chciało. Znów zadzwoniłam na dziewkę, żeby tacę zabrała, i dopiero potem zaczęłam się ubierać, nic jeszcze na ten temat nie myśląc. Włosy umiałam już sama zwinąć i w węzeł wielki na głowie upiąć, pomoc nie była mi do tego tak bardzo potrzebna. Wczorajszy strój włożyłam, tylko bieliznę zmieniwszy, twarz przed lustrem uporządkowałam jak zwykle, sama z łatwością spakowałam neseser i peniuar razem z koszulą nocną wrzuciłam do walizki. Jedno, czego się nie nauczyłam, to piżam do spania używać i w ogóle spodni nosić. Po czym znów wezwałam służbę.

W miejsce dziewki w drzwiach pojawił się Roman. Dosyć długą chwilę w milczeniu patrzyliśmy na siebie. Wreszcie Roman, mocno zakłopotany, odezwał się pierwszy.

– Jaśnie pani raczy wybaczyć, że się wtrącam, ale w takim stroju jaśnie pani ludziom się pokazać nie może…

Tylko przez mgnienie oka czułam się zaskoczona, a potem spojrzałam po sobie.

Dobry Boże! Miał rację. W letnim, malutkim kostiumiku odbywałam tę podróż, krótki żakiecik, bluzeczka z dekoltem wielkim i bez rękawów, spódniczka przed kolana, pończochy miałam, najcieńsze z możliwych, samoprzylepne, pantofelki głęboko wycięte, na wysokich obcasach, które polubiłam… No, pończochy i pantofelki jak cię mogę, ale ta reszta…? I, Jezus Mario, nie miałam kapelusza!!!

– O, do licha – powiedziałam z jeszcze większym zakłopotaniem.

– I twarz… – dodał Roman wręcz rozpaczliwie. – Tak się obawiałem i dlatego przyszedłem.

– Do diabła – skomentowałam, już zirytowana. – Niech to piorun strzeli, co ja mam zrobić? Słusznie Roman zauważył, dobrze, twarz zaraz umyję, ale na siebie…? Kapelusz jest w samochodzie… zaraz… w karecie chyba? Jest tam ta duża walizka? – Jest, taka jak była.

– Ale przecież nie ma sensu… zaraz… Już wiem! Przypomniało mi się, ża apaszkę lekką i bardzo dużą mam przy sobie, nią będę mogła głowę okręcić, jakby woalem, co w podróży jest dopuszczalne, ale co dalej? Prześcieradłem się przecież nie owinę… Prawda, mam też spódnicę plażową w kwiaty, długą do kostek, tyle że na guziki zapinaną, ale może guziki umkną ludzkiej uwadze… Zatem przebrać się muszę, a razem wziąwszy, strój z tego wyjdzie zupełnie idiotyczny. No trudno, i

– Daleko mamy do domu? – spytałam z troską.

– Wszystkiego raptem półtora kilometra. W jaśnie pani własnej oberży jesteśmy. Tyle że tam służba będzie czekała. Zniecierpliwiłam się.

– No więc dobrze, niech myślą, że w tej podróży zwariowałam. Albo wprost z maskarady wracam. Boże jedyny, co mi do głowy wpadło, żeby się tutaj zatrzymywać, znów mi pewnie Roman powie, że przez jakąś barierę przelazłam!





– No, tak jakby, ale w odwrotną stronę.

– Dosyć mam tego, czy to już każdy hotel będzie mi się w oberżę przemieniał? Albo oberża w hotel? Czy się w końcu w Średniowieczu opatrzę? Albo w tysiąc lat później?

– Co do tysiąca lat, wolałbym nie, bo sam sobie nie umiem wyobrazić, jak tam będzie, ale Średniowiecze na upartego dałoby się wytrzymać. Niech się jaśnie pani przystosuje troszeczkę, żeby zgorszenia nie budzić, a ja za parę minut wrócę po rzeczy.

Na nowo rozpakowałam neseser i walizkę, mleczkiem kosmetycznym zmyłam twarz, z trudem powstrzymałam chęć zostawienia bodaj odrobiny pudru na nosie, zadowolona z tego, że przynajmniej brwi i rzęsy mam przyciemnione trwale i nikt w nich sztuki nie odgadnie, odnalazłam plażową spódnicę i włożyłam na tę od kostiumu, chcąc większą obfitość materii uzyskać. Guziki wręcz zgubą mi groziły, bo nie dochodziły do samego dołu, pozostawiając rozcięcie prawie do kolan. Agrafką je spięłam i na bok obróciłam, z nadzieją, że przy chodzeniu mniej się to rozwiewanie rzuci w oczy. Lustra dużego, na szczęście, w tym apartamencie nie było, więc nie widziałam, jak w tym wszystkim wyglądam, mogłam to sobie tylko wyobrazić, od czego udało mi się powstrzymywać. Apaszką omotałam głowę i byłam gotowa.

Roman przytomnie podjechał pod same drzwi, tak że do karety miałam ledwie trzy kroki, ale przy schodzeniu ze schodów widziałam liczne głowy, gapiące się na mnie zza poręczy. Musiała ich chyba wielce zaintrygować ta nowa moda paryska, przeze mnie przywieziona. Prawie pożałowałam, że nie ustrzeliłam ich prawdziwie modnym letnim strojem w pełnym wydaniu, boso, z zielonym cieniem wokół oczu, w spódniczce mini, z chustką na biuście zawiązaną…

Ale mogliby za mną, jak za nierządnicą, kamieniami rzucać, więc lepiej było nie.

Gdyby nie osobliwość stroju, żadnych większych sensacji bym nie doznała. Podjechałam pod wejście do własnego pałacu, jak podjeżdżałam tysiące razy, służba na schodach czekała z powitaniem, z ulgą dużą Zuzię ujrzałam, która na mój widok wielkie oczy zrobiła, ale zaraz potem za mną pobiegła pomocą służyć. O, tak, jej pomoc była dla mnie zgoła bezce

Dopiero teraz bowiem uświadomiłam sobie, że nie mam się w co ubrać. Co stąd wywiozłam, zostawiłam w Paryżu, przywiozłam natomiast nowe rzeczy, świeżo kupione we współczesnych czasach, w przekonaniu, że będę je nosiła. Zarazem jednak przypomniał mi się mój wyjazd w tamtą stronę w wielkim pośpiechu i skąpość bagażu, ledwie trzy suknie wzięłam, w tym jedną podróżną, zatem reszta musiała tu zostać i teraz mogła mi służyć. I gorsety… Szczęście, że miałam ich kilka, choć tak od nich odwykłam, że błysnęła mi myśl, czyby nie dało się bez nich obyć…

Musiałabym chyba ubierać się sama, w tajemnicy przed własną pokojówką…

W pierwszej kolejności kąpiel zarządziłam, mocno postanawiając sobie jedną garderobę na prawdziwą łazienkę przerobić, z toaletą i wodą bieżącą. Cały wodociąg i kanalizacja byłaby do tego niezbędna, nie miałam pojęcia, jak to urządzić technicznie, ale mogli Rzymianie, mogłabym i ja, a Roman bez wątpienia znał się na tym i radę potrafiłby znaleźć. Pieniądze miałam, bo ten spadek po pradziadku przecież załatwiłam…?

W kąpieli zamierzałam sama dość długo posiedzieć i trochę się nad tym całym bałaganem zastanowić. Nie chcąc prezentować Zuzi moich nowych strojów, wysłałam ją na poszukiwanie gorsetów, bielizny i letnich sukien, każąc wszystko zgromadzić tak, bym przeglądu całości łatwo dokonać mogła. Nie zdołała ukryć zdziwienia i rozczarowania.

– Jakże to, czy też jaśnie pani nowych rzeczy nie przywiozła? Takam ciekawa była, jaka tam moda w Paryżu się nosi! Nie skarciłam jej, bo sama ją do pewnej poufałości przyzwyczaiłam, jedyną zauszniczkę przez dziesięć lat w niej mając, ale prawdy przecież wyjawić jej nie mogłam.

– Dużo kupiłam, moja Zuziu, ale tak samo wyjeżdżałam z Paryża, jak i stąd do Paryża. W pośpiechu takim, żem nic nie wzięła i teraz muszę ze starych sukien korzystać. Nic straconego, bo niezadługo znów tam pojadę i teraz już może śpieszyć się nie będę musiała. A na razie zrób, co mówię, a ja sobie trochę odpocznę po tej podróży.

W wa

Zimno mi się nagle w tej gorącej wodzie zrobiło i aż zdrętwiałam. Zgłupiałam chyba, jakie zadzwonić, w co, w dzwon kościelny czy w ry

A cóż za wściekłe uciążliwości teraz na mnie spadły…! Dziewka mi jeszcze gorącej wody dolała, ale już chciałam wyjść z tej wa